Komentarz Internauty: USA - policjant bez nadzoru
Planowana przez USA wojna z Irakiem jest jedynie elementem szerszego tła amerykańskiej polityki, sprowadzającej się do odgrywania roli policjanta na arenie międzynarodowej. Oczywiście nie chodzi tu o altruistyczne działania dla globalnego dobra wspólnego (nieważne jak pięknie mówiłby o tym prezydent Bush), ale o realizację własnych, narodowych interesów.
Taka postawa, zakładająca działanie dla własnej korzyści, przyjmowana jest przez każde państwo funkcjonujące na arenie międzynarodowej , jako coś całkowicie naturalnego. Stany Zjednoczone jako największa potęga gospodarcza i militarna świata - są wręcz predystynowane do odgrywania roli strażnika porządku i pokoju, zwłaszcza, że jak na razie nikt inny się do tego zajęcia nie pali. Nie można bowiem zakładać, że rozgrywające się gdzieś na drugim końcu świata konflikty, czy kryzysy nas nie dotyczą, bo prędzej czy później one i tak pojawią się na naszym podwórku chociażby w postaci uchodźców, problemów gospodarczych czy terrorystów. Gdyby nie jeden mały szczegół w zasadzie można by się tylko cieszyć, że to właśnie USA, kraj demokratyczny, podzielający w znacznym stopniu nasze wartości i pokrewny kulturowo, postanowił podjąć się tej roli.
Niestety ten policjant ma jedną wadę: nie chce poddać się żadnej kontroli. I nie chodzi tutaj tylko o sprawę Iraku i lekceważenie stanowiska ONZ w tej kwestii, ale także o stosunek do Międzynarodowego Trybunału Karnego, bardzo powoli, ale jednak rozpoczynającego swą działalność. Dlaczego Stany Zjednoczone nie chcą uznać uprawnień tego ciała do kontrolowania działań swych obywateli z punktu widzenia ewentualnych naruszeń praw człowieka? John R. Bolton, podsekretarz w rządzie Georga Busha przekonuje na stronach Departamentu Stanu, że działania Trybunału naruszałyby suwerenność i niepodległość Stanów Zjednoczonych, co oczywiście jest prawdą, ale w żadnym stopniu nie usprawiedliwia odmowy uznania uprawnień Trybunału.
USA chce pełnić wyjątkową rolę w społeczności międzynarodowej i nie jest to nic złego pod warunkiem uznania, że nadzwyczajne zadania oznaczają też nadzwyczajną odpowiedzialność i konieczność poddania się kontroli. Tymczasem Stany Zjednoczone nie chcą nawet w sferze deklaracji uznać takiej możliwości. Działając w ten sposób nie tylko psują swój wizerunek i obniżają wiarygodność na arenie międzynarodowej, ale także osłabiają cały system prawa międzynarodowego, pokazując, że tylko słabi muszą się do niego stosować. Taka postawa jest o tyle niezrozumiała, że utrudnia działanie samym Stanom Zjednoczonym, którym przecież dużo łatwiej byłoby przekonać sojuszników na przykład w sprawie Iraku, gdyby przy innych okazjach wykazały więcej dobrej woli, a mniej arogancji. Być może wtedy Europejczycy postrzegaliby kwestię obalenia Saddama, jako wyjątkowe działanie podyktowane wyjątkowymi okolicznościami, a nie element schematu lekceważenia przez USA pozostałych aktorów sceny międzynarodowej i rządzących nią praw.
Agnieszka Górecka