Komendanci odwołani po śmierci Igora Stachowiaka mają się dobrze. Dostają emerytury i pensje?
Pięciu komendantów, zdymisjonowanych po tym jak sprawa Igora Stachowiaka ujrzała światło dzienne, straciło stanowiska. Okazuje się jednak, że nie wyszło im to na złe. Mają pobierać emerytury i zarabiać.
27.02.2018 | aktual.: 28.03.2022 10:24
Podinspektor Arkadiusz M., inspektor Krzysztof N., inspektor Arkadiusz G., młodszy inspektor Jerzy K. i młodszy inspektor Dariusz K. - ich nazwiska były wymieniane przy sprawie śmierci Igora Stachowiaka. Tych pięciu komendantów dolnośląskiej policji przeszło na emeryturę. Wiedzieli, co robią.
Wybierając emeryturę uniknęli postępowań dyscyplinarnych - donosi "Fakt". Mogły one wiązać się z pozbawieniem praw emerytalnych lub zawiadomieniem prokuratury. To nie wszystko. Poza emeryturą, byli komendanci mają pobierać też pensje.
Jak donosi dziennik, były szef komisariatu Jerzy K. pracuje w firmie produkującej meble, a były zastępca komendanta wojewódzkiego Krzysztof M. był wiceprezesem miejskiej spółki. Były szef policji na Dolnym Śląsku Arkadiusz G. ma z kolei firmę zajmującą się
szkoleniami BHP, a były komendant miejski Arkadiusz M, pracuje w firmie transportowej.
Przypomnijmy, że po informacji o dymisji funkcjonariuszy ze stanowisk pojawiały się doniesienia o tym, że nadal pracują w policji, a nawet otrzymali awans.
- To manipulacja. Ci panowie zostali odwołani ze swoich stanowisk. Oni uciekli na zwolnienia lekarskie. Mają niestety takie prawo, zachowali się niehonorowo, to można powiedzieć wprost - mówił w listopadzie ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak.
Sprawa śmierci Igora Stachowiaka
Igor Stachowiak zmarł na wrocławskim komisariacie 15 maja 2016 roku. Rok po jego śmierci Wojciech Bojanowski w programie "Superwizjer" TVN ujawnił nieznane dotąd nagranie z paralizatora, którym rażono mężczyznę. Okazało się, że wiedzieli o nim od początku zarówno śledczy, jak i przełożeni policjantów z wrocławskiego komisariatu.
Źródło: "Fakt"