Kolejny świadek w procesie b. pracownika Stoczni Gdańskiej przeciwko Wałęsie
B. pracownik Stoczni Gdańskiej zeznawał przed gdańskim sądem w procesie, jaki Lechowi Wałęsie wytoczył b. stoczniowiec Henryk Jagielski za zarzut o agenturalną przeszłość. Jagielski żąda od byłego prezydenta przeprosin i 20 tys. zł. Świadek mówił, że jeden z kolegów miał żal do Jagielskiego w związku z donosem do SB w latach 50.
22.09.2017 | aktual.: 22.09.2017 15:42
Jagielski: oszczerstwa, bełkot i same kłamstwa
W styczniu 2017 r. Wałęsa zarzucił Jagielskiemu tajną współpracę z SB. Według b. prezydenta, Jagielski miał się też dopuścić pobicia stoczniowca, "czego konsekwencją na skutek wstawiennictwa związkowców, w tym Lecha Wałęsy, miało być wyłącznie przesunięcie na inny wydział".
Wałęsa mówił też, że Jagielski w latach 50. ub. wieku "miał zawrzeć tajne antykomunistyczne przymierze z dwoma kolegami, w którym miała obowiązywać zasada, iż w przypadku zdrady jednego z członków przymierza członek zdradzony był uprawniony do wykonania na nim wyroku śmierci".
Jak podkreślił adwokat reprezentujący Jagielskiego, szczególnie dotkliwe dla powoda jest oskarżenie o współpracę z aparatem bezpieczeństwa PRL. - Żył sobie pod dostatkiem za nasze pieniądze, które dostawał od Służby Bezpieczeństwa. Społeczeństwo może mu wybaczyć, ale ja nigdy mu nie wybaczę - mówił WP Henryk Jagielski, pracownik stoczni, na którego - zdaniem Sławomira Cenckiewicza - na początku lat 70. miał donosić TW Bolek.
"Janiec miał żal do Jagielskiego, że ten doniósł na niego do SB"
Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku od maja. Jagielski żąda od Wałęsy przeprosin i 20 tys. zł. za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB. W piątek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zeznawał 77-letni Roman Bontor, który przez wiele lat pracował w stoczni jako elektromonter.
Wspominał, że ok. 2007 r. jego dawny stoczniowy kolega Ryszard Janiec poprosił go o pomoc w wyjaśnieniu, kto mógł stać za donosem do aparatu bezpieczeństwa PRL sprzed kilkudziesięciu lat. - Janiec miał żal do Jagielskiego, że ten doniósł na niego do SB za zakładanie organizacji harcerskiej, zakazanej w tym czasie - to było chyba w 1953 r. Jańca i trzech innych kolegów skazano wtedy na chyba 15 i 13 lat więzienia i zostali zwolnieni na mocy amnestii w 1956 r. To wszystko mi opowiadał, a ja to spisałem na kartce, żeby nie zapomnieć. Janiec poprosił mnie też, żebym poszedł z tym wszystkim do Lecha Wałęsy, aby dociec prawdy - mówił przed sądem.
Wałęsa nie chciał wracać do przeszłości. - Powiedział mi, że on się w to nie będzie bawił, że ta sprawa jest dla niego zamknięta i żeby pan Janiec poszukał sobie prawnika, który mógłby mu pomóc - dodał Bontor.
"Mówił, że idzie na trzecią bramę i nie wie, czy stamtąd wróci; tam działała SB"
Świadek zeznał również, że słyszał kiedyś w latach 70., jak Jagielski mówił, że "idzie na trzecią bramę i nie wie, czy stamtąd wróci". - Na tej trzeciej bramie działała wtedy na terenie stoczni siedziba Służby Bezpieczeństwa - wyjaśnił.
Następnym świadkiem w procesie ma być Janiec, który przebywa teraz w jednym z Domów Seniora w Gdańsku. Nie wiadomo, czy jego stan zdrowia pozwoli mu na przyjazd do sądu. Sędzia Piotr Kowalski nie wykluczył, że w razie konieczności do przesłuchania mężczyzny może dojść w ośrodku, w którym przebywa.
- Według Wałęsy to ja jestem "Bolkiem", a nie on. To oszczerstwa, bełkot i same kłamstwa. Niech pokaże, że ja na kogokolwiek donosiłem. To przez niego przenieśli mnie na inny wydział Stoczni Gdańskiej i przez 10 lat mniej zarabiałem - mówił w maju dziennikarzom, 85-letni Jagielski.
Cenckiewicz: sam fakt rejestracji nie oznacza, że ktoś był agentem
Rejestrację Jagielskiego potwierdził, na pierwszej rozprawie, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką "SB a Lech Wałęsa" (wydana w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako swojego tajnego współpracownika o pseudonimie "Rak".
- Robiąc jednak wówczas kwerendę wszystkich dostępnych materiałów stwierdziłem, że nie zachowały się w IPN żadne inne dokumenty z lat późniejszych, świadczące o tym, że powód rzeczywiście współpracował z SB. Nie znalazłem żadnych dokumentów, które można by uznać za wytwór działalności TW "Rak". Znalazłem za to zapisy w aktach SB, że Henryk Jagielski jest "zadeklarowanym wrogiem socjalizmu". Był represjonowany, SB prowadziła przeciwko niemu w latach 1970-87 cztery sprawy operacyjne - zeznał Cenckiewicz.
Historyk przyznał, że przypadek Jagielskiego to sprawa "dość złożona". Tłumaczył, że po rozmowach Jagielskim i kwerendzie akt uznał, że ta historia jest incydentalna. - Doszedłem do wniosku, że być może doszło do spotkania powoda z funkcjonariuszem SB, który mógł uznać tę rozmowę jako werbunkową i na tej podstawie dokonać rejestracji. Powód mówił mi na przykład, że w tym okresie próbował wraz kolegami uciec z kraju do Szwecji, ale ten pomysł został przez służby udaremniony - nadmienił.
W ocenie Cenckiewicza, sam fakt rejestracji kogoś jako tajnego współpracownika nie wystarcza, żeby uznać taką osobę za agenta.
Wałęsa: nigdy nie napisałem żadnego donosu
Wałęsa na Facebooku nie szczędzi inwektyw Cenckiewiczowi, uważa, że "niszczy on jego dobre imię". Podkreśla, że "nigdy nie napisał żadnego donosu" i czuje się ofiarą układu Kaczyńskiego, Cenckiewicza i Wyszkowskiego". "Największe pretensje za krzywdy mu wyrządzone przez przypisywane mu donosy zgłaszal właśnie kolega ze stoczni Henryk Jagielski" - pisze były prezydent, zaliczając Jagielskiego do "układu".
"Dzień jak co dzień. Z tym, że jest nowa wersja: donosy Jagielskiego wpięte w teczkę Wałęsy. No i zastraszanie ofiar własnych donosów poprzez pogróżki pod adresem Józefa Szylera. Co za zły człowiek..." - skomentował wpis Wałęsy Cenckiewicz.
Źródło: PAP,Facebook,WP