Kolejne tropy w sprawie katastrofy Airbusa A320
Dziennik „New York Times” podaje, że Andreas Lubitz miał problemy z oczami i był z tego powodu leczony. Z kolei niemiecki "Welt am Sonntag" pisze o chorobie psychosomatycznej i dużej ilości leków znalezionych w mieszkaniu pilota. Tymczasem generał francuskiej żandarmerii Jean-Pierre Michel zasugerował, że to nie problemy zdrowotne mężczyzny mogły doprowadzić do tragedii.
"New York Times" pisze, że Andreas Lubitz miał pogłębiające się problemy ze wzrokiem. Choroba groziła jego dalszej karierze pilota, a marzeniem mężczyzny było sterowanie samolotami na trasach międzykontynentalnych. 27-latek nosił szkła kontaktowe i nie informował pracodawcy o swoich kłopotach.
Śledczy nie wykluczają, że problemy z oczami mogły mieć podłoże psychosomatyczne. Dziennik "Bild" opublikował wcześniej rozmowę z była partnerką Lubitza. Według kobiety, mężczyzna mógł doprowadzić do tragedii, bo zrozumiał, że jego problemy zdrowotne zamykają mu drogę do objęcia stanowiska kapitana w Lufthansie. Kobieta przytacza też słowa Lubitza, który miał powiedzieć, że pewnego dnia zrobi coś, co zmieni cały system i wszyscy zapamiętają jego imię.
O psychosomatycznej chorobie pisze również niemiecka gazeta "Welt am Sonntag". Powołując się na osoby zbliżone do śledztwa, gazeta podaje, że pilot leczony był przez kilku neurologów i psychiatrów. Leki zabezpieczone w jego mieszkaniu to środki stosowane przy chorobach psychicznych. Jak czytamy, mężczyzna cierpiał na syndrom przeciążenia, depresję, a także chorobę psychosomatyczną, czyli schorzenie fizyczne, którego powodem są czynniki psychologiczne, zazwyczaj silne, negatywne emocje.
Inny scenariusz?
Sporo zamieszania wprowadziła wypowiedź generał francuskiej żandarmerii Jean-Pierre Michel, który uczestniczy w śledztwie w sprawie katastrofy. Jak podkreślił, chociaż wiele elementów w zebranych materiałach i toczącym się dochodzeniu wskazuje, iż do katastrofy doprowadził niezrównoważony emocjonalnie drugi pilot, to nie można poprzestać tylko na takim scenariuszu tragedii w Alpach.
Według Michela, prowadzący dochodzenie mają dowody sugerujące, by nie odrzucać całkowicie innych przyczyn, przede wszystkim dotyczących błędu ludzkiego w pilotażu lub awarii technicznej.
Dodał, że na obecnym etapie dochodzenia nie można mówić o jakichś szczególnych wydarzeniach, jak zawód miłosny czy problemy zawodowe, które miałyby wpływ na zachowanie sprawcy.
Po tych słowach pojawiły się komentarze, że możliwe, iż drugi pilot chciał udowodnić światu, a przede wszystkim sobie, że potrafi sam pilotować samolot i nim lądować. Niemniej takie stanowisko wywołuje wątpliwości ekspertów lotniczych. Dla nich zbyt wiele elementów wskazuje na to, że był to akt desperata.
Fascynacja Alpami
Wcześniej w sobotę pojawiły także informacje, że drugi pilot dobrze znał region, gdzie nastąpiła katastrofa, gdyż wcześniej bywał tam i latał nad nim szybowcem. Wiadomość tę potwierdził BBC Dieter Wagner - członek kursów szybowcowych w Montabaur w Nadrenii-Palatynacie, skąd pochodził drugi pilot Andreas Lubitz. Wagner powiedział, że Lubitz latał szybowcem nad francuskimi Alpami w czasie pobytu w tamtym regionie ze swoją szkołą szybowcową. Wagner miał powiedzieć też francuskiemu dziennikowi "Le Parisien", że "Alpy były pasją Lubitza, że miał na ich tle obsesję".
Inne francuskie medium informacyjne Metro News powiadomiło, że Lubitz od 9. roku życia przyjeżdżał z rodzicami na wakacje do Sisteron, gdzie był klub szybowcowy. Sisteron leży niespełna 70 km od Le Vernet, gdzie doszło do katastrofy. Źródło to cytuje też przyjaciela rodziców Andreasa Lubitza, który powiedział, że Andreas sprawiał wrażenie "zwykłego chłopca".
Dane z czarnej skrzynki samolotu sugerują, że 27-letni drugi pilot celowo doprowadził we wtorek, 24 marca, do katastrofy nad francuskimi Alpami airbusa linii lotniczych Germanwings lecącego z Barcelony w Hiszpanii do Duesseldorfu w Niemczech. Na pokładzie znajdowało się 150 osób. Nikt nie przeżył.
Prokuratorzy twierdzą, że w postępowaniu Lubitza nie można się dopatrzyć motywów politycznych czy religijnych.