Kolejne miasto celem Rosjan. "Żaden kierunek nie jest wykluczony"

Po Awdijiwce Rosja może wziąć na cel uderzenie w Kupiańsk i Charków. - Absolutnie żaden kierunek nie jest wykluczony. Tam, gdzie będą mogli mieć powodzenie, będą parli - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską płk Maciej Matysiak. W Ukrainie są też coraz większe problemy z mobilizacją.

Sytuacja Kupiańska staje się coraz poważniejsza
Sytuacja Kupiańska staje się coraz poważniejsza
Źródło zdjęć: © East News | AA/ABACA

Jeszcze nie opadł kurz po przejęciu przez Rosjan kontroli nad Awdijiwką, a już pojawiają się informacje o kolejnych potencjalnych stratach na froncie. - Bez pomocy Zachodu Ukraina ryzykuje utratę zarówno Kupiańska, jak i Charkowa - ostrzegła w rozmowie z "Deutsche Welle" ukraińska deputowana Oleksandra Ustinova.

W jej ocenie, zdobycie Awdijiwki to dopiero pierwszy krok szturmu Rosjan. - Charków jest drugim co do wielkości miastem w Ukrainie z ponad milionem mieszkańców. Wiemy, że jeśli stracimy Kupiańsk, który jest głównym węzłem kolejowym, to niestety wzrosną szanse na utratę Charkowa - dodała.

Podkreśliła, że aby temu zapobiec Ukraina musi dostać więcej sprzętu wojskowego, amunicji i samoloty F-16. - Jeśli nie otrzymamy dodatkowego wsparcia, amunicji i pocisków rakietowych dłuższego zasięgu, jeśli nie otrzymamy obiecanych F-16 do lata, niestety będziemy mieli ogromny problem - ostrzegła polityczka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nieludzka taktyka Rosjan

Sytuacja wokół Kupiańska z dnia na dzień staje się coraz poważniejsza. 25 lutego, dzień po drugiej rocznicy pełnoskalowej wojny w Ukrainie, wojska rosyjskie nasiliły próby szturmów pod miastem. Rosjanie uzupełnili zapasy sprzętu i zaangażowali rezerwy wojskowe.

- Przez pewien czas, gdy Rosjanie ponosili ciężkie straty na linii frontu, ich samoloty celowo atakowały cywilów, w szczególności w pobliżu rzeki Oskil. Jest to ich nieludzka taktyka i umyślne powodowanie cierpienia wśród ludności cywilnej. Pod ciężkim ostrzałem artyleryjskim i moździerzowym Rosja próbuje znaleźć słaby punkt w ukraińskiej obronie. Odparcie tych ataków jest trudne - przekazała rzeczniczka 14. samodzielnej zmechanizowanej brygady imienia Romana Wielkiego, Nadiya Zamryga.

"Żaden kierunek nie jest wykluczony"

Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints i były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę, że obecnie Rosjanie na pewno będą parli do przodu.

- Im będą mocniejsi albo będą mieli więcej możliwości, będą wybierać kierunki, które są z jakiegoś powodu zasadnicze albo takie, gdzie przeciwnik jest słabszy - podkreśla ekspert. - Absolutnie żaden kierunek nie jest wykluczony. Tam, gdzie będą mogli mieć powodzenie, będą parli.

Trudna sytuacja mieszkańców Kupiańska i okolic
Trudna sytuacja mieszkańców Kupiańska i okolic© East News | MOKTAR HAMDI/SIPA

Kwestia kolejnego quasi referendum

Istotną rolę może odegrać także kwestia tego, czy zajęcie jakiegoś obszaru będzie stanowić domknięcie rejonu administracyjnego. - Po to, by rejon poddać quasi referendum i wciągnąć do Rosji - dodaje płk Matysiak.

Jednocześnie ekspert zauważa, że kwestia dostaw uzbrojenia na teren Ukrainy jest problemem złożonym. - Jeśli chodzi o bardzo skomplikowany sprzęt, a F-16 i w ogóle samoloty są takim sprzętem, nie wystarczy, że Ukraińcy go dostają i załatwione. To jest zupełnie inna technologia i taktyka, więc musi być domkniętych więcej rzeczy - podkreśla płk Matysiak.

I wylicza, że szkolenie jest kwestią podstawową. - Do tego zaplecze techniczne, naziemne, wyszkolenie pilotów, dostarczenie amunicji, sprawne radiolokatory.

Ukraińskie problemy z mobilizacją

Niemniej istotną kwestią jest to, że ukraińskie wojsko boryka się z coraz większymi brakami osobowymi. Terytorialne centra uzupełnień "polują" na młodych mężczyzn, uchylających się od służby w armii, na ulicach, w siłowniach, a nawet w sanatoriach.

Według informacji podawanych przez stronę ukraińską ponad 25 tys. mężczyzn, którzy byli objęci zakazem, przekroczyło nielegalnie granicę. Głównym kierunkiem uciekających przed wcieleniem do wojska jest Mołdawia. Ze statystyk wynika, że od początku wojny z Ukrainy przedostało się tam 15 tys. osób. 

W związku z problemami z mobilizacją ukraińskie media alarmują, że średnia wieku żołnierza na froncie wynosi ponad 40 lat, a nowych chętnych brakuje. Tysiące mężczyzn w wieku poborowym wyjechały za granicę - często za łapówki. Inni załatwili sobie zwolnienie od służby wojskowej ze względu na stan zdrowia.

Na początku lutego pojawiły się informacje, że władze ukraińskie chcą zmobilizować setki tysięcy nowych żołnierzy metodą kija i marchewki. Jak ma to wyglądać? Ochotników ma się wynagradzać, a ukrywających się przed wojskiem karać surowymi sankcjami.

Jak podaje strona ukraińska, każdy zmobilizowany otrzyma minimalne wynagrodzenie w wysokości 20 tys. hrywien miesięcznie (ok. 2,2 tys. zł - przyp. red). Ponadto w czasie stanu wojennego dostanie dodatkowe środki w zależności o stanowiska, stopnia i miejsca służby w wojsku w wysokości od 30 do 100 tys. hrywien (od ok. 3,3 do 11 tys. zł). Powołanie nie będzie oznaczać, że nowy żołnierz od razu trafi na front - nowe prawo będzie zobowiązywało do dwu-trzymiesięcznego przeszkolenia.

Zełenski o sytuacji w Ukrainie

O złej sytuacji Ukrainy alarmował w ostatnim czasie sam prezydent Wołodymyr Zełenski. - Unia Europejska dostarczyła dotąd Ukrainie tylko 30 proc. z obiecanego miliona pocisków artyleryjskich - powiedział na briefingu z premierem Bułgarii Nikołajem Denkowem w Kijowie.

Decyzję o przekazaniu Ukrainie miliona sztuk amunicji artyleryjskiej przywódcy państw Unii Europejskiej podjęli pod koniec marca 2023 roku. Dostawy miały być zrealizowane w ciągu dwunastu miesięcy. Jednakże, jak niedawno przyznał Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, w wyznaczonym terminie uda się zebrać jedynie połowę założonej ilości.

Zełenski stwierdził, że pomoc nie zawsze dociera na czas, co uznał za jeden z powodów tego, że ofensywa na południu Ukrainy się nie powiodła. - Są rzeczy, które od nas nie zależą. Każdego dnia tracimy ludzi. Ale powinniśmy też być wdzięczni, że nie jesteśmy sami przeciwko takiemu wrogowi. I nie możemy o tym zapominać - dodał.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zobacz także