Kolejna decyzja Joe Bidena. "Cały czas są to jedynie listki figowe"

Jak ujawnił "Washington Post", prezydent Joe Biden wydał zgodę na dostarczenie Ukrainie min przeciwpiechotnych. Ma to pomóc powstrzymać Ukraińcom postępującą rosyjską ofensywę. - Miny są ukraińskiej armii bezdyskusyjnie potrzebne, ale powinny być dostarczone już dawno temu - mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski.

Decyzja Joe Bidena ws. przekazania min Ukrainie - zdaniem wojskowych - zapadła zdecydowanie za póżno

(Photo by Demetrius Freeman/The Washington Post via Getty Images)
Decyzja Joe Bidena ws. przekazania min Ukrainie - zdaniem wojskowych - zapadła zdecydowanie za póżno (Photo by Demetrius Freeman/The Washington Post via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | The Washington Post
Sylwester Ruszkiewicz

- Dla mnie jest to przykład indolencji amerykańskiej administracji. Decyzja została podjęta w momencie, kiedy kończy się kadencja prezydenta Joe Bidena. I nie będzie się trzeba z niczego tłumaczyć. Biden podjął decyzję o minach na zasadzie: "Teraz już mogę". Ale cały czas są to jedynie listki figowe - ocenia płk rez. Piotr Lewandowski, uczestnik misji bojowych poza granicami kraju i były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie.

Decyzja o przekazaniu Ukrainie min przeciwpiechotnych zapadła równolegle z wydaniem przez USA zgody na to, by Ukraińcy atakowali cele w głębi Rosji przy użyciu broni dostarczanej im przez USA - informuje "The Washington Post".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W opinii Pentagonu wysłanie min stanowi jeden z najbardziej pomocnych kroków, jakie administracja Bidena może podjąć, aby pomóc spowolnić ataki Rosji - podkreśla dziennik.

"Kijów zabiegał o nie od momentu inwazji Rosji prawie trzy lata temu, a w tym czasie siły Kremla gęsto rozmieszczały przeciwpiechotne miny na liniach frontu" - czytamy.

- Miny przeciwpiechotne, HIMMARS-y czy systemy ATACMS powinny zostać wysłane w pierwszym roku wojny. Rosjanie nie mieli wówczas rozbudowanej logistyki, można było więc najbardziej przy pomocy HIMMARS-ów skutecznie ich razić, a minami wtedy zatrzymywać ich ofensywę - komentuje wojskowy.

Jego zdaniem decyzja podjęta teraz pokazuje, jak istniały czerwone linie.

- Ich tak naprawdę nie było. Czerwone linie budowała administracja w Waszyngtonie, żeby unikać pewnych konsekwencji działań, które podejmowała. W przypadku min obawiano się m.in. głosów pacyfistów, którzy powiedzą: "przecież jaka to niehumanitarna broń" - mówi płk rez. Piotr Lewandowski

I jak przypomina, Rosjanie takiego dylematu nie mieli.

- Jak się wycofywali, minowali wszystko, co tylko się dało. Największym problemem Ukrainy były zaminowane pola uprawne. Miny są ukraińskiej armii bezdyskusyjnie potrzebne. Najwyraźniej ich arsenał się skończył, albo znacznie skurczył. Ruch jednak jest bardzo spóźniony - uważa weteran walk w Afganistanie i Iraku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zdaniem "Washington Post", decyzja amerykańskiego przywódcy spotkała się już z krytyką ze strony grup kontroli zbrojeń, ponieważ miny te stanowią zagrożenie dla cywilów. Gazeta przypomina, że 164 państwa świata ratyfikowały konwencję o zakazie użycia min przeciwpiechotnych (traktat ottawski). Stronami konwencji nie są jednak ani USA, ani Rosja. W trwającej od 2022 roku wojnie min takich używa zarówno Rosja, jak i Ukraina.

- Wielokrotnie podkreślałem, że jedyną szansą Ukrainy są kompleksowe dostawy całych systemów, tworzące nowe zdolności. A jakie nowe zdolności dostał Kijów? Kilkadziesiąt HIMMARS-ów i wyrzutnie ATACMS, które razem wzięte tworzą jedynie zdolności taktyczne. Gdyby takiego sprzętu były tysiące i byłby użyty równocześnie, można by mówić o choć operacyjnych zdolnościach. Ale Ukraina ich obecnie nie ma i Rosja na froncie osiągnęła przewagę - uważa płk rez. Piotr Lewandowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie