Zbieranie funduszy
"Choć nasza ekspedycja tworzona była w atmosferze wątpliwości co do tego, czy kobiety mogą i powinny wspinać się na najwyższe szczyty, dla nas Annapurna była przede wszystkim osobistym wyzwaniem o bardzo przyziemnym wymiarze. Czy zdołamy zebrać tysiące dolarów, zorganizować tony jedzenia i sprzętu, rozwiązać niezliczone problemy logistyczne i zaaklimatyzować się w rozrzedzonym himalajskim powietrzu? Tak czy inaczej, jeżeli ta wyprawa pomoże przełamać uprzedzenia do alpinistek, to już coś - myślałyśmy.
Nigdy wcześniej żadna kobieta nie próbowała się na wspiąć na Annapurnę. Nasza ekspedycja miała dać dziesięciu kobietom szansę zmierzenia się z jednym z najwyższych i najbardziej wymagających szczytów świata, a także zdobycia doświadczenia potrzebnego do planowania przyszłych himalajskich wypraw. Jeżeli by nam się udało, byłybyśmy pierwszymi Amerykanami, którzy wspięli się na Annapurnę, a zarazem pierwszymi Amerykankami, które pokonały wysokość 8000 metrów.
(...) Pomysły na zbieranie funduszy były różne: bale, bankiety, naklejki na zderzaki, rejsy po zatoce San Francisco, plakaty, afisze, imprezy, sygnety, koktajle z gwiazdami, wyścigi, turnieje tenisa i wędrówki. Pomysł zaprojektowania i sprzedawania koszulek z logo ekspedycji wydawał się jednak najbardziej obiecujący.
W końcu na samym dnie sterty rysunków znalazłam idealny moim zdaniem projekt - nic lepszego nie byłam sobie w stanie wyobrazić. (...) Był to wyraźnie zaznaczony zarys góry i napis: 'Miejsce kobiet jest na szczycie... Annapurna'.
Przy planowaniu naszej taktyki na Annapurnie rozpatrywałyśmy sposób alpejski, ale zdecydowałyśmy, że rozważniej będzie postępować zgodnie z tradycyjną dla dużych ekspedycji taktyką oblężniczą, zanim przejdziemy do bardziej niebezpiecznej czy wymagającej większych umiejętności wspinaczki. Jednak nawet tak drobiazgowe planowanie i ciężka praca nie są w stanie zapewnić sukcesu. Na najwyższych szczytach świata burze i lawiny mogą w mgnieniu oka zmieść sprzęt, obozowiska i ludzi. Byłyśmy małą grupą ludzi, a nasza wola przetrwania była niczym w obliczu tej ogromnej góry i sił natury, które tu rządziły" - dowiadujemy się z książki.
Na zdjęciu: Christy wnosi ważący 40 kilogramów ładunek z obozu II do bazy.
Książkę kupisz tutaj.