Koalicja strachu
Aleksandra Kwaśniewskiego nagrano, gdy dzwonił do legalnie podsłuchiwanego kolegi. "Podsłuch, inwigilacja, szczucie" - tak Aleksander Kwaśniewski rozwinął skrót rządzącej w Polsce partii, czyli PiS. "Kwaśniewski dostał przeciek od służb" - wyjaśnił na łamach "Wprost" były premier Leszek Miller.
16.04.2007 | aktual.: 16.04.2007 11:36
Podejrzenia byłego prezydenta to symptom psychozy, która opanowała polityków opozycji: przede wszystkim SLD, a w mniejszym stopniu także PO. Czego się boi Aleksander Kwaśniewski? Czego się boi koalicja strachu naprędce wokół niego stworzona?
Feralna rozmowa
- Poleciłem podległym mi służbom sprawdzić, czy wobec Aleksandra Kwaśniewskiego zastosowano jakiekolwiek techniki operacyjne. Po sprawdzeniu okazało się, że jego obawy są nieuzasadnione - zapewnia "Wprost" Zbigniew Wassermann, minister koordynator służb specjalnych. Nie bądźmy jednak naiwni: nawet gdyby było inaczej, żaden przedstawiciel rządu nie mógłby podać nazwiska osoby, która jest podsłuchiwana. Ale - jak dowiedział się "Wprost" - Aleksander Kwaśniewski rzeczywiście nie jest podsłuchiwany, choć ma powody do zdenerwowania.
Kwaśniewski został nagrany przez tajne służby, gdy rozmawiał przez telefon z jednym z bliskich współpracowników z okresu prezydentury. A ta osoba jest legalnie podsłuchiwana w związku z co najmniej dwoma dochodzeniami prokuratury. Mało tego, ta osoba uchodzi za jedną z najlepiej zorientowanych w interesach byłego prezydenta i najbardziej zaufanych. Dlatego Kwaśniewski obawia się, że w rozmowie z kimś takim nie zachował wystarczającej ostrożności.
- Mam poczucie, że jestem podsłuchiwany, ale rzecz jasna nie mam żadnych dowodów - mówi "Wprost" Marek Ungier, były szef gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego. Czy to on jest sprawcą zdenerwowania byłego szefa państwa? - Oczywiście, że często rozmawiam z Aleksandrem Kwaśniewskim przez telefon - mówi Ungier. - Kiedy i o czym to moja prywatna sprawa - ucina.
Ministrowie na podsłuchu
Kto z dawnych współpracowników Kwaśniewskiego może być legalnie podsłuchiwany? W październiku 2005 r. katowicka prokuratura oskarżyła Marka Ungiera o ujawnienie tajemnicy państwowej oraz składanie fałszywych zeznań. Jego nazwisko pojawia się też w śledztwie dotyczącym Laboratorium Frakcjonowania Osocza, prowadzonym przez prokuraturę w Tarnobrzegu. Może więc chodzić właśnie o Ungiera. Ale tarnobrzeska prokuratura bada również sprawę użyczenia luksusowego samochodu Markowi Siwcowi przez biznesmena Włodzimierza Wapińskiego, podejrzanego i aresztowanego w aferze LFO.
Oskarżony jest też były koordynator służb specjalnych Zbigniew Siemiątkowski - o ujawnienie tajemnicy państwowej w związku z bezprawnym zatrzymaniem byłego szefa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. - Nie mam cienia wątpliwości, że jestem podsłuchiwany, i to legalnie - mówi "Wprost" Siemiątkowski. - Chociażby z powodu licznych postępowań prokuratorskich, w których w grę wchodzi złamanie tajemnicy państwowej. W takich sytuacjach każdy sąd wyda zgodę na podsłuch - zauważa Siemiątkowski. Wyklucza jednak, że to on mógłby się stać nieświadomym źródłem kłopotów Kwaśniewskiego. - Ostatni raz rozmawiałem z nim telefonicznie jakieś dwa lata temu - zapewnia. To, że Siemiątkowski ma założony podsłuch, potwierdzają byli funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. - Siemiątkowski jest podsłuchiwany z zasady, jako były szef UOP - tłumaczy nasz rozmówca.
- Byłbym zdziwiony, gdybym nie był podsłuchiwany. Ciągle mówi się, że brałem łapówki, że mam zagraniczne konta - mówi z kolei Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu. - Ponieważ jednak nie mam się czego obawiać, podsłuchami się nie przejmuję - dodaje Kaczmarek. On także jest oskarżony w sprawie LFO, w dodatku katowicka prokuratura interesuje się nim w związku ze sprawą ściganego międzynarodowym listem gończym Władysława Bartoszewicza. - Od lat nie rozmawiałem jednak z Kwaśniewskim przez telefon - mówi Kaczmarek.
Podsłuchowa paranoja
O podsłuchowej paranoi, jaka panuje w Polsce, mówi nie tylko SLD: nawet Kazimierzowi Marcinkiewiczowi zdarzyło się niedawno napisać w blogu, że w dobie działalności Antoniego Macierewicza "wielu ludzi boi się rozmawiać. Odkładają telefon, piszą na kartkach. Żyjemy w orwellowskim świecie". Wbrew temu, co twierdzą politycy, lęk przed podsłuchiwaniem to nie wytwór IV RP, lecz rządów SLD. Zaczęło się niewinnie, od dyktafonu redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika, który nagrał korupcyjną propozycję Lwa Rywina. Apogeum paranoi przypadło na 2003 r., kiedy okazało się, że policja nagrała rozmowę posła SLD Andrzeja Jagiełły i radnego lewicy ze Starachowic, w której polityk sojuszu ostrzegał samorządowca o planowanych zatrzymaniach. O panującej już wówczas atmosferze świadczy zachowanie kilku ważnych przedstawicieli jednej z dużych polskich spółek giełdowych. - Przed każdym ważnym spotkaniem panowie wchodzili do specjalnego pomieszczenia i rozbierali się do rosołu, by pokazać, że nie mają na sobie
pluskiew - opowiada warszawski prokurator. Podsłuchowej paranoi ulegli też w swoim czasie politycy Platformy Obywatelskiej. Stało się tak przy okazji sprawy prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, podejrzewanego przez prokuraturę o niepowiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez jego zastępcę. O wszystkim zrobiło się głośno podczas ostatniej kampanii samorządowej. Majchrowski twierdził, że ma informacje o działaniach prowadzonych wobec niego przez służby. "Gazeta Wyborcza" stwierdziła nawet, że odmowa założenia podsłuchu Majchrowskiemu była powodem dymisji ówczesnego szefa małopolskiej policji, gen. Adama Rapackiego. SLD chciał, aby w tej sprawie powołano komisję śledczą. "To histeria polityków uwikłanych w związki ze światem przestępczym" - komentował wtedy minister Zbigniew Ziobro. Jednocześnie podkreślił, że prokuratura nigdy nie występowała z wnioskiem o założenie podsłuchu u prezydenta Krakowa.
Tysiące podsłuchów
Strach przed podsłuchami napędzali w czasie swoich rządów sami politycy SLD, dziś udający święte oburzenie z powodu rzeczywistych i domniemanych podsłuchów. "Jestem przerażony liczbą policyjnych podsłuchów" - mówił w 2004 r. Ryszard Kalisz, wówczas szef MSWiA. Inwigilacyjną paranoję pogłębia też objęcie tajemnicą liczby podsłuchów w Polsce. Zna ją zaledwie kilkadziesiąt osób w kraju. Co roku prokurator generalny składa w tej sprawie sprawozdanie marszałkowi Sejmu. Oczywiście, ściśle tajne. Dlaczego tak się dzieje? - Gwarantuję, że jeśli ktoś ma czyste sumienie, nie musi się obawiać, że jest podsłuchiwany - twierdzi zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking.
Jak ustalił "Wprost", w Polsce zakłada się kilkadziesiąt tysięcy podsłuchów rocznie. Tylko do warszawskiej prokuratury okręgowej trafia miesięcznie do 100 wniosków o zgodę na tę formę inwigilacji. Dane te mogą na pierwszy rzut oka szokować, ale jeśli się weźmie pod uwagę, że rocznie zatrzymuje się ponad 300 tys. podejrzanych o przestępstwa kryminalne i około 50 tys. podejrzanych o przestępstwa gospodarcze, ta liczba nie jest wysoka. - Jest faktem, że liczba podsłuchów rośnie, ale to po prostu doskonałe narzędzie do walki z przestępcami - tłumaczy prokurator jednego z wydziałów przestępczości zorganizowanej.
Kto podsłuchuje?
Do stosowania podsłuchów uprawnione są policja, ABW, Agencja Wywiadu, wojskowe służby specjalne, straż graniczna, organy kontroli skarbowej, a ostatnio także Centralne Biuro Antykorupcyjne. Zgodę na zastosowanie tej techniki operacyjnej zawsze musi wydać sąd. Decyzję podejmuje jednak jeden sędzia, opierając się na materiałach przekazanych przez prokuratora. Ale organy ścigania i służby specjalne mogą korzystać ze specjalnej furtki w przepisach. W sprawach nagłych, gdy na przykład może dojść do zniszczenia ważnych dowodów, prokurator może wydać zgodę na podsłuch i dopiero po pięciu dniach zwrócić się o jego zatwierdzenie przez sąd. Jeśli sędzia odmówi, wszystkie dokumenty z podsłuchu należy zniszczyć. - Papiery niszczymy, ale zdobyta wiedza zostaje nam w głowach - przyznaje oficer operacyjny policji.
Mimo licznych sztuczek stosowanych przez polityków, zdaniem specjalistów, nie ma możliwości skutecznej obrony przed podsłuchami. Między bajki można włożyć "sprawdzone" metody poszukiwania dowodów na inwigilację, takie jak wpisanie specjalnego kodu w telefonie lub zadzwonienie pod wskazany numer. - Jeżeli ktoś twierdzi, że wykrył pluskwę w telefonie, jest naiwny, bo nie ma technicznej możliwości odkrycia podsłuchu. Przecież teraz idzie się do operatora telekomunikacyjnego i tam wyznaczeni pracownicy podłączają się do wybranej linii - mówi oficer operacyjny policji, pracujący na "drutach", czyli podsłuchach.
Wbrew pozorom podsłuchy zakładane politykom to wyjątek. Założenie nielegalnej pluskwy posłowi czy ministrowi wiąże się z wielkim ryzykiem ujawnienia tego w przyszłości. - Nikt nie zaryzykuje samowolki, bo takie sprawy wychodzą później przy zmianie władzy - mówi oficer ABW. Mimo to funkcjonariusze nie kryją, że często przy okazji podsłuchiwania przestępców trafiają im się politycy. Tyle że wynika to z kontaktów tych ostatnich z osobami łamiącymi prawo.
Jeśli powszechna zarówno na prawicy, jak i na lewicy obawa przed podsłuchem nie jest wynikiem megalomanii danego polityka, powinien się on poważnie zastanowić nad kręgiem swoich znajomych. Dotyczy to także Aleksandra Kwaśniewskiego.
Jak przechytrzyć pluskwę
Poradnik stworzony na podstawie rozmów z posłami
- Podczas ważnego spotkania wyjmij baterię z telefonu komórkowego. - Nawet gdy nie rozmawiamy przez komórkę i jest ona w stanie tzw. czuwania, może przekazywać niepowołanym osobom wszystkie dźwięki wyłapywane przez mikrofon - ostrzega Janusz Zemke z SLD, szef Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
- Organizuj spotkania w łazience, odkręć kran bądź często spuszczaj wodę w toalecie. - Ale bez przesady. Kiedyś mój znajomy tak bardzo się "wczuł", że urwał spłuczkę - ostrzega Zemke.
- Rozmawiaj w pomieszczeniach bez okien. Niemożliwe stanie się wówczas zastosowanie tzw. podsłuchu laserowego. Ten techniczny wynalazek polega na skierowaniu niewidzialnej wiązki lasera na okno. Odczytuje ona drgania, w które wprawia szybę ludzki głos.
- Zasłoń szybę dobrze wykrochmaloną firanką. Skutecznie zniekształci ona drgania szyby, w dodatku przyda się również, gdy ktoś przez lornetkę będzie próbował odczytać treść rozmowy z ruchu warg.
- Siadaj tyłem do okna, ewentualnie zapuść sumiaste wąsy. Powód ten sam, co w poprzednim punkcie.
- Kup urządzenie wykrywające radiowe podsłuchy. - Polecam tym, którzy chcą mieć dodatkową pewność, że ściany nie mają uszu - radzi Janusz Zemke.
- Nastaw głośno radio lub telewizor. Metoda najczęściej stosowana przez polityków drugiej i trzeciej ligi. Zdaniem specjalistów, kompletnie nieskuteczna.
- Jeśli po zastosowaniu się do powyższych wskazówek nadal czujesz się niepewnie, skontaktuj się z psychoterapeutą. Najwyraźniej cierpisz na podsłuchową paranoję.