Koalicja na rozstaju dróg. Wyrównać szeregi i pozbyć się złudzeń [OPINIA]
Koniec projektu Trzeciej Drogi jasno pokazuje, że cała Koalicja 15 października, by sprawnie rządzić Polską, musi szybko wymyślić się zupełnie na nowo. Same zaś zmiany kosmetyczne, czy polityczne półśrodki, to przepis jedynie na odsunięcie jej końca o kilka, może kilkanaście miesięcy - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
I choć można dziś wyobrazić sobie różne scenariusze zupełnie nowego politycznego otwarcia Koalicji 15 października, to zasadnicze pytanie brzmi: czy jest na nie gotów Donald Tusk?
To, co w niezbędnej przebudowie najłatwiejsze, dzieje się już właściwie na naszych oczach. Liderzy PSL i Polski 2050 słusznie kończą współpracę w formacie Trzeciej Drogi, który w 2023 r., dając wyborczą synergię, odsunął PiS od władzy, jednak dziś nie pomaga zupełnie w praktyce rządzenia.
Prezydencki sukces Karola Nawrockiego wyleczył też zapewne część polityków rządzącej koalicji z różnych politycznych złudzeń. I tych o potrzebie lewicowej zmiany kulturowej w Polsce, i tych o rozliczeniu PiS jako głównym daniu politycznego menu, na które czekać mają ponoć Polacy. Sam premier Tusk zapowiedział też rozsądnie odchudzenie rządu i powołał wreszcie rzecznika, który zacznie koordynować politykę informacyjną.
Wszystkie te i podobne im polityczne zmiany powinny ułatwić rządzącej dziś Polską Koalicji 15 października sprawniejsze administrowanie i bieżące zarządzanie państwem. Nie mogą one jednak przełamać paraliżujących ją ideowych i personalnych sprzeczności, otworzyć nowego jej politycznego rozdziału i przywrócić rządzącemu obozowi prawdziwą polityczną dynamikę. Na to potrzebne są zmiany dużo bardziej gruntowne, rzec by można strategiczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zuchwały napad na Gubałówce. Bankomaty wyleciały w powietrze
Model koalicji różnych prędkości
W sytuacji, gdy cała nasza scena polityczna, a także krajowa i międzynarodowa polityczna agenda skręcają wyraźnie w prawo, a rymem - nie tylko polskiej - polityki stają się konserwatywne hasła: bezpieczeństwo, suwerenność i silne państwo, jakimś rozwiązaniem dla wewnętrznie głęboko podzielonego obozu władzy wydaje się model koalicji różnych prędkości.
Nie tylko hipotetycznie wyobrazić można sobie zatem nowe rozdanie, w którym ciężar rządzenia Polską, także w sensie definiowania strategicznych celów państwa, bierze na siebie de facto sprawniejszy niż dziś, wyraźniej skręcający w prawo, rząd PO-PSL. Nowa Lewica zaś i Polska 2025, pozostając w koalicji z PO i PSL głównie na poziomie parlamentu, dźwigają znacznie mniejszą niż dziś odpowiedzialność za codzienne, prawicowe w gruncie rzeczy, rządzenie.
Zalety takiego – trzeba przyznać dość oryginalnego - rozwiązania wydają się jasne. Mniejszy i mniej rozdarty ideowo rząd byłby zapewne mniej sparaliżowany sporami światopoglądowymi oraz ideowymi i więcej uwagi poświęcić mógłby gospodarce, służbie zdrowia, infrastrukturze czy finansom publicznym. Z kolei Lewica i Polska 2050 zyskałyby znacznie większą niż dziś przestrzeń, by w kontrze do prawicowego zasadniczo klimatu w sposób znacznie bardziej wyrazisty i wiarygodny budować ofertę dla lewicowego czy lewicującego elektoratu, przygotowując się na polityczny moment, gdy konserwatywna koniunktura w Polsce, w Europie i na świecie nieco się odwróci.
Relatywny sukces wyrazistej, niezwiązanej z polityczną koniunkturą ani fruktami władzy, kampanii prezydenckiej Adriana Zandberga, a nawet efektowne kampanijne entrée Joanny Senyszyn, są w tym względzie dla całej Nowej Lewicy i Polski 2025 bezcenną lekcją.
Takie potencjalne rozdanie niesie jednak ze sobą także oczywiste ryzyka i trudności. Po pierwsze, oznaczać by ono musiało samoograniczenie się Nowej Lewicy i jakąś jej rezygnację z części fruktów władzy tu i teraz, na rzecz strategicznego sukcesu w niepewnej przecież przyszłości.
Po drugie zaś, dla centroprawicowego rządu PO-PSL niosłoby ze sobą konieczność dogadywania się z Lewicą w sprawach strategicznych, na przykład budżetu. Po trzecie, nie do końca wiadomo, jakie miejsce zajęliby w tym układzie posłanki i posłowie od Szymona Hołowni, ideowo zbliżeni dziś do PO i Lewicy, ale politycznie chcący się od nich jak najbardziej odróżnić.
A może: wasz przewodniczący, nasz premier?
Możliwy wydaje się jednak także inny scenariusz głębokiej przebudowy Koalicji polegający na wymianie premiera. I choć jawić się on może jako zbyt rewolucyjny, to ma przecież w polskiej polityce ostatniej dekady swój dobrze znany i przetestowany precedens.
Dość przecież skutecznie po rozwiązania takie sięgał po roku 2015 Jarosław Kaczyński desygnując na stanowiska prezydenta czy premiera polityków budzących znacznie mniejsze niż on kontrowersje, samemu zachowując swobodę decyzji strategicznych i pakiet kontrolny nad całym rządzącym obozem.
W realiach obecnej Koalicji mogłoby to polegać na przekazaniu steru rządu na przykład rozpoznawalnemu i społecznie dość popularnemu wicepremierowi Władysławowi Kosiniak Kamyszowi, z pozostawieniem strategicznych decyzji w rękach liderów Koalicji, a ostatniego słowa przewodniczącemu Donaldowi Tuskowi.
Dla całego obozu byłaby to szansa na bezcenny w polityce powiew nowości i świeżości. Rząd pod nowym, bardziej umiarkowanym kierownictwem mógłby zająć się głównie codziennymi sprawami Polaków, odsuwając nieuchronne gorące polityczne spory do parlamentu. Donald Tusk zyskałby więcej swobody w politycznej pracy ze swym elektoratem i partyjnymi szeregami.
A młody ciągle wiekiem, ale bogaty już doświadczeniem lider ludowców, poza otrzymaniem wielkiej szansy jaką niesie władza, miałby też okazję powiedzieć "sprawdzam" deklaracjom poparcia go padającym dziś ze strony PiS. A także szukać wsparcia przy różnych projektach gospodarczych np. w Konfederacji.
Co jednak być może najważniejsze dla wszystkich, Władysław Kosiniak Kamysz w fotelu premiera miałby o wiele większe szanse, niż obecny premier na owocne dla państwa kompromisy z prezydentem Nawrockim, i o wiele większą ochotę na wyprowadzanie polskiej polityki z coraz ciaśniejszych kolein dwudziestoletniego sporu PiS-PO.
Trwanie bez szans na sukces
Także i ten model zasadniczej przebudowy Koalicji 15 października nie pozbawiony jest rzecz jasna wymiernych kosztów, ryzyka czy politycznych mielizn, o czym dobrze przekonali się choćby premierzy Mateusz Morawiecki czy Beata Szydło. Rzecz jednak w tym, że trwanie rządzącej Koalicji w obecnej dysfunkcjonalnej strukturze oznacza wyłącznie kolejne polityczne koszty i mielizny praktycznie bez szans na sukces.
Od tego, czy premier Tusk dostrzeże to i wyciągnie z tego odważne wnioski, zależy w gruncie rzeczy bieg politycznych spraw w Polsce przez kolejne dwa lata.
Sławomir Sowiński dla Wirtualnej Polski
Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW, specjalizuje się w badaniach nad polityką i religią oraz współczesnymi procesami politycznymi. Autor książki "Boskie, cesarskie, publiczne. Debata o legitymizacji Kościoła katolickiego w Polsce w sferze publicznej w latach 1989-2010".