Koalicja drży w posadach? "Pawlak byłby frajerem"
Gdyby Pawlak ustąpił w koalicji miejsca Palikotowi okazałby się frajerem i jego aparat partyjny mógłby mu tego nie wybaczyć. Zbyt wielu ludzi straciłoby stanowiska, dostęp do decyzji o rozdawaniu rozmaitych funduszy. To się po prostu nie opłaca - pisze Igor Janke w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski.
* Czytaj także:*
Konflikt Tusk-Pawlak. "Burek też potrafi ugryźć..."
Pamiętacie dawny PSL? Pamiętacie rytualny taniec, jaki odprawiał młody jeszcze Waldemar Pawlak, gdy tylko zbliżały się kłopoty albo koniec kadencji któregoś z rządów? Ludowcy to najbardziej zaprawiona w rządzeniu partia. Żadne inne ugrupowanie nie współtworzyło tylu rządów, ile PSL. I żadne inne tak często nie groziło opuszczeniem koalicji, nie stawiało wysokich żądań, nie szantażowało premiera postulatami programowymi, a potem ustępowało otrzymując bardzo konkretne profity.
Waldemar Pawlak posiadł umiejętność prowadzenia gier koalicyjnych do perfekcji. Kiedy tylko wyczuwa, że nastroje społeczne odwracają się w złą stronę, natychmiast staje okoniem do szefa rządu. Mówi do wyborców, że jemu to też się bardzo nie podoba.
Następuje kryzys koalicyjny, trwają rozmowy i negocjacje, po czym rząd trwa dalej. Tylko gdzieś, po cichu, niekoniecznie na górze, ludzie Polskiego Stronnictwa Ludowego zajmują kolejne stanowiska, powiększają swoje wpływy. A kolejne stanowiska przekładają się na możliwość wspomagania swoich ludzi w terenie i powiększenia swojej bazy. Ludowcy są mistrzami w walce o zabezpieczanie swoich interesów. Przynosi to potem bardzo konkretne efekty.
Kiedy pojawiają się kolejne sondaże, a PSL balansuje na granicy pięciu procent, komentatorzy zwykle wieszczą, że tym razem to już koniec partii Pawlaka. Bo to partia starego typu, bo wieś się wyludnia, bo PSL nie odnajduje się w nowym świecie, nie znajduje języka z nowym pokoleniem.
Tymczasem kiedy przychodzą wybory, okazuje się, że jak zawsze PSL dostaje swoje 8,9 czy 10 procent. Dlaczego? Bo przez cztery lata, kiedy liderzy wielkich partii uprawiali kogucie walki na górze, Waldemar Pawlak siedział cicho, a jego ludzie spokojnie budowali zaplecze w gminach i powiatach, załatwili interesy swoich ludzi, pomagali bliskim i dalekim znajomym, dbali o bardzo konkretne interesy swojego elektoratu.
Wiadomo, że PSL zawsze wystawia bardzo konkretny rachunek za swoje polityczne usługi. Paradoksalnie dlatego właśnie to partia, która najczęściej wchodzi w rządowe koalicje. Bo każdy wie, że to partia przewidywalna. Każdy wie, że jest tylko kwestią ceny, jak zbudować stabilny układ.
Nie ma tam emocji, nie ma sfrustrowanych działaczy, kipiących napięciem debat. Jest tylko cena. Dzisiaj Donald Tusk także wie, że jego rządowi nic nie grozi w krótkiej perspektywie. Będzie musiał tylko w czymś ustąpić i jakoś zapłacić za utrzymanie partnera w rządzie. Tym razem cena jednak nie będzie zbyt wysoka, bo przed rządem jeszcze ponad trzy lata rządzenia. Gdyby dziś PSL miał opuścić koalicje, straciłby na długo dostęp do konfitur. Chyba, że byłby pewny wcześniejszych wyborów. Ale dziś takiej pewności nie ma.
Gdyby Pawlak ustąpił w koalicji miejsca Palikotowi okazałby się frajerem i jego aparat partyjny mógłby mu tego nie wybaczyć. Zbyt wielu ludzi straciłoby stanowiska, dostęp do decyzji o rozdawaniu rozmaitych funduszy. To się po prostu nie opłaca.
Dlatego Waldemar Pawlak trochę będzie protestował w sprawie wysłużeniu wieku emerytalnego, będzie czasem mówił, że na państwo nie ma co liczyć i zdobywać tym będzie sympatię części elektoratu. Ale targ zostanie dobity i jestem pewien tego, że ta koalicja, niezależnie od losu reformy emerytalnej spokojnie przetrwa.
Nie warto wiec emocjonować się występami Waldemara Pawlaka. To tylko teatr na użytek publiczności. Koalicja PO-PSL ma się dobrze i jeśli nie stanie się jakaś katastrofa, bez żadnych realnych wstrząsów dotrwa do końca. Bo tego chce aparat PSL i tego chcą wybory PSL, którzy korzystają z bardzo konkretnej pomocy wielu tysięcy działaczy partii Waldemara Pawlaka.
* Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski*