Kłopoty Roberta Bąkiewicza. Prokuratura ma wszcząć śledztwa
Robert Bąkiewicz przygotowuje się do wyborów parlamentarnych. Wkrótce ma zdecydować, czy jego formacja wystartuje z list PiS, Konfederacji czy też samodzielnie. Tymczasem prokuratura ma zbadać m.in. czy narodowiec nawoływał do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
Robert Bąkiewicz może mieć kolejne kłopoty. Prokuratura ma wszcząć dwa postępowania w jego sprawie. Pierwsze dotyczy nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, drugie - propagowania faszyzmu - informuje "Rzeczpospolita".
Chodzi o dwa wydarzenia, w których Bąkiewicz brał udział. Jedno miało miejsce w roku 2018. Sejm przyjął wówczas nowelizację ustawy o IPN, która zakładała karę za sformułowanie "polskie obozy śmierci". Jej zapisy wywołały kryzys w stosunkach polsko-izraelskich. Narodowcy postanowili namówić prezydenta do jej podpisania i zebrali się pod Pałacem Prezydenckim. Był tam również ówczesny prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz. W pewnym momencie zaczął skandować: "nie przepraszam za Jedwabne!".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
To właśnie te słowa stały się przyczyną jego problemów. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia nakazał w lipcu prokuraturze wszczęcie postępowania w tej sprawie. Jego zdaniem mogą one świadczyć o tym, że nawoływał do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
Sąd nakazuje wszczęcie postępowań
To nie jest jedyna decyzja sądu w sprawie Bąkiewicza. Nakazał on również - jak informuje "Rz" - wszczęcie kolejnego prokuratorskiego postępowania dotyczącego wystąpienia narodowca z 25 października 2020 roku. Tego dnia w całym kraju Ogólnopolski Strajk Kobiet zorganizował akcję Słowo na Niedzielę. W ramach protestu przeciwko orzeczeniu TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji kobiety wieszały na kościołach plakaty, wchodziły do świątyń np. z hasłami "Módlmy się o prawo do aborcji".
Warszawskich kościołów św. Anny i św. Krzyża bronili wówczas Robert Bąkiewicz i członkowie powołanej przez niego Straży Narodowej. Doniesienie, złożone przez Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, dotyczy słów, które przed bazyliką św. Krzyża miał wykrzykiwać narodowiec. Skandował "Christus Rex", czyli "Chrystus Król".
Zdaniem OMZRiK, w tym przypadku nie było to zawołanie religijne, lecz propagowanie faszyzmu. Jak przypomina "Rz", taką samą nazwę nosiło faszystowskie ugrupowanie belgijskie kolaborujące z Niemcami, a osoby towarzyszące Bąkiewiczowi miały wpinki z wizerunkiem Léona Degrelle’a, twórcy tej organizacji.
Przeczytaj także:
Źródło: "Rzeczpospolita"