Klejnoty warte 100 mln dolarów wyrzucili na śmietnik
24 maja 1988 roku na ulicy Daszyńskiego w podwrocławskiej Środzie Śląskiej pracowali budowlańcy. Na sąsiedniej działce, trzy lata wcześniej, koparka odkryła dzban, z którego wysypało się kilka tysięcy średniowiecznych, srebrnych monet. To, co wydarzyło się tego dnia wstrząsnęło w kolejnych miesiącach całą Polską. Były zagadkowe zgony, aresztowania, procesy i niewyjaśnione do dzisiaj zagadki - pisze Tomasz Bonek w artykule dla WP.
- Rozbierali stuletnią kamienicę - opowiada mieszkaniec jednego z budynków przy ul. Daszyńskiego w Środzie Śląskiej, gdzie rozegrał się największy skandal archeologiczny w Polsce - praca wrzała, a gruz z budowy trafiał na wysypisko znajdujące się kilka kilometrów od centrum miasteczka. Miał tu stanąć nowoczesny budynek mieszkalny, w którym swoje M przyznali sobie także miejscy prominenci.
Robotnicy pogłębiali dół pod fundamenty. Kiedy jeden z nich żartował: - na pewno znajdziemy jakiś skarb, drugi zamarł ze zdziwienia. W piasku leżały gliniane skorupy, a wśród nich coś połyskiwało. To były monety, schowane przez kogoś przed wiekami.
- Do wykopu rzucił się każdy, kto tylko był w pobliżu - kilkadziesiąt osób. Ludzie wskakiwali sobie na plecy. Jeden drugiemu wydzierał monety z rąk. Pakowali je do kieszeni. Sprytniejsi nie brali srebrnych szaraków, tylko wybierali złote. Każdy chciał mieć choć trochę dla siebie - opowiada Sebastian, który wówczas był uczniem miejscowej szkoły. O znalezieniu kolejnego skarbu w Środzie Śląskiej powiadomiono Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych - pod taki urząd podlegała w poprzednim systemie Milicja Obywatelska. Na placu budowy pojawił się inspektor Jan Sz., w towarzystwie pracowników miejscowego Muzeum Rzemiosł Drzewnych. Używając swojego autorytetu i niecenzuralnych słów, postraszyli zgraję przypadkowych rabusiów. Od budowlańców udało im się odzyskać kilkaset srebrnych średniowiecznych groszy praskich i kilka złotych florenów oraz fragmenty glinianego naczynia. Jednak każdy przypuszczał, że nie odzyskano wszystkiego.
Nic się nie stało
O skarbie powiadomiono specjalistów z Wrocławia. Nie spieszyło im się jednak do sensacyjnego odkrycia - przyjechali dopiero następnego dnia. Rano do pracy przy wykopach nie przyszła część z zatrudnionych tam robotników. Jak się później okazało, świętowali, bo udało im się przejąć sporą część odkrytych dzień wcześniej monet. Ludzie opowiadali później o wielkim pijaństwie w miejscowej knajpie, podczas której za alkohol płacono średniowiecznymi monetami.
Skarb odnaleziony w Środzie Śląskiej fot. Muzeum Narodowe we Wrocławiu
W miasteczku zrobiło się nerwowo, bo przed rozpoczęciem budowy na zabytkowej starówce Środy Śląskiej nie przeprowadzono wcześniej badań archeologicznych. Nie zrobiono tego, mimo że już 12 grudnia 1985 roku pracownik Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno-Konserwatorskiego (WOAK) we Wrocławiu, do dokumentów dotyczących budynków przy ul. Daszyńskiego, wpisał następująca notatkę: "należy powiadomić WOAK o terminie rozpoczęcia prac ziemnych, które muszą być nadzorowane przez służby konserwatorskie, gdyż istnieje możliwość natrafienia na ślady osadnictwa średniowiecznego".
Dopiero dzień po odkryciu monet, około godz. 8, na miejscu pojawili się wykwalifikowani specjaliści od skarbów - pracownicy Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno-Konserwatorskiego. Wykop był doszczętnie zniszczony. Robotnicy dokopali się do warstwy żwiru. Ze średniowiecznej zabudowy nic kompletnie nie zostało. Ściany były świeżo poryte łopatami. Badania zespołu WOAK nie trwały więc długo. Niczego więcej już nie znaleziono. Ludzie i maszyny znów ruszyły.
Średzki śmietnik tysiąclecia
Ekipa konserwatorsko-archeologiczna powróciła do Wrocławia. Tymczasem po okolicy rozeszły się pogłoski, że na pobliskim wysypisku gruzu i śmieci, które urządzono w 1985 roku na terenie Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji imienia 30-lecia PRL, ludzie znajdują złotą biżuterię. To tu trafiał gruz z rozbiórki kamienicy. Na OSiR ruszyły eskapady miejscowej ludności. Ludzie znów zaczęli liczyć na fart, że może uda im się coś znaleźć. I znajdowali.
Skarb odnaleziony w Środzie Śląskiej fot. Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Pierwsze były dzieci z miejscowej podstawówki - zaczęły ze śmietnika przynosić stare monety. Dyrektor miejscowego muzeum zwołał więc ekipę kilkudziesięciu nastolatków, którzy mieli przeszukać teren. 30 maja ruszył z zapaleńcami, którym za każdą znalezioną monetę obiecał 500 złotych. Rezultaty, już po pierwszym dniu, były bardzo zachęcające. 54 sztuki groszy praskich i... złota zausznica znaleziona przez Mirka ze Szkoły Podstawowej numer 3.
Dwa dni później, tuż przed południem, na miejscu pojawił się długo oczekiwany dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno-Konserwatorskiego i jego dwóch pracowników. Zażądał, by zakończyć akcję z dziećmi, bo - jak tłumaczył - była niewychowawcza i prymitywna. Miał lepszy pomysł: do poszukiwań chciał zaangażować słuchaczy Wojewódzkiego Ośrodka Szkolenia Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu.
Milicjanci specjalistami od archeologii
Słuchacze WOSMO ruszyli do pracy. Mieli prowadzić poszukiwania za pomocą specjalistycznego sprzętu. Tą aparaturą były łopaty, szpadle, grabie, sita budowlane oraz siatki ściągnięte ze służbowych nysek, które zwykle służyły do zabezpieczenia szyb samochodu przed rzucanymi na nie kamieniami. Ustawiali je pod kątem 45 stopni i łopatami przesypywali ziemię. Jednak na sicie zostawały tylko srebrne grosze praskie, których średnica przekraczała 30 mm. Gorzej było z mniejszymi złotymi florenami. Miały tylko 15 mm i przelatywały przez oczka.
Sensacyjnego odkrycia dokonano tuż przed końcem pracy - znaleziono złotą monetę w pobliżu miejsca, gdzie dwa dni wcześniej jeden z uczniów odkrył złotą zausznice. W końcu przerwano prace na wysypisku, bo młodzi milicjanci, na rozkaz komendanta swojej szkoły, musieli wrócić do Wrocławia. Zbliżała się bowiem sesja egzaminacyjna.
Milicjanci wyjechali, a jak się później okazało, zamiast nich poszukiwania znów zaczęli amatorzy. Kilku szczęśliwców trafiło na złotą biżuterię. Mówiono o olbrzymich broszkach, złotych orłach, pierścieniach oraz o łańcuchu podobnym do sędziowskiego, który miał oczka wielkości ziaren fasoli.
Akcja Korona
Milicja chciała odzyskać skarby od przypadkowych znalazców. Funkcjonariusze przeszukiwali domy, w których znajdowali klejnoty. Ponad 30 osobom prokurator postawił zarzuty. Cztery osoby ukarano. Kilku prominentów, odpowiedzialnych za zmarnowanie najcenniejszego skarbu odkrytego do tej pory w Polsce, straciło stołki. Odzyskano przepiękną koronę, bransoletę, pierścienie, złotą taśmę, monety. Wartość całości oszacowano na 100 mln dolarów.
Gdzie jest reszta skarbów ukrytych w Środzie Śląskiej? Prawdopodobnie nadal u znalazców, którzy na śmietniku kopali w 1988 roku. Co jakiś czas biżuteria ta gdzieś wypływa. Tak, jak w 2004 roku, kiedy dwaj mężczyźni próbowali sprzedać orły z korony Blanki w Olsztynie. Wpadli jednak dzięki czujności antykwariuszki.
Tomasz Bonek dla Wirtualnej Polski
Dziennikarz, fotograf i podróżnik. Pracował w redakcjach gazet codziennych oraz TVP, dziś pełni funkcję redaktora naczelnego największego medium biznesowego w Polsce - portalu Money.pl. Na co dzień pisze przede wszystkim o pieniądzach i gospodarce, ale pasjonują go także najodleglejsze zakątki świata oraz historia Dolnego Śląska. Pierwsze w jego zawodowej karierze artykuły dotyczyły afer związanych z odkryciem "przeklętego skarbu", dlatego postanowił napisać o nich książkę. Jest autorem książek: "Przeklęty skarb", "Lubiąż. Mroczne tajemnice opactwa", "Miasto skarbów. Złoto, PRL i tajemnice Środy Śląskiej".