"Jest słabo". Nad zatoką już niemal lament
To jeszcze nie lament, ale nastroje wśród gastronomików i hotelarzy znad Zatoki Gdańskiej są bardzo pesymistyczne. Turystów jeśli w danym obiekcie nie jest mniej, to i tak są bardziej oszczędni niż w poprzednich latach.
O tym, że pierwsze tygodnie wakacji wywołują niepokój u nadmorskich hotelarzy i restauratorów, informuje Tok FM. Stacja zauważa, że przedsiębiorcy narzekają na niską frekwencję, ale przywołuje też opinie Polaków wypoczywających w Gdańsku i okolicach.
Gdańsk. Mniej turystów, a ci co są, to oszczędzają
Turyści tłumaczą, że przy coraz wyższych cenach na wiele pozwolić sobie nie mogą, co jak podkreśla portal rozgłośni, wejście w szczyt sezonu jest dla obu stron dużym wyzwaniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piotr Dzik, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Restauratorów i Hotelarzy, pytany przez Tok FM o ocenę sytuacji, stwierdza wprost: jest słabo, mniej ludzi i mniej turystów zagranicznych. - Nie widzę tego kolorowo - stwierdza.
Sposoby na tańszy wyjazd. Polacy oszczędzają
Turyści, którzy mimo drożyzny zdecydowali się na przyjazd do Gdańska, mają swoje sposoby na oszczędności. - Lepiej wynająć apartament i sobie tam we własnym zakresie gotować - mówi reporterowi stacji jedna z turystek.
Z rozmów z wypoczywającymi w Trójmieście wynika również, że coraz bardziej popularne stają się apartamenty położone dalej od zatoki. Chodzi właśnie o cenę.
Ceny nad Bałtykiem wysokie nie tylko w barach. "Gigantyczne różnice"
Nie tylko paragony z nadmorskich barów za rybę z frytkami czy pizzę przy promenadzie mogą przyprawiać turystów o ból głowy. Okazuje się, że nawet kupowanie jedzenia w części sklepów spożywczych w letniskach nad Bałtykiem nie da oszczędności, jakie mogliśmy zakładać przed wyjazdem nad polskie morze.
Z porównania wynika, że za zakupy, które w polskich marketach trzeba wydać średnio 203,34 zł, w sklepie we Władysławowie zapłacimy 271,43 gr.
Czytaj też: "Atak łosia" na plaży. Ranny turysta nad morzem