Polska"Katastrofa w Smoleńsku to znak Boży"

"Katastrofa w Smoleńsku to znak Boży"

Bp Tadeusz Pieronek nazywa ich inicjatywę „wybrykiem ludzi nienormalnych”, ale ostre słowa nie zrażają zwolenników uznania Jezusa Chrystusa królem Polski. Sławomir Andrzej Zakrzewski, lider Ruchu Suwerenność Narodu Polskiego, wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską, dlaczego intronizacja Chrystusa Króla mogła uchronić Polskę przed II wojną światową, a obecnie - przed globalną zagładą. Twierdzi też, że katastrofa smoleńska to rodzaj kary za podpisanie traktatu lizbońskiego, który oddał Polaków pod rządy bezbożników i uczynił ich niewolnikami we własnym kraju.

"Katastrofa w Smoleńsku to znak Boży"

23.09.2010 | aktual.: 04.01.2011 11:50

W weekend ulicami centrum Warszawy przeszedł Marsz dla Jezusa Chrystusa Króla Polski. Kilkuset uczestników pochodu, z których wielu miało na sobie długie, czerwone peleryny ze znakiem krzyża i wizerunkiem Chrystusa śpiewało m.in. "Rotę", "Boże coś Polskę" i modliło się odmawiając Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Manifestacja zakończyła się mszą św. w archikatedrze św. Jana. Organizatorem Marszu był Ruch Suwerenności Narodu Polskiego. Warszawska Kuria Metropolitalna oficjalnie odcięła się od tej inicjatywy.

W 2006 r. o to, by sejm nadał Jezusowi tytuł Króla Polski starał się poseł Artur Górski z PiS, były redaktor naczelny "Naszego Dziennika". Pod projektem uchwały w tej sprawie podpisało się wówczas 46 posłów z PiS, LPR i PSL. Górski mówił wtedy w sejmie: - Dziś ojczyzna nasza jest w najwyższej potrzebie, by na duchowym tronie Polski zasiadł Król Królów i Pan Panujących. Inicjatywa szybko upadła.

WP: Joanna Stanisławska: Po co ustanawiać Jezusa królem Polski? Przecież dla katolików i tak nim jest - został nawet ogłoszony królem wszechświata.

Sławomir Andrzej Zakrzewski: Nasza inicjatywa jest oddolna, niezwiązana z władzami kościelnymi. Opieramy się na świadectwach Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny, kandydatki na ołtarze, która doznawała objawień Jezusa Chrystusa. W wizjach domagał się od niej, by wpłynęła na władze państwowe w celu przeprowadzenia intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski.

WP: Czy to wiarygodne wizje? Kim była Rozalia Celakówna?

- Celakówna była pielęgniarką, opiekowała się z prostytutkami cierpiącymi na choroby weneryczne. Służyła kobietom upadłym, żadnej nie pozwoliła umrzeć bez pojednania z Bogiem. W swoim życiu i posłudze podobna była do św. siostry Faustyny Kowalskiej. Za wstawiennictwem Celakówny doszło do wielu cudownych uzdrowień.

Jej proces beatyfikacyjny, który rozpoczął się w 1996 r. w Krakowie, zakończono na szczeblu diecezjalnym, a dokumenty przesłano do Watykanu. Upominamy się o jego przyspieszenie, bo został zahamowany przez jezuitów w Krakowie. W 1938 r. prymas August Hlond wyznaczył specjalną komisję, która potwierdziła, że jej objawienia nie są sprzeczne z doktryną katolicką. W związku z pracami komisji Celakówna poddała się dwukrotnie badaniom psychiatrycznym. Niestety prymas Hlond wahał się w tej sprawie i wypełniły się słowa Pana Jezusa, który ostrzegał Polskę przed katastrofą, wielką tragedią narodową i doszło do II wojny światowej. Wierzymy, że gdyby doszło do nawrócenia sanacyjnych władz, Polska nie musiałaby ponosić takich ofiar.

WP: Czy teraz również nam coś grozi?

- Według objawień Polsce i innym narodom grozi zagłada. Jeśli natomiast nasz kraj dokona aktu ogłoszenia Chrystusa swoim królem, a świat pójdzie za tym przykładem, ocaleje w obliczu globalnego kataklizmu. Nie chodzi jednak wyłącznie o indywidualne uznanie Jezusa królem przez poszczególnych wiernych, ale cały naród powinien to uczynić, odwrócić się od grzechu, wypełniać zasady moralne w życiu państwowym i społecznym. Tragedie, jakie dotykają Polskę, m.in. katastrofę w Smoleńsku, odczytujemy jako znak Boży. To ostrzeżenie dla władzy. Ludzie, którzy lecieli tym samolotem, podczas kampanii wyborczych „puszyli się” po kościołach, uczestniczyli w różnego rodzaju nabożeństwach, po to by uzyskać poparcie wyborców katolickich, a później odwracali się od wierzącego narodu, podejmowali decyzje o charakterze antychrześcijańskim.

WP: Jakie decyzje "antychrześcijańskie" ma pan na myśli?

- Taką decyzją było podpisanie traktatu lizbońskiego przez pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezydent, pod presją brata, łamał sumienia katolików w PiS, za przyjęciem traktatu głosowało 16 posłów, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Politycy oddali naród pod rządy ludzi, którzy walczą z Kościołem. W traktacie lizbońskim, czyli konstytucji nowego super-państwa pod nazwą Unia Europejska, nie ma ani jednego odniesienia do wartości chrześcijańskich. To nie jest przypadek. Wdrażanie unijnego prawa jest cofaniem się do pogaństwa, np. ustawodawstwo antyrodzinne, jakie jest przez Unię lansowane, stanowi zaprzeczenie Ewangelii. W ogóle zgubne dla Polski jest wciągnięcie nas w struktury bezbożnej Unii, co wiąże się dla nas z utratą suwerenności i państwowego majątku. Doszło do tego bez uczciwie przeprowadzonej kampanii informacyjnej, panowała propaganda prounijna, nie pokazywano prawdziwego oblicza tego tworu, który przypomina dawny Związek Radziecki albo Trzecią Rzeszę.

WP: To, co pan proponuje, to prosta droga do państwa wyznaniowego.

- Nie chodzi o to, by instytucje kościelne wyręczały prezydenta, premiera czy posłów w ich zadaniach, ale by stały na straży wartości. Obecnie panuje swoista schizofrenia: społeczeństwo jest wierzące, a władza ateistyczna. Politycy nie mogą walczyć z katolickim narodem! Prezydent Komorowski składając przysięgę dodał „ Tak mi dopomóż Bóg”, a jego działania stoją w sprzeczności z tą deklaracją. Upominamy się o to, by ustawy głosowane w sejmie opierały się o naukę Kościoła, by np. prawo do życia było chronione, bo posłom nie wolno ingerować w życie rodziny i bawić się w Pana Boga, eksperymentować z embrionami. Politycy są zdyscyplinowani wobec szefów partii, a zapominają o swoich powinnościach jako katolicy. WP: Czy sympatyzuje pan z „obrońcami krzyża”? W niedzielnym Marszu uczestniczyło wiele osób, które wcześniej czuwały na Krakowskim Przedmieściu.

- Uważamy, że sprawa krzyża jest sztucznym sporem, tematem zastępczym, który odciąga uwagę społeczeństwa od istotniejszych kwestii. Władza nie ma nic do zaoferowania narodowi i dlatego zafundowała mu festiwal w postaci najpierw niekończącego się konduktu żałobnego i ceremonii pogrzebowych, a później walki o krzyż. Krzyż na Krakowskim Przedmieściu nigdy nie był zagrożony i dobrze się stało, że ten węzeł gordyjski został przecięty. Symbol katastrofy smoleńskiej został w sposób godny przeniesiony do kaplicy, nie zbezczeszczono go. To, czego jesteśmy świadkami to igrzyska dwóch partii politycznych, które starają się robić wokół siebie jak najwięcej szumu, jedni chcą uchodzić za „obrońców”, drudzy kreują się na „radykałów”. A pośrodku tego wszystkiego znalazł się zmanipulowany człowiek wierzący.

WP: Cztery lata temu autorem projektu uchwały ws. nadania Jezusowi tytułu Króla Polski był Artur Górski. Jemu się nie udało. Warto do tej inicjatywy wracać?

- Za porażkę tego projektu odpowiedzialny jest Marek Jurek, ówczesny marszałek sejmu, który choć uchodzi za działacza ultrakatolickiego, zablokował tę uchwałę. W efekcie nie została nawet wzięta pod głosowanie. Pan Jurek nadużył zaufania katolików.

WP: Jak intronizacja Chrystusa miałaby praktycznie wyglądać? Czy znów chodzi o sejmową uchwałę?

- Chcemy by uchwałę przyjętą przez sejm, potwierdził rząd, prezydent i episkopat. Wiemy, że wielu biskupów osobiście popiera tę inicjatywę. Chodzi nam o jednorazowy akt oddania naszego kraju pod opiekę Jezusa, ale ma on mieć przełożenie na życie społeczne i polityczne kraju.

WP: Bp Pieronek w ostrych słowach krytykuje tę inicjatywę, nazywając ją „wybrykiem ludzi nienormalnych”. Nie jest panu przykro, kiedy słyszy pan takie opinie?

– Wielokrotnie w dziejach Kościoła świętych uważano za nawiedzonych i psychicznie chorych. Kościół jest zawsze ostrożny w takich przypadkach, boi się kompromitacji, manipulacji, fałszerstwa, dlatego zawsze uważnie bada wszystkie dowody, to długotrwałe procesy. Wiele było przypadków pochopnych wypowiedzi biskupów, za które później przepraszali, przykładem może być sprawa abp. Wielgusa. Wielu współbraci przyłożyło rękę do jego publicznego ukamienowania, a tymczasem nie znaleziono dowodów jego wrogiej działalności wobec Polski i Kościoła.

WP: Podczas manifestacji oprócz upominania się o koronację Jezusa na króla Polski, pojawiła się ostra krytyka prywatyzacji. Nie za wiele grzybów w barszcz?

- Jesteśmy przeciwni wyprzedaży majątku narodowego, oddawaniu go w obce ręce. Prywatyzacja polega obecnie na oddawaniu majątku wypracowanego przez kilka pokoleń Polaków za 10% właściwej wartości. To grabież! Działalność wszystkich rządów w tym zakresie stanowi ciągłość. W efekcie stajemy się niewolnikami na własnej ziemi. Chrześcijańską zasadę pomocniczości zastąpiono solidarnością, obiecywano nam, że jeśli poprzemy ruch Solidarności, będziemy mieli wolność polityczną i gospodarczą, a tymczasem z każdym rokiem naród katolicki biednieje. Matka Boska w klapie Wałęsy nas zwiodła. Dziś jedna partia jeździ na rekolekcje do kard. Dziwisza do Łagiewnik, a druga do o. Tadeusza Rydzyka i tam się uwiarygodnia w katolickim medium, a ich praca jest sprzeczna z nauką Kościoła. PO i PiS współpracują ze sobą ponad naszymi głowami, dogadują przy podejmowaniu najbardziej tragicznych w skutkach decyzjach.

Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1588)