Katastrofa górnicza w Karwinie. Ekspert: Pożar może trwać kilka dni
12 polskich górników nie żyje - to śmiertelny bilans czwartkowego wybuchu metanu w Karwinie na terenie Czech. Trzynasta ofiara to obywatel tego kraju. Prof. Nikodem Szlązak z Wydziału Górniczego krakowskiej AGH wyjaśnia, że akcja wydobycia ciał może przeciągnąć się nawet do trzech dni.
21.12.2018 | aktual.: 21.12.2018 12:35
Na miejsce katastrofy w kopalni CSM Stonawa w piątek rano udał się premier Mateusz Morawiecki, a Andrzej Duda przed godz. 11:00 zapowiedział żałobę narodową w najbliższą niedzielę. W rejonie zagrożenia miało znajdować się 23 górników, z czego większość to Polacy. Ratownicy musieli przerwać akcję ze względu na bardzo duże niebezpieczeństwo spowodowane pożarem, który wciąż szaleje pod ziemią. Temperatura w kopalnianym szybie może przekraczać nawet 200 st. Celsjusza.
Profesor Nikodem Szlązak z Akademii Górniczo-Hutniczej w rozmowie z Wirtualną Polską tłumaczy, na czym polega działanie, które obecnie wykonują służby na miejscu katastrofy. - Otamowanie służy ograniczeniu dopływu powietrza do zagrożonej strefy i odprowadzeniu stamtąd palnych gazów. Tak jak w domu zamykamy szczelnie drzwi, żeby nie było przeciągu. Na wlocie i wylocie szybu stawia się specjalne tamy przeciwwybuchowe. A w miejsce tej przestrzeni wprowadza się odpowiednią ilość azotu, by wyeliminować z tej atmosfery tlen. Ostatecznie on zostaje, ale jego stężenie nie przekracza zazwyczaj kilku procent. Jest go tak mało, że nie jest w stanie podtrzymywać procesu palenia - wyjaśnia ekspert.
Przerwana akcja ratownicza w Karwinie
Jego zdaniem wpuszczanie obojętnego gazu do wyrobiska to najlepsze rozwiązanie, jakie można było w tej sytuacji wybrać. Jest to jednak zajęcie wymagające czasu. - W kopalniach tego typu mają do dyspozycji duże zasoby azotu. Powstaje jako produkt odpadowy w procesie wykorzystującym tlen do celów metalurgicznych. Czeskie kopalnie z rejonu Ostrawy są w stanie doprowadzić duże ilości azotu w zagrożone miejsce i stosunkowo szybko wypełnić tę przestrzeń. Ten proces może trwać jeden, dwa dni, czasem i trzy. Po tym czasie można dopiero spokojnie otworzyć szyb i dotrzeć do ofiar katastrofy. Ratownicy mogą wejść tam z powrotem w maskach - twierdzi profesor.
Zobacz także
Szlązak odniósł się też do wypowiedzi Jerzego Markowskiego, byłego górnika i wiceministra gospodarki, który na antenie TVN24 mówił o ekstremalnych warunkach panujących na dole. - Gdybyśmy prowadzili akcję w kierunku ratowania ludzi, nie moglibyśmy otamować wyrobiska. To doprowadziłoby do ich śmierci. Jeżeli służby kopalniane podjęły taką decyzję, sądzę, że podjęły ją słusznie. Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Nie można ryzykować życia ratowników. Wszytko ocenia na bieżąco kierownik akcji - podkreśla nasz rozmówca.
Przyczyny katastrofy w kopalni CSM Stonawa
Nawet przy zastosowaniu najnowszych technik, trzeba uzbroić się w cierpliwość Ratownicy prawdopodobnie nie będą mogli zejść do miejsca katastrofy jeszcze dzisiaj. - Tamowanie trwa dość długo. Nawet, gdybyśmy zastosowali tamy pneumatyczne, czyli wypełniane powietrzem i uszczelniające tunel, to również trwa cztery do pięciu godzin. Zanim do tego rejonu zostanie doprowadzony azot w odpowiedniej ilości, to na pewno nie możemy mówić o czasie krótszym niż jedna doba.
Jak dowiedzieliśmy się od profesora, metan nie wybucha poniżej 10 proc. zawartości tlenu w powietrzu, a przy 12 proc. zatrzymuje się cały proces. W momencie zapalenia się metanu, który wywołał pożar, można go zdusić wpuszczeniem w to miejsce niepalnych gazów. Dopiero po zduszeniu pożaru ratownicy będą mogli wejść do wyrobiska i kontynuować akcję.
Aby doszło do wybuchu metanu, gaz ten musi być zmieszany z tlenem. Eksplozja następuje przy stężeniu metanu w granicach od 5 do 15 proc. i przynajmniej 12 proc. stężenia tlenu w powietrzu. - W ten sposób powstaje mieszanina wybuchowa, ale to nie oznacza, że ten wybuch nastąpi. Musi go coś zainicjować, np. iskra tarciowa lub elektryczna. Na stwierdzenie konkretnych przyczyn eksplozji jest jeszcze za wcześnie - powiedział nam Nikodem Szlązak.
Według najnowszych informacji, w wypadku 10 górników odniosło obrażenia. 3 rannych nadal jest w szpitalach: jeden w placówce w Karwinie, dwóch w szpitalu uniwersyteckim w Ostrawie. Stan jednego z rannych jest krytyczny, ma wielonarządowe obrażenia wewnętrzne i poparzoną większość ciała. Z doniesień MSZ wynika, że dwóch pozostających w szpitalach rannych to Polacy.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl