Katarzyna Lubnauer komentuje zatrzymanie strażnika. "Miał przy sobie broń"
Katarzyna Lubnauer stwierdziła, że poczuła się zaniepokojona groźbami śmierci, które otrzymała, dopiero gdy zatrzymano funkcjonariusza Straży Marszałkowskiej. - Zabrzmiało to już inaczej, niż gdy się myśli o sprawcy, który jest gdzieś w dużej odległości - przyznała.
- On (SMS - red.) trafił na kontakt24 do TVN i wy zgłosiliście go na policję. Przy czym policja zadzwoniła do mnie i poprosiła, bym złożyła zgłoszenie - wyjaśniła Katarzyna Lubnauer w rozmowie z TVN24.
Polityk nie sądziła, by sprawa gróźb, które jej dotyczyły, została szybko rozwiązana. Nie zamierzała również jej upubliczniać. - Moje informowanie (o pogróżkach - red) mogłoby zachęcić kolejne osoby - stwierdziła.
Posłanka wyjaśniła, że po godz. 1 w nocy zadzwonił do niej komendant rejonowy policji i powiedział, żeby nie wychodziła z hotelu sejmowego, ponieważ namierzono autora wiadomości. - Zabrzmiało to już inaczej, niż gdy się myśli o sprawcy, który jest gdzieś w dużej odległości - powiedziała.
Gdy okazało się, że chodzi o funkcjonariusza Straży Marszałkowskiej, Lubnauer przyznała, że jej zdaniem ta formacja "się zmieniła" za rządów PiS. - To jest służba mundurowa, która ma uprawnienia, by posiadać przy sobie broń ostrą. Co więcej, podczas aresztowania on miał ją przy sobie - zaznaczyła.
Zaznaczyła, że strażnik powoływał się w swojej wiadomości na konieczność zabicia jej, tak jak to miało miejsce z Pawłem Adamowiczem. - Ktoś to potraktował jako wzór do naśladowania - stwierdziła.
W ocenie polityk rolę w nakładaniu negatywnej presji hejtu na ludzi odgrywa telewizja publiczna. Jej zdaniem "paski grozy" w TVP zachęcają do podobnych zachowań.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl