Kataryna: Kaja Godek wypowiada wojnę [OPINIA]
Jestem pod wrażeniem sprawności, z jaką Kaja Godek odwołuje się w "Stop LGBT" do Konstytucji RP, całkowicie ignorując co najmniej kilka jej zapisów, których projekt nie narusza, a je gwałci.
29.10.2021 07:22
"Niniejszy projekt ustawy ma zatem jedno podstawowe zadanie w postaci obrony Konstytucji RP, która priorytetowo traktuje kwestie związane z rodziną. Jeżeli ochrona i opieka Rzeczypospolitej Polskiej nad rodziną ma mieć charakter rzeczywisty, to nie można w demokratycznym państwie prawnym dopuszczać do nieustannych i sprzecznych nadto z moralnością publiczną ataków na tak fundamentalną wartość dla społeczeństwa jaką jest właśnie małżeństwo, rodzina i rodzicielstwo".
Tak Kaja Godek uzasadniała wczoraj swój projekt ustawy, ograniczającej prawo do zgromadzeń grupom społecznym, których postulaty lub sposób ich artykułowania się jej nie podobają. Wszystko oczywiście w trosce o wartości rodzinne, którym zagraża samo dostrzeżenie, że ludzie łączą się także w pary homoseksualne, a młodzież nie czeka z seksem do 18. roku życia.
Warto się wczytać w projekt Godek i zanotować nazwiska posłów, którzy go poparli, bo dokładnie tak samo będzie można kiedyś uzasadniać ustawowe ograniczenie rozwodów, zakaz wykonywania niektórych zawodów przez osoby homoseksualne, czy choćby zakaz pokazywania w telewizji filmów, których bohaterowie żyją inaczej, niż ona to sobie wyobraża.
Małżeństwo według Zjednoczonej Prawicy?
OK, z tymi rozwodami może przesadziłam, piętnowanie tego "ataku na fundamentalną wartość dla społeczeństwa, jaką jest małżeństwo", raczej nam nie grozi, bo trzeba byłoby mocno przerzedzić szeregi Zjednoczonej Prawicy. Czy jednak dla wartości rodzinnych, którymi Kaja Godek wyciera sobie twarz, uzasadniając odebranie części obywateli ich konstytucyjnych praw, nie jest gorszy spektakl, którego kolejne odsłony śledzimy za każdym razem, gdy w miejscu publicznym pojawia się prezes TVP – człowiek, dla którego święty sakrament małżeństwa jest tak ważny, że nie chciał poprzestać na jednym?
"Miłość nie jest grzechem"
Wśród protestujących pod Sejmem znalazł się transparent, w którym na tęczy napisano "Miłość nie jest grzechem". Gdyby ustawa Godek obowiązywała już dzisiaj, transparent o takiej treści byłby jej naruszeniem, bo przecież "grzech" jest pojęciem z religii, a ustawa wprost zakazuje podczas zgromadzeń "nawiązywania do religii w kontekście propagowania związków osób tej samej płci".
Wbrew temu, co się może wydawać, Kaja Godek wcale nie chce bowiem zakazania nieobyczajnej formy demonstrowania, co od biedy byłoby jeszcze zrozumiałe, (ale akurat na to już są wystarczające paragrafy), ona chce całkowitego usunięcia z przestrzeni publicznej jakichkolwiek nawiązań do związków jednopłciowych, nawet wtedy, gdy demonstrujący nie zgłaszają żadnych postulatów, tylko po prostu są. Powychodzili ze swoich szaf i są.
"To głosowanie będzie testem"
Ustawa Kai Godek jest gniotem, który nie zasługuje na marnowanie czasu posłów i powinien zostać odrzucony w pierwszym czytaniu. Jestem pod wrażeniem sprawności, z jaką autorka odwołuje się w niej do Konstytucji RP, całkowicie ignorując co najmniej kilka jej zapisów, których projekt nie narusza, a je gwałci. Jeśli z jakiegoś powodu warto o niej rozmawiać, to chyba tylko jako przyczynek do dyskusji o autorytarnych ciągotach tych, którzy podniosą z nią rękę, bo publiczne policzenie się tych posłów, którzy chcieliby umoralniać przemocą, będzie ważnym ostrzeżeniem.
I za to Kai Godek dziękuję - powiedziała "sprawdzam" i teraz każdy się musi zadeklarować. "To głosowanie będzie testem" – powiedział posłom aktywista prezentujący projekt Kai Godek, w podsumowaniu swojego przemówienia, które marszałek Czarzasty nazwał "najbardziej obrzydliwym", i nie była to przesada.
Efekt Godek
Kai Godek zawdzięczamy zaostrzenie rok temu zakazu aborcji. Rok, którego ani ona, ani politycy, których zainspirowała, nie wykorzystali do faktycznego polepszenia sytuacji rodzin z ciężko chorymi dziećmi – jak biedowały, tak biedują. Ale formalnie aborcji eugenicznych w Polsce nie ma i Godek może świętować rocznicę wielkiego sukcesu, choć prawdopodobnie żadnego życia realnie nie uratowała, a "efekt Godek" to głównie mobilizacja środowisk feministycznych, które obecnie są w stanie zorganizować i zafundować aborcję za granicą każdej chętnej, dzięki czemu - wskutek zakazu - aborcja stała się bardziej dostępna organizacyjnie i finansowo.
Ostatni rok pokazał, że w zakazie aborcji nigdy nie chodziło o ratowanie dzieci mających szanse na życie, bo o nich zapomniano szybciej, niż minął kac po szampanie, którym świętowano to "zwycięstwo życia". W przepychanej właśnie przez Sejm ustawie też nie chodzi o żadne wartości rodzinne, tylko o wyczyszczenie naszych ulic z fragmentu rzeczywistości, która się nie chce dłużej chować przed przewrażliwionymi samozwańczymi obrońcami moralności.
Wydestylowana nienawiść
Kai Godek i politykom władzy marzy się powrót do czasów pokazanych w filmie "Hiacynt", kiedy homoseksualiści się żenili z kobietami, które mogli tylko unieszczęśliwić, ale przynajmniej na ulice wychodzili dopiero po zmroku.
"I po co oni z tej szafy wychodzą?" – pytał w Sejmie przemawiający w imieniu PiS Piotr Kaleta, komentując wypowiedzi ludzi, opowiadających o uldze, jaką przyniosło im wyjście z szafy. Nie mam wątpliwości, że rządząca koalicja z nowymi przystawkami, jeśli zechce, będzie w stanie przepchnąć projekt Godek - jak nie w Sejmie, to w jakiejś formie przez Trybunał Konstytucyjny.
Po wczorajszej dyskusji mam wrażenie, że może zechcieć. Kaczyński uwielbia wojny ideologiczne, a ta się zapowiada wyjątkowo obiecująco. "Dawno nie widziałam tak wydestylowanej nienawiści" – zwróciła się bezpośrednio do Kai Godek posłanka Joanna Mucha, w najlepszym chyba wczorajszym wystąpieniu.
A to przecież dopiero początek, bo inaczej niż w przypadku ustaw antyaborcyjnych, ustawa "antytęczowa" zdaje się nie być dla PiS ani trochę niewygodna. Ta wojna jest na dłużej.