Kataryna: co wolno Tuskowi?
Twitt Donalda Tuska był nieśmieszny, głupi, a nawet - grube słowo nie będzie tu przesadą - podły, pewnych rzeczy nie robi się własnej ojczyźnie, nawet jeśli się ma bardzo na pieńku z jej obecnymi władzami. Ale znam Tuska zbyt dobrze, żeby po tylu latach mieć do niego pretensje, że jest po prostu Tuskiem - pisze Kataryna dla WP Opinii.
02.02.2018 | aktual.: 02.02.2018 11:50
Donald Tusk twittuje bardzo rzadko, w tym roku zamieścił dopiero cztery twitty - jeden o sobie, jeden o Kamilu Stochu, jeden o zmarłej wokalistce the Cranberries i jeden, w którym - w swoim niepowtarzalnym stylu - komentuje gigantyczny kryzys wizerunkowy, w jakim znalazł się kraj, którego przez prawie dwie kadencje był premierem. "Uważam, że to jego milczenie jest bardzo wymowne. Nie chce dolewać oliwy do ognia" - tłumaczył byłego szefa Tomasz Siemoniak, któremu - jak widać - nie przyszło nawet do głowy, że Tusk mógłby się w tej sprawie odezwać inaczej niż właśnie dolewając oliwy do ognia. Jak on go dobrze zna. Sama - wstyd się przyznać - jednak myślałam, że nawet dla niemającego już żadnych formalnych zobowiązań wobec Polski Tuska, polska racja stanu okaże się ważniejsza niż chwilowa przyjemność z kopnięcia odwiecznego wroga. Nie okazała się. Taki mąż stanu. Taki styl. Taki człowiek.
Czy Tuskowi wolno?
Oczywiście, że mu wolno. Nie reprezentuje przecież w żaden sposób Polski - już rząd Beaty Szydło się postarał, żeby to dla wszystkich było jasne. Politycy partii rządzącej i prorządowi komentatorzy tyle razy wykluczali go z naszej wspólnoty, że dzisiaj nie mają już moralnego prawa rozliczać go z tego, że się do niej nie poczuwa. Czy Tuskowi wypada? Myślę, że to są pytania, których już dawno powinniśmy się oduczyć zadawać w odniesieniu do jakiegokolwiek polskiego polityka. Tak, okazał się w tej sprawie małym człowiekiem, dla którego doraźne polityczne zyski (choć nie jest dla mnie do końca jasne jakie, bo jego żenujący twitt nie spodobał się nawet wielu bardzo antyrządowo nastawionym komentatorom) okazały się ważniejsze od długofalowych strategicznych interesów własnej ojczyzny. Nie pierwszy, i nie ostatni raz. I nie on jeden. W sprawie nieszczęsnej ustawy, długofalowy interes Polski stracili z oczu także politycy partii rządzącej. I fakt, że chcieli dobrze usprawiedliwiał ich tylko na początku.
Twitt Tuska był nieśmieszny, głupi, a nawet - grube słowo nie będzie tu przesadą - podły, pewnych rzeczy nie robi się własnej ojczyźnie, nawet jeśli się ma bardzo na pieńku z jej obecnymi władzami. Ale znam Tuska zbyt dobrze, żeby po tylu latach mieć do niego pretensje, że jest po prostu Tuskiem. Ale jest też druga strona.
Bardzo jestem ciekawa, czy po pierwszych oznakach kryzysu, a przed nieszczęsnym twitterem ktokolwiek z polskiej strony próbował z Tuskiem rozmawiać o jakimś wspólnym froncie w tej sprawie. Jeśli oczekuję, że w kluczowych dla długofalowych interesów Polski działaniach Tusk zaciśnie zęby, pohamuje pokusę dokopania rządowi i zastanowi się jak w tej sytuacji Polsce - bo to już dawno nie o PiS chodzi - pomóc, to dokładnie tego samego oczekuję od rządzących. Zaciśnięcia zębów i szukania porozumienia w tej sprawie z każdym, kto w jakikolwiek sposób mógłby wzmocnić nasze stanowisko. Nawet z Tuskiem, który z racji swojej funkcji mógłby pomóc. Albo przynajmniej nie szkodzić. Jeśli nie podjęto próby kontaktu z nim, traktuję to jako poważne zaniedbanie, jakich w tej sprawie dopuściliśmy się już i tak o wiele za dużo. Nie wiem jak zachowałby się Tusk poproszony przez Polskę o wsparcie, albo przynajmniej o niedolewanie oliwy do ognia, ale wolałabym, żebyśmy to za każdym razem sprawdzali, zamiast czekać aż coś nieuchronnie palnie i wtedy się na nim wyżywać.
Nie mam dobrego zdania o Tusku, nie ceniłam go jako premiera, nie cenię go jako polskiego polityka na europejskim stołku, nie widzę też w nim woli wspierania Polski. Choć w przeciwieństwie do PiS nie uważam, że ma taki obowiązek, zwłaszcza po tym jak wiele zrobiliśmy, żeby jego wybór storpedować. Jego ostatni twitt tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że mężem stanu nie jest i już raczej nie będzie. Ale bardzo jestem ciekawa, czy przyłączenie się do kopania Polski w tak bardzo trudnym dla niej momencie mu się politycznie opłaci, jeśli - jak podejrzewam - ma w planach powrót do polskiej polityki w roli wybawcy. Bo że gra tylko na siebie, jest dla mnie oczywiste. Szkoda, że tak bardzo mu to ułatwiamy.
Kataryna dla WP Opinii