PublicystykaKanclerz Niemiec przylatuje do Warszawy. Merkel spróbuje przemówić Polakom do rozumu

Kanclerz Niemiec przylatuje do Warszawy. Merkel spróbuje przemówić Polakom do rozumu

Niemcy niedawno zrozumieli, że Polska nie zniknie z mapy. Teraz zadaniem Merkel jest zapewnienie sobie "sensownego" sąsiada na wschodzie. Jeżeli nie uda się dzisiaj, to przyjedzie znowu. Tylko szkoda naszego czasu i pieniędzy na marnowanie szans.

Kanclerz Niemiec przylatuje do Warszawy. Merkel spróbuje przemówić Polakom do rozumu
Źródło zdjęć: © ap/east news
Jarosław Kociszewski

19.03.2018 | aktual.: 19.03.2018 12:33

Niemcy lubią działać według reguł, dlatego ich dyplomacja także prowadzona jest zgodnie z podręcznikiem. Wkrótce po zaprzysiężeniu na czwartą kadencję na stanowisku kanclerza Angela Merkel poleciała do Francji, czyli najważniejszego partnera Niemiec w Europie. Logiczne, że druga jest Polska zwłaszcza, że Wielka Brytania na własne życzenie wycofuje się z gry.

To jest wizyta oficjalna, stąd spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim, a nie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Co prawda były już sekretarz stanu USA Tillerson pokazał, że Zachód doskonale wie, kto jest najważniejszym decydentem w Polsce i dlatego rozmawiał z Kaczyńskim, jednak tym razem wszystko zaplanowano zgodnie ze ścisłym protokołem.

Niemcy niedawno przyjęli do wiadomości istnienie Polski

Niemcy chłodno i racjonalnie patrzą na rzeczywistość. Polska jest ważnym sąsiadem i partnerem, a od lat 90. niemieckie elity oswoiły się nawet z myślą, że pozostanie na mapie Europy na stałe.

- Młodsze pokolenie, ale także elita polityczna rozumie, że ponosi ogromną winę wobec Polski z powodu tego, co działo się w czasach nazistowskich, ale także Republiki Weimerskiej – mówi Wirtualnej Polsce Wolfgang Templin, były działacz opozycji w NRD i publicysta związany z Polską. - Ówczesna elita polityczna Republiki Weimerskiej nie akceptowała istnienia niepodległej Polski postrzeganej jako "państwo tymczasowe". Później było jeszcze gorzej. Hitler stwierdził, że Polskę należy zlikwidować. Takie myślenie pokutowało jeszcze przez kilka dekad po wojnie – podkreśla.

- Zasadnicza zmiana nastąpiła dopiero po pokojowym upadku komunizmu i zjednoczeniu Niemiec – uważa Templin. - Wtedy pojawiła się refleksja, iż potrzebujemy dobrych stosunków z naszym sąsiadem na wschodzie. Uznano, że Niemcy, jako najpotężniejsza gospodarka w Europie, nie powinna być siłą dominującą tylko budować partnerską współpracę z Francją, czyli potężnym partnerem na zachodzie, i Polską, jako dynamicznie rozwijającym się partnerem na wschodzie. Taka polityka jest realizowana od lat 90. Oczywiście problemy się pojawiały, ale Polskę zaczęto widzieć jako rozwijającego się partnera, z którym należy się porozumiewać - mówi.

Nie musimy się z Niemcami kochać, ale rozmawiać

Angela Merkel jest osłabiona przeciągającymi się rozmowami koalicyjnymi i ustępstwami według socjaldemokratów flirtujących z Rosją, ale to ona jest obecnie najważniejszym rozmówcą w Europie. Konieczny jest dialog o planowanym gazociągu Nord Stream 2, który zdaniem Polski na lata zwiększy zależność UE od dostaw paliwa z Rosji. Nadal pozostaje nierozwiązana sprawa procedury praworządności.

Zobacz także: Rafał Trzaskowski: „Radziłbym politykom PiS przestać łamać praworządność”

Rozpoczynają się też negocjacje nad kolejnym budżetem UE i reformowaniu Wspólnoty. Polski rząd ma prawo mieć własne zdanie dokładnie na każdy temat znajdujący się na stole, od kwestii uchodźców aż po ochronę środowiska. Samotnie niczego jednak nie załatwimy i dlatego tak ważne są dyskusje z Berlinem, od Angeli Merkel, aż po robocze spotkania na poziomie urzędników, kończąc.

Niemcy mogą nam nawet pomóc rozwiązać sprawę ustawy o IPN, która dramatycznie odbija się na wizerunku Polski w świecie. Pokazał to poprzedni szef msz w Berlinie podkreślając niemiecką odpowiedzialność za Holokaust. To oczywistość, którą należy przypominać na każdym kroku. Może wspólna inicjatywa Warszawy i Berlina w tej sprawie pomoże uporać się z krzywdzącymi pojęciami takimi jak „polskie obozy koncentracyjne” czy "polski Holokaust" z wykorzystaniem miększych narzędzi niż niemożliwe do wykorzystania groźby kodeksowe.

Niemcy chcą mieć porządnego sąsiada

Nie ma wątpliwości, że Angela Merkel jest politykiem cierpliwym nauczonym myśleć i działać długofalowe. Skoro Niemcy uznali już, że Polska nie jest bytem tymczasowym, a w interesie Berlina jest posiadanie stabilnego, demokratycznego i najlepiej dostatniego partnera za wschodnią granicą, to pani kanclerz nieustanie w podejmowaniu prób osiągnięcia tego celu.

Taką ma pracę i nie robi tego z miłości do Polski, tylko w poczuciu odpowiedzialności za własny kraj. Od nas zależy, czy skorzystamy z wynikających tego szans i jak szybko. Nie chodzi tutaj o dumę narodową czy "wstawanie z kolan", tylko o racjonalną ocenę pozycji oraz potencjalnych zysków i strat. Jeżeli tego nie zrobimy, z powodów ideologicznych czy wewnętrznych rozgrywek, to Niemcy się na nas nie obrażą, tylko za jakiś czas podejmą kolejną próbę… i kolejną… i kolejną. Oczywiście im później zaczniemy się dogadywać i negocjować, a nie tyko prezentować nasz punkt widzenia, tym większe poniesiemy straty, ale to już nie jest problem Angeli Merkel.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Zobacz także
Komentarze (0)