Kanada zdemolowana przez "ananasowy ekspres". Wojsko ruszyło do akcji
W zachodniej prowincji Kanady, Kolumbii Brytyjskiej, potężne burze przerwały połączenia drogowe i kolejowe. Kanadyjskie Siły Zbrojne ruszyły na pomoc tysiącom mieszkańców uwięzionych przez kataklizm. Wszystkiemu winna "rzeka atmosferyczna" nazywana też "ananasowym ekspresem".
Kanada zdemolowana przez "ananasowy ekspres". Wojsko ruszyło do akcji
Odcięci od świata
Katastrofa nawiedziła tereny rolnicze. Dziesiątki sztuk bydła trzeba było ewakuować z zalanych farm. W akcji ratunkowej wykorzystano skutery wodne oraz łodzie. Burmistrz miasta Henry Braun powiedział, że jest dumny z tego, jak społeczność zjednoczyła się, aby poradzić sobie z kryzysową sytuacją. Ulewne opady doprowadziły do osuwania się gruntu. Zginęła jedna osoba, z kilkoma nie ma kontaktu. Według świadków fala powodziowa mogła zepchnąć z autostrady od trzech do dziesięciu samochodów. Nadal trwają przeszukania terenu przy autostradzie 7 w pobliżu Agassiz, skąd w poniedziałek helikopterami ewakuowano łącznie 311 osób, 26 psów i kota - podaje CBC. Część miejscowości w Kolumbii Brytyjskiej jest odcięta od świata z powodu zamknięcia dróg. Władze wezwały wszystkich mieszkańców Sumas Prairie do opuszczenia domów z powodu narastającego zagrożenia zalania przez wzbierającą wodę pobliskiej Fraser River. Urzędnicy w regionie przypisują klęskę żywiołową skutkom zmian klimatycznych. Podwyższone temperatury powierzchni morza ogrzewają powietrze i wywołują ekstremalne opady deszczu.
To wina człowieka
Rachel White, metereolożka z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, powiedziała BBC, że ogromne zniszczenia spowodowane przez tę burzę można prawdopodobnie przypisać ludzkiej ingerencji w środowisko. - Gdy ocieplamy klimat, prowokujemy intensywne opady deszczu - powiedziała. Dodała również, że katastrofy takie jak ta, są efektem masowej wycinki drzew, która prowadzi do większego ryzyka osuwania się ziemi podczas deszczu.
Kataklizm na kanadyjskich drogach
Ekstremalne zjawiska pogodowe nawiedziły Kanadę kilka dni po tym, jak światowi przywódcy spotkali się na konferencji klimatycznej COP26 w Glasgow. Ten sam region, Kolumbia Brytyjska, przeżyła latem rekordową falę upałów, która zabiła ponad 500 osób, a także pożary, w tym jeden, który zniszczył wioskę Lytton. Deszcze i wiatry, jakie nawiedzały te obszary od weekendu, w dużej mierze ustały do wtorkowego popołudnia, jednak w dalszej części tygodnia przewiduje się więcej opadów. Śmigłowce w środę zrzuciły zapasy żywności dla uwięzionych w rejonach górskich społeczności. Autostrady są nadal zalane.
Nadal uwięzieni są ludzie
Według agencji Reuters, w mieście Tulameen uwięzionych jest około 400 osób. Tysiące zwierząt zginęło. Wiele osób musiało opuścić swoje domy w ucieczce przed błyskawicznie narastająca falą, porzucając cały swój dobytek. W rejonie nadal trwają akcje ratownicze i prowadzone są lotnicze oceny szkód.
"Ananasowy ekspress". Żywioł znad Hawajów
Ostrzeżenie przed silnymi opadami kanadyjscy meteorolodzy wydali już w miniony piątek. Przez 24 godziny w niektórych częściach Kolumbii Brytyjskiej spadło 230 litrów wody na metr kwadratowy. Eksperci wyjaśniają, że przyczyną ulew jest zjawisko nazywane "ekspresem ananasowym" lub rzeką atmosferyczną. To nasycony wilgocią prąd powietrza znajdujący się około 1,5 kilometra nad ziemią. Ciągnie się od wód Hawajów (którym zawdzięcza swoją nazwę - Hawaje to główny eksporter ananasów) w kierunku wschodnim, docierając do zachodniej części Stanów Zjednoczonych i Kanady.