Wyjawił, ile płaci za wożenie dzieci. Taksówkarze oburzeni
Sebastian Kaleta po publikacji "Faktu" tłumaczy się z odwożenia dzieci służbowym samochodem do przedszkola. Jak zapewnia, wszystko odbywa się zgodnie z prawem, a za prywatne przejazdy ma potrącane z pensji 50-100 zł. Taksówkarze w rozmowie z gazetą oceniają jednak, że ta stawka jest "nieuczciwie zaniżona".
Sebastian Kaleta został "przyłapany" na podwożeniu dwójki dzieci do przedszkola służbową skodą. Sprawę opisali dziennikarze "Faktu". Polityk tłumaczył, że placówka jest po drodze z domu do siedziby ministerstwa, zatem wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Dodatkowo zapewnił, że koszt prywatnych przejazdów jest potrącany z jego pensji.
Poseł wyjaśnił, że przejeżdża służbowym samochodem w celu prywatnym od ok. 20 do 50 km miesięcznie, za co pobierane jest z jego pensji od ok. 50 do 100 zł. "Fakt" poprosił o komentarz taksówkarzy. Ci w rozmowie z gazetą przyznają, że ich zdaniem koszty są zaniżone.
"Stawka jest zaniżona, to nieuczciwe"
- 20-50 km miesięcznie to jeden przejazd wychodzi niespełna 2 km. Według obecnie obowiązujących taryf, w Łodzi za 2 km klient zapłaciłby 11,60, co przy 20 km daje 116 zł, a przy łącznym kursie 50 km wychodzi 290 zł. To obecnie średnia cena przejazdu w korporacji taksówkarskiej w Łodzi. W Warszawie taki kurs byłby co najmniej 10 proc. droższy. Jak widać 50 czy 100 zł nie rekompensuje kosztów przejazdu - mówi "Faktowi" taksówkarz z Łodzi.
Taksówkarz z Warszawy wylicza, że według obowiązujących cen rynkowych koszt takiego przejazdu powinien być dwa razy wyższy. - Stawka jest zaniżona, to nieuczciwe, nie wziął bym takiego zlecenia za te pieniądze - przyznaje.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ.
Źródło: "Fakt"