Listopad: widmo nowej wojny w DR Konga
W 2012 roku siłą, z którą musiał się liczyć rząd centralny Demokratycznej Republiki Konga, stali się rebelianci z Ruchu 23 Marca. Partyzantka sformowała się na przełomie marca i kwietnia wokół Bosco "Terminatora" Ntagandy
. M23 to już czwarta grupa buntowników z kolei, którą od 1996 roku po cichu wspiera rząd w sąsiedniej Rwandzie.
Świat zamarł, gdy w listopadzie rebelianci, na oczach "błękitnych hełmów ONZ", bez większego trudu zajęli Gomę, stolicę Kiwu Północnego, prowincji bogatej w złoża minerałów. Kontynuacja tryumfalnego pochodu na południe mogłaby oznaczać powtórkę wielkich wojen z lat 1996-97 i 1998-2003, w których zginęło ponad pięć milionów ludzi.
Siły rządowe nie pozwoliły na rozwinięcie skrzydeł rebeliantom i przeprowadziły kontrofensywę. Równocześnie przeprowadzono negocjacje, po których rebelianci zaczęli bez walki opuszczać zajęte miasta. Choć pojawiły się głosy, że część z nich po prostu zrzuciła mundury i została na miejscu. Sytuacja wydaje się względnie opanowana, jednak zbrojne grupy wciąż stacjonują na terenach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od stolicy prowincji.
Czytaj więcej: Rebelianci zajęli Gomę. To wstęp do wielkiej wojny domowej?
Na zdjęciu: okolice Gomy. Cywile uciekają przed strzałami oddanymi przez wojska rebelianckie.