"Kaczyński nie korzysta z Internetu, nie ma Twittera, ale wie o wszystkim". Miller dla WP o kryzysie rządu

- Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim powinni przyjść do protestujących niepełnosprawnych w Sejmie i powiedzieć: "Myliliśmy się, przepraszamy" - mówi Wirtualnej Polsce Leszek Miller. Były premier nie ma wątpliwości, iż prezes PiS o tym, co dzieje się w budynku parlamentu, jest na bieżąco informowany.

"Kaczyński nie korzysta z Internetu, nie ma Twittera, ale wie o wszystkim". Miller dla WP o kryzysie rządu
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Michał Wróblewski

Michał Wróblewski, WP: Wydaje się, że bez Jarosława Kaczyńskiego władza nie radzi sobie z protestem osób niepełnosprawnych.

Leszek Miller: To jest dla mnie pewna zagadka. Przecież Jarosław Kaczyński jest o tym wszystkim informowany. Jego stan zdrowia nie jest taki, że on nie wie, co dzieje się w Polsce. On to wie. Wie, co dzieje się w Sejmie. Chociaż...

Chociaż?

Jarosław Kaczyński nie korzysta z Internetu, nie ma przy sobie tych wszystkich środków komunikowania, z których ja czy pan korzystamy w każdej sekundzie, jak Twitter. Mamy przegląd tego, co się dzieje. Ale z tego, co słyszę, do prezesa PiS do szpitala ciągle ktoś przychodzi, jego bliscy współpracownicy zapewne relacjonują mu sytuację. Jeśli Kaczyński będzie chciał wiedzieć, to wiedzieć będzie. Nie wierzę w to, że nie dysponuje pełnym przekrojem informacji.

Obraz
© PAP | Jakub Kamiński

W którym momencie jesteśmy, jeśli chodzi o spór rząd-protestujący?

Doszliśmy do sytuacji: „kto kogo”. Albo rząd ugnie się przed niepełnosprawnymi, albo niepełnosprawni ugną się przed rządem. Rząd nie chce zrobić żadnego precedensu, kroku w tył, bo się obawia, że jeżeli ustąpi w tym przypadku, to za chwilę utworzy się cała kolejka.

Adam Hofman twierdzi, że czegokolwiek rząd by nie zrobił, kolejne grupy i tak upomną się o swoje.

Na miejscu rządu bym się nie wahał. Spełniłbym główny postulat protestujących. Mamy do czynienia z sytuacją absolutnie wyjątkową. To jest jak z mostem. Wytrzymałość mostu mierzy się wytrzymałością najsłabszego przęsła. Wytrzymałość społeczną też mierzy się wytrzymałością najsłabszych. I tutaj mamy do czynienia z takimi właśnie osobami, poszkodowanymi przez los. Dlatego trzeba ten problem jak najszybciej zamknąć.

Ale pieniędzy nie ma.

Kwota 3-4 mld zł to nie jest problem, z którym rząd nie mógłby sobie poradzić…

Rząd mówi o 9-10 mld zł, jeśliby spełnić postulat protestujących o 500 zł w "żywej gotówce".

To widzi pan, wersje są różne. W każdym razie nie są to kwoty, których budżet państwa nie mógłby udźwignąć. Zwłaszcza kiedy wszyscy słyszą, jak wspaniale rozwija się gospodarka, jak rząd skutecznie walczy z wyłudzaniem VAT, ile z tego jest pieniędzy i tak dalej, i tak dalej… Tym bardziej uważam, że chodzi tu już tylko o kwestie prestiżowe i polityczne.

Rząd stał się ofiarą własnego sukcesu czy własnej propagandy?

Nadmiar słodyczy szkodzi żołądkowi. Rząd ze słodyczą przesadził. Są oczywiście rzeczy, które zasługują na uznanie, ale one w tej rządowej propagandzie sukcesu urastały do skali niebywale ogromnej.

I przyszli ludzie upomnieć się o swoje.

No bo jak, skoro jest tak dobrze, to dlaczego inni mają, a my nie możemy?

Czyli rząd powinien to przeciąć. Dać 500 zł niepełnosprawnym i zamknąć temat.

Oczywiście. Rozwiązywanie problemów społecznych należy zaczynać od najsłabszych.

Zaczęli od 500+, które wyrwało mnóstwo ludzi z biedy i ubóstwa.

Ale w tym programie trzeba było zastosować kryterium dochodowe. 500 zł nie powinno trafiać do rodzin milionerów, tylko tam, gdzie te pieniądze są rzeczywiście potrzebne. I wtedy, gdyby tak ten program wyglądał, znalazłyby się pieniądze dla opiekunów osób niepełnosprawnych.

Ale PiS zawsze powtarzało: sukcesem 500+ jest powszechność tego programu.

Nie podzielam tego poglądu. Sprawiedliwie nie znaczy równo. Rozumiem, że w tym, co mówi pani Beata Szydło i inni politycy PiS, wybrzmiewa myśl: "wszystkim po równo, a będzie sprawiedliwie". No nie. To nie jest sprawiedliwie. To nie są prywatne pieniądze pani Szydło i innych polityków, z którymi można robić, co się chce. To są pieniądze z naszych, obywateli, podatków. I ja chciałbym mieć pewność, jak miliony moich rodaków, że jeżeli te pieniądze są dzielone, to tak, aby trafiały do najbardziej potrzebujących. A nie do tych, którzy nawet tego nie zauważą. To samo dotyczy wyprawki szkolnej.

Rząd poniósł nieodwracalne straty wizerunkowe?

Wszystko zależy od stylu rozwiązania tego problemu. Bo jeżeli rząd pójdzie na eskalację tego konfliktu, na jakieś siłowe rozwiązanie, to te wszystkie sceny z panią Janiną Ochojską, z panią Wandą Traczyk-Stawską, z innymi osobami, które próbowały wejść do Sejmu, będą bardzo pamiętane. Zresztą to zdjęcie, na którym widać panią Ochojską stojącą naprzeciw rosłego sejmowego strażnika... To zdjęcie już jest symbolem. Pewnie kiedyś będzie wisieć w Sejmie ku przestrodze - że tak po prostu nigdy nie wolno postępować.

Obraz
© Agencja Gazeta | Adam Stępień

Co rząd może jeszcze zrobić?

Na pewno wyjść do matek, Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki powinni wyjść do opiekunów i ich niepełnosprawnych dzieci i powiedzieć: "myliliśmy się, przepraszamy". Powinni przyznać, że zmienili politykę, że znaleźli rozwiązania finansowe i że stać nas na zrealizowanie ostatniego postulatu protestujących matek. To jest naprawdę szczególna grupa. Kto wie, może rząd by jeszcze po takiej zmianie postawy zapunktował u wyborców? Pamiętajmy, że najgorsze nie jest popełnienie błędu, tylko trwanie w nim. Jeśli władza będzie trwała w tym błędzie, może ponieść koszty, które będą już nie do odrobienia.

Politycy PiS twierdzą, że ten protest zmienił się już w czystą politykę. Przypominane są słowa jednej z matek, która powiedziała, że "nikogo z PiS nie wolno wpuścić do żadnego samorządu".

To oczywiście były niepotrzebne słowa. Ale rozumiem stan emocjonalny tej pani, przecież patrzeć przez miesiąc na swoje dziecko, które śpi na zimnej, twardej posadzce na korytarzu w Sejmie, to trzeba mieć wyjątkowy charakter, mało kto by to wytrzymał... Jeśli PiS będzie chciało iść na takie zwarcie i oskarżać protestujących o robienie polityki, to będzie napuszczało jednych na drugich. Politycy będą mówić: "oni tam siedzą, ale są ludzie w Polsce, którzy mają jeszcze gorzej. Tyle że są spokojni, siedzą cicho, więc dlaczego my mamy nagradzać jakichś awanturników?". Tak pewnie wielu polityków PiS myśli. I dlatego PiS może wkrótce zacząć budować atmosferę braku aprobaty dla protestujących w Sejmie. Taka akcja na pewno zostanie podjęta, ale uważam, iż ma ona małe szanse powodzenia. Społeczne wsparcie dla protestujących jest bardzo duże i nie sądzę, by się załamało. Mimo to PiS będzie chciało udowadniać, że to władza ma rację.

Lech Wałęsa narzeka, że w tym całym sporze nie ma głosu Kościoła. Poseł PO Sławomir Piechota, który sam jest osobą niepełnosprawną, stwierdził w rozmowie ze mną, że wielu hierarchów boi się wyrazić swoje zdanie, z powodów politycznych czegoś się obawiają.

Sojusz tronu z ołtarzem, z jakim dziś mamy do czynienia w Polsce, tak jawny, tak oficjalnie akceptowany przez struktury państwa i Kościoła, nigdy wcześniej nie miał w Polsce miejsca. To jest coraz bardziej denerwujące, nie do zniesienia. Sojusz Kościoła z państwem nabiera cech karykaturalnych. To wybiega poza ramy Konkordatu. Praktyka Konkordat już dawno wyprzedziła. Ludzi to niebywale irytuje.

Obraz
© PAP | Paweł Supernak

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (51)