Kacprzak: "To ostatni dzwonek ostrzegawczy. Jeśli zostanie zignorowany, Kościół w Polsce nie przetrwa" [OPINIA]
Moralność polskiego Kościoła ostatecznie legła w gruzach. Jak wynika z sondażu dla WP, 65 proc. badanych nie wierzy w to, że Kościół w Polsce może wyjaśnić problem pedofilii i jej ukrywania. Co w praktyce oznacza, że oficjalnie wciąż jeszcze katolicki kraj nie ma złudzeń, że kapłani i hierarchowie są zdolni do wyznania swoich grzechów, szczerego żalu i pokuty. A skoro nie są w stanie tego zrobić, to należałoby zadać pytanie, co i kogo reprezentują. Bo na pewno nie ducha ewangelii, który każe wyznawać winy i naprawiać szkody oraz dostrzegać belkę w swoim oku, zanim skrytykuje się drzazgę w nieswoim.
16.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 09:51
Wyniki sondażu to ostatni dzwonek ostrzegawczy. Jeśli i tym razem zostanie zignorowany, to w tej formule, jaką znamy, Kościół w Polsce nie przetrwa. Choć sądząc po tym, kto i jak odpowiada w tej wyjątkowo wrażliwej kwestii, nie ma się co łudzić, że dobrowolnego wyznania grzechów się doczekamy. Ciągle dźwięczą mi w uszach słowa wysokiego rangą kapłana warszawskiej diecezji, który w rozmowie na żywo przyznał mi w końcu, że księża nie donoszą do prokuratury na innych księży, bo nie mają takiego obowiązku. Co w przełożeniu na zwykły język oznacza właściwie przyzwolenie na zatajanie przestępstwa, a co za tym idzie zgodę na takie działania swoich kolegów w sutannach.
Nawet gdyby założyć, że duchowni nie podlegają prawu powszechnemu, a ich nadrzędnym prawem jest prawo kościelne, co samo w sobie byłoby już gorszące, to i tak kapłani mają ogromną siłę i moc w samooczyszczeniu. Tym narzędziem jest spowiedź.
Każdy kapłan jest nie tylko przecież spowiednikiem, ale i sam się spowiada. Jednym z warunków dobrej spowiedzi jest szczere wyznanie grzechów i zadośćuczynienie. Każdy spowiednik powinien zatem w ramach nadawanej pokuty nakazać publiczne wyznanie win, zgłoszenie się do prokuratury i poddanie się karze. Bez takiego działania nie da się spełnić warunków Sakramentu Pokuty. Co w następstwie powinno prowadzić do tego, że nie można uzyskać rozgrzeszenia, bez którego łatwo dopuścić się świętokradztwa.
Już dzieci, które idą do Pierwszej Komunii, są uczone tych zasad. Trudno zatem wierzyć w to, że kapłani po seminariach, studiach teologicznych, wnikliwym czytaniu pism Kościoła i encyklik nie są tego świadomi. A skoro są, to ignorując te zasady, świadomie ustawiają się w pozycji albo cyników, albo kłamców.
"Jeśli Kościół sam nie potrafi stanąć w prawdzie, to dlaczego mają przy nim stać inni?"
A ta niespójność coraz mocniej dociera do wiernych i do całej wspólnoty współwyznawców. Już Jan Paweł II, jeszcze jako Karol Wojtyła, pisał, że "nie ma wolności bez prawdy", przywołując ewangeliczne słowa, że "tylko prawda nas wyzwoli". Jeśli zatem Kościół sam nie potrafi stanąć w prawdzie, to dlaczego mają przy nim stać inni, którzy tej prawdy w Kościele poszukują, ci, którzy w Kościele wypatrują busoli moralnej, lub ci, którzy oczekują zrozumienia własnych win?
Szczera pokuta polega na dobrowolnym wyznaniu grzechów. Wyznanie ich przed prokuratorem daje jedynie namiastkę sprawiedliwości. Bo wcale nie oznacza naśladowania swojego mistrza i założyciela Kościoła, a brak możliwości dalszego krycia się za instytucją, która w Polsce coraz bardziej chce być odgrodzona "Spiżową bramą", przez którą nikt niechciany nie ma wstępu. Kapłan ma prawo być osobą grzeszną. Jest człowiekiem, który upada. Nie ma jednak prawa trwać w kłamstwie i patrzeć na innych z góry, udając, że grzech jego nie dotyczy.
Brak spójności, tego, jak się żyje z tym, co się głosi, sprawia, że proces laicyzacji w Polsce przyspieszył. Zaklinanie rzeczywistości nic nie da. Statystyki są bezlitosne. Każdego roku coraz więcej rodziców wypisuje swoje dzieci z lekcji religii. Do seminariów i zakonów zgłasza się coraz mniej młodych ludzi. Pomijając nawet okres pandemii, na Msze Św. uczęszcza z roku na rok mniej wiernych.
Jeśli coś ma przełamać ten trend, to tylko prawdziwy zwrot ku źródłom prawdy wiary. Publiczne wyznanie win przez tych, którzy zawinili myślą, uczynkiem i zaniedbaniem. To, że 65,1 proc. Polaków nie wierzy w zdolność do moralnego zachowania się kapłanów, oznacza, że już tylko garstka ma nadzieję, że ich kapłani potrafią prawdziwie żyć Ewangelią.
Te sondażowe wskazania pokazują jeszcze jedno. W Polsce mamy nowy polityczny podział. Na tych, którzy wierzą w siłę Kościoła jako instytucji, i tych, którzy w niego nie wierzą. Jedni będą go bronić i wspierać bez względu na wszystko. Dla nich liczy się Kościół jako taki, a nie to, jaki być powinien i po co został stworzony. Drudzy zrobią wszystko, by Kościół w obecnej, uprzywilejowanej formie przestał istnieć. Na naszych oczach w Polsce wojna kulturowa weszła w nową i decydującą fazę. Tę, w której moralność przestała być wyznacznikiem. Wyznacznikiem są już tylko symbole.