Kacprzak: Był Marsz dla Życia i Rodziny. Gdzie był Trzaskowski? [OPINIA]
Oficjalny brak przedstawicieli PO na Marszu dla Życia i Rodziny, a zwłaszcza brak prezydenta stolicy na marszu w Warszawie dziwi podwójnie. Raz, bo to odwrócenie się od tego, co wciąż dla większości Polaków bardzo ważne, a dwa, bo zaprzecza temu, co największa partia opozycyjna deklarowała dzień wcześniej.
Z hucznych zapowiedzi wynikało, że teraz politycy PO - i szerzej: Koalicji Obywatelskiej - każdego dnia będą między zwykłymi ludźmi. Że politycy Platformy, wsłuchując się w głos narodu, na każdym kroku będą pokazywali, że można być tolerancyjnym i nie wykluczać w swojej polityce nikogo.
Wiarygodność w polityce jest towarem deficytowym. Co z tego, że jednego dnia lider PO mówi, że to już postanowione i od teraz politycy Platformy będą wychodzić do ludzi, rozmawiać z nimi, dyskutować, słuchać i przekonywać? To pozostało w sferze deklaracji. Już następnego dnia jedna z najważniejszych postaci tej partii, czyli prezydent stolicy, pokazał, że wcale nie ma zamiaru Grzegorza Schetyny słuchać.
Zobacz też: "Tęczowa msza" parodią katolickiego nabożeństwa. Przeprosin nie będzie
"Wygrał i myśli, że nie musi wychodzić do swoich przeciwników"
Trzaskowski najwidoczniej uznał, że skoro to zagrywka na wybory, to jego ona nie dotyczy. On swoje wygrał i przez pięć lat ma spokój. Co oznacza w praktyce, że do tych, z którymi mu nie po drodze, wychodzić nie musi. Nie musi się do nich uśmiechać, ani tym bardziej z nimi rozmawiać. Na żadne marsze, które nie są mu ideologicznie bliskie, chodził nie będzie. No i jak pomyślał, tak zrobił. Na Marszu dla Życia i Rodziny, mimo próśb, się nie pojawił. Choć dzień wcześniej na Paradzie Równości szedł w pierwszym rzędzie.
Z tej pozycji, jak później przyznał, zobaczył, że "była ona manifestacją wolności, tolerancji i uśmiechu". Dodał też, że "choćby telewizja PiS dwoiła się i troiła szukając ujęć, które kogoś mogą bulwersować", każdy, kto był na Paradzie, potwierdzi, że brakło powodów do zbulwersowania się.
Jak było na Marszu dla Życia i Rodziny,dowiedział się pewnie z jakiejś telewizji niePiSowskiej. I od,tego jakie ta telewizja obrazki wybierze, będzie zależało, jaki obraz Marszu zostanie w pamięci prezydenta stolicy. Sam nie chciał się przekonać. Uznając najwyraźniej, że warszawskie rodziny, zwłaszcza te, które przyznają się głośno do swojego katolicyzmu, już nie zasługują na to, by prezydent zaszczycił ich swoją obecnością.
Może trzeba by się było zmierzyć z trudnymi pytaniami o edukację seksualną, o wprowadzaną kartę LGBT+ i generalnie psuć sobie dobry nastrój z sobotniej Parady Równości, gdzie wszyscy prezydenta chwalili, że tak dzielnie wspiera równość i nikogo nie wyklucza. W końcu był na Paradzie, bo zależy mu na "Warszawie otwartej, tolerancyjnej i uśmiechniętej" I taką Warszawę widział. Najwidoczniej jednocześnie zakładając, że podczas Marszu wspierającego rodziny zobaczyłby Warszawę inną. Tę zamkniętą, nietolerancyjną i bez uśmiechu.
Jeśli PO chce przekonać do siebie ludzi, to tam
Przerażające, jeśli prezydent stolicy tak postrzega warszawskie rodziny. A przynajmniej ich część. Te, które boją się planów Rafała Trzaskowskiego. Który, przypomnijmy, w imię tolerancji chce wprowadzać do szkół rozwiązania chroniące dzieci, które myślą i czują inaczej, niż powszechnie obowiązująca norma.
Panie prezydencie. Gdzie, jak nie podczas takiego spotkania, tłumaczyć i przekonywać, że takie działanie ma sens? Kiedy jak nie podczas takich rodzinnym Marszów tłumaczyć, że podtrzymując wartości rodzinne, można dbać i dostrzegać tych, którzy żyją inaczej? Kiedy, jak nie w trudnych konfrontacjach poznajemy prawdziwe intencje polityka, który jest w stanie stanąć oko w oko z tymi, którzy się jego decyzji boją?
PO znów straciła szansę, by pokazać, że jest partią obywatelską, tą, która jest między ludźmi i dla ludzi. Pokazała, że chętnie paraduje tam, gdzie czuje się komfortowo i tam gdzie jest doceniana. Niby wakacji dla polityków Platformy ma w tym roku nie być. Widać pozostają wolne niedziele.