Kaci Ochoty. Szokujące zbrodnie rosyjskich bestii Reinefartha
Gdy 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie wybuchło powstanie, Hitler i Himmler nakazali utopić je we krwi, a miasto zrównać z ziemią. Do akcji pacyfikacyjnej rzucono m.in. rosyjskich renegatów SS RONA, dowodzonych przez pół-Polaka Bronisława Kamińskiego. Bardziej niż sukcesami w walce, wsławili się barbarzyństwem - mordami na cywilach, gwałtami i grabieżą.
01.08.2023 | aktual.: 01.08.2023 11:36
Koszmar przeszło setki osób personelu medycznego, ich rodzin i pacjentów Instytutu Radowego na ul. Wawelskiej 15 rozpoczął się 5 sierpnia, piątego dnia powstania warszawskiego, około godz. 10 rano. To wtedy na teren szpitalnego kompleksu wpadła wataha młodych i pijanych żołnierzy, mówiących po rosyjsku.
W tzw. budynku naukowym, gdzie schroniła się grupa pracowników instytutu wraz z rodzinami, napastnicy mieli jeszcze jakieś hamulce. Najpierw poddali zgromadzonych rewizji, zabijając kilka stawiających opór osób, resztę przerażonych ludzi pognali w stronę obozu przejściowego, na tzw. Zieleniak.
Tymczasem w gmachu głównym rozpętało się upiorne pandemonium, które trwało dobę. Otumanieni żołnierze rabowali wszystko, co według nich posiadało jakąkolwiek wartość, łącznie z wyposażeniem szpitala. To, czego nie mogli zabrać, niszczyli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednocześnie rozpoczęli "polowania" na kobiety. Zbiorowo gwałcili pielęgniarki, siostry zakonne, nie oszczędzając nawet pacjentek onkologicznych. Przy wszelkich próbach oporu bili je i zabijali. Do osób obłożnie chorych strzelali lub podpalali pod nimi materace. Desperatki, które przez okna próbowały wydostać się z ogarniętej pożogą części budynku, dosięgły kule rozstawionych dookoła oprawców.
7 sierpnia żołdacy wycofali się z instytutu, pozostawiając za sobą zdewastowany gmach i dziesiątki ciał. Nie byli świadomi, że w suterenie ukryło się przed nimi jeszcze około 60 ocalałych pielęgniarek i chorych. Jak się potem okazało, ich dni również były policzone.
Od "milicji ludowej" do Czarnego Zakonu
Za opisaną masakrą w Instytucie Radowym stała złożona z Rosjan formacja walcząca u boku Niemców, która przeszła do historii jako SS RONA (Russkaja Oswoboditelnaja Narodnaja Armija, pol. Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa).
Wywodziła się z "milicji ludowej", jaką powołano na przełomie 1941/42 r. na terenie Republiki Łokockiej. Było to funkcjonujące pod auspicjami niemieckich władz okupacyjnych quasi-państwo, administrowane przez antykomunistycznie nastawionych rosyjskich kolaborantów. Obejmowało ono mniej więcej tereny znajdujące się na styku granic dzisiejszych obwodów briańskiego, kurskiego i orłowskiego, a jego stolicą było niewielkie miasteczko Łokot.
Dyktatorską władzę sprawował tam inżynier-chemik Bronisław Kamiński, który do wejścia Wehrmachtu pracował w miejscowej gorzelni. Jego ojciec był Polakiem, a matka Niemką, ale wychowano go na Rosjanina. Nienawiścią do systemu sowieckiego zapałał pod koniec lat 30., gdy padł ofiarą stalinowskich czystek i na kilka lat trafił do więzienia.
Niemcy potrzebowali Kamińskiego i jego "milicji ludowej" do zwalczania licznej sowieckiej partyzantki, panoszącej się po lasach na zapleczu frontu wschodniego. W przeciągu paru miesięcy szeregi łokockiej armii rozrosły się do kilkunastu tysięcy żołnierzy, zasilone głównie byłymi czerwonoarmistami i miejscowymi ochotnikami. Wyposażeni w porzuconą przez sowiecką armię artylerię i czołgi, zaczęli stanowić poważną siłę.
Oprawcy z "Zieleniaka"
Wybuch powstania warszawskiego zastał ich w okolicach Raciborza, dokąd ich przerzucono z Białorusi. Himmler, który organizował akcję pacyfikacyjną, od razu wysłał telegram do Kamińskiego: "Oczekuję pańskiej pomocy w tej sprawie".
W odpowiedzi Rosjanin sformował kontyngent liczący pomiędzy 1500-1600 żołnierzy, wyposażony raptem w cztery czołgi T-34 oraz parę armat. Dowodzenie tym oddziałem powierzył uzdolnionemu oficerowi, SS Iwanowi Frołowowi. Pod wieczór 3 sierpnia kolumna dotarła do Warszawy, gdzie weszła w skład niesławnej grupy bojowej SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha. Kiedy część jej pododdziałów rozpoczynała rzeź Woli, ronowców skierowano na Ochotę.
Morale Rosjan było już wtedy bardzo niskie. W dodatku nie palili się do walki przeciwko Polakom, do tego w mieście, czyli warunkach, do których nie przywykli. Dlatego też, by ich zmotywować, dowódca 9. Armii gen. Nikolaus von Vormann miał wydać przyzwolenie na bezkarną grabież w toku operacji ("Muszę im przecież coś obiecać, żeby chcieli uczciwie walczyć" - miał się później usprawiedliwiać).
Zobacz także
4 sierpnia watahy żołnierzy SS RONA rozbiegły się w rejonie ulic Opaczewskiej i Grójeckiej. Grabili przerażonych warszawiaków na ulicach i w mieszkaniach. Zrywali kobietom kolczyki, ściągali pierścionki, a mężczyznom zabierali zegarki. Opornych bili kolbami lub zabijali.
Cywilów wyprowadzali z mieszkań na ulicę, podpalali domy, a potem gnali ich do obozu przejściowego, utworzonego na terenie targowiska przy ul. Grójeckiej 98, znanego wówczas jako "Zieleniak".
W przeciągu kolejnych dwóch dni akcji pacyfikacyjnej, ronowcy spędzili w to miejsce aż około 20 tys. osób. Ludzie wegetowali tam kilka dni pozbawieni wody, jedzenia, bez podstawowych udogodnień sanitarnych, narażeni na nocny chłód i palące słońce dnia. Dziesiątki umierały z wycieńczenia.
Ich gehennę potęgowało zwierzęce okrucieństwo oprawców. Pijani żołnierze wywlekali z tłumu kobiety i masowo je gwałcili. Do tego potrafili z byle powodu, jak np. po próbie rozpalenia ogniska na terenie targowiska, przeprowadzać egzekucje pojmanych. Wywlekali ich z tłumu i zbijali strzałami w głowę, czasem po kilkadziesiąt osób. Sytuacja na "Zieleniaku" zaczęła poprawiać się 9 sierpnia, gdy ruszyły pierwsze transporty koleją do dulagu w Pruszkowie.
Buty chlupiące we krwi
Równocześnie zapijaczone grupy Rosjan dokonywały masakr w wielu punktach dzielnicy. Cudem jedną z nich, w domu przy ul. Sędziowskiej 2, przeżyła Felicja Uniechowska. "7 sierpnia dotarli do nas bandyci z RONA […]. Początkowo myśleliśmy, że to Armia Czerwona. Niektórzy wybiegli na ulicę witając ich! Ale to były bestie. […] Kiedy zgonili wszystkich mieszkańców przed dom, żołdacy zaczęli do nich strzelać. Stałam z tyłu grupy i przewróciłam się. Zabijani padali na mnie. Gdy bandyci Kamińskiego odeszli, wydobyłam się spod trupów. Cała mokra, z butami chlupiącymi we krwi, zbiegłam do piwnicy" - relacjonowała.
Niestety oprawcom z SS RONA nie umknęli wspomniani pielęgniarki i pacjenci, którzy ukryli się w gmachu Instytutu Radowego po masakrze z 6 sierpnia. 19 sierpnia odkryto ich i pojmano. Około 50 chorych rozstrzelano pod "Zieleniakiem", a ich ciała spalono.
W walce z powstańcami Rosjanie solidnie się wykrwawili. Już pierwszego dnia mieli 50 zabitych i rannych. 22 sierpnia jedna z ich kompanii tak zatraciła się w grabieniu jednej z kamienic, że nie spostrzegła zaczajonych w piwnicy i na górnych piętrach akowców. Zostali obrzuceni koktajlami Mołotowa i wybici co do nogi. Ogółem w toku całej operacji warszawskiej RONA straciła około 500 żołnierzy.
Najbardziej spektakularnym sukcesem militarnym Rosjan było zdobycie 12 sierpnia gmachu fabryki tytoniowej na ul. Kaliskiej 1. Do boju prowadził swoich ludzi sam Kamiński, za co przyznano mu kolejny order.
Zemsta "Doliniaków"
Ostatecznie Niemcy uznali ronowców za niebezpiecznych bandytów, na których w ogóle nie można polegać, w dodatku kompletnie nieskutecznych w warszawskich zmaganiach. 19 sierpnia wycofali ich w rejon Puszczy Kampinoskiej. Tam ocalałych Rosjan dopadła zemsta AK. W nocy z 2 na 3 września na ich kwatery w miejscowości Truskaw napadł oddział por. Adolfa Pilcha ps. "Dolina". Z rąk partyzantów zginęło pomiędzy 100 a 200 ronowców, a koło 100 odniosło rany.
Sam Bronisław Kamiński został zwabiony przez Niemców do Łodzi i najpewniej rozstrzelany 28 sierpnia 1944 r. Dwa miesiące później SS RONA przestała istnieć. Została rozformowana i wcielona w szeregi innej kolaboracyjnej formacji – Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej gen. Andrieja Własowa.
Pisząc artykuł korzystałem z: I. Kowun, D. Żukow - "29. Dywizja Grenadierów SS Kaminski"; Niclas Sennerteg - "Kat Warszawy"; (red.) J. Brzeziński - "Warszawskie Termopile 1944. Ochota, Okręcie"; J. S. Majewski, T. Urzykowski - "Przewodnik po powstańczej Warszawie"
Wojciech Rodak, dziennikarz Wirtualnej Polski