Trwa ładowanie...
d3h9brj
Joanna Stanisławska
16-08-2011 19:00

Już wiemy, kto włączył stop-klatkę na telewizorze Leppera

Mieczysław Meyer to ostatnia osoba, która widziała Andrzeja Leppera żywego. Bliski współpracownik szefa Samoobrony, który był także jego kierowcą, nie wierzy, że Lepper popełnił samobójstwo. - On by tego nie zrobił, był głęboko wierzący. Byliśmy siedem razy na Jasnej Górze, szef za każdym razem przyjmował komunię - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Meyer. Współpracownik szefa Samoobrony wyjaśnia też tajemnicę stop-klatki na telewizorze Leppera, która wywołała lawinę teorii spiskowych.

d3h9brj
d3h9brj

- Nie chce mi się wierzyć, że był do tego zdolny. Andrzej Lepper był wzorowym ojcem, szalał za wnukami. Nie załamał się, kiedy jego syn omal nie umarł, a teraz, kiedy Tomasz wyszedł na prostą, miałby się zabijać? To zagadka nie do rozwiązania - mówi. Dodaje, że sam pochował dwóch synów, co bardzo zbliżyło go z Lepperem, kiedy z Tomaszem było źle.

Rozmówca Wirtualnej Polski poddaje w wątpliwość informacje mówiące o tym, że syn Leppera miał zareagować bardzo agresywnie, kiedy dowiedział się o śmierci ojca. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", sytuacja była na tyle poważna, że policjanci, którzy przyjechali do jego domu w Zielnowie zabrali mu broń, by nie popełnił jakiegoś szaleństwa. - Znam rodzinę Lepperów bardzo dobrze i nie wierzę w to, co piszą. Tomasz jest osobą bardzo zrównoważoną, tak jak ojciec nigdy nie był mściwy - zastrzega.

- Zanim go poznałem bliżej, wydawało mi się, że Andrzej Lepper to twardy człowiek, typ wodza. Ostatnie dwa lata byłem z nim dzień w dzień i wiem, że był bardzo ciepłym, rodzinnym człowiekiem, który potrafił wybaczać - mówi Wirtualnej Polsce Meyer.

Dzień przed śmiercią Lepper razem z Meyerem wrócili z Zielnowa, rodzinnej miejscowości przewodniczącego Samoobrony. - Do Warszawy przyjechaliśmy koło godz. 16.00. Wszystko było w najlepszym porządku. Andrzej Lepper zachowywał się tak, jak zwykle, nie zauważyłem, żeby był smutny czy przybity - podkreśla.

d3h9brj

"Myśleliśmy, że odpoczywa"

Po długiej podróży z Pomorza Meyer poszedł się położyć. Następnego dnia rano ok. godz. 8.00 po raz ostatni widział się z Lepperem. - Potrzebowałem kluczy od drzwi wejściowych, bo musiałem dokupić bilety do parkomatu. Zadzwoniłem do szefa, a on wyszedł i dał mi klucz - opowiada Meyer. Na godz. 10.00 Lepper był umówiony z dziennikarką TVN24, ale na spotkaniu już się nie pojawił, nie odebrał też telefonu od Janusza Maksymiuka. - Myśleliśmy, że po prostu odpoczywa - opowiada współpracownik Leppera.

Później Meyer wyszedł na miasto. O tym, że szef Samoobrony nie żyje dowiedział się przez telefon. Zadzwonił Mirosław Rudowski, drugi kierowca Leppera, kiedy Meyer był na spotkaniu z Małgorzatą Gut, radcą prawnym Leppera. Rozmówca Wirtualnej Polski podkreśla, że wiadomość była dla niego kompletnym szokiem, gdyż nic nie zapowiadało tragedii. - Przecież coś byłoby po nim widać... Może gdyby wypił, ale szef prawie rok nie miał w ustach alkoholu. Tyle miał pracy, po prostu nie mógł sobie na to pozwolić. Bardzo dużo przebywał na Białorusi, miał spotkania w ambasadzie, zawsze musiał być elegancki i na chodzie - mówi z przekonaniem.

Tajemnica stop-klatki o godz. 13.15

A jakie jest rozwiązanie zagadki stop-klatki na telewizorze w gabinecie Leppera? Informacja o tym, że program został zatrzymany o godz. 13.15, wywołała lawinę teorii spiskowych. - Przyczyna tego zamieszania jest banalna - mówił "Gazecie Wyborczej" Mirosław Rudowski. - Szef miał dekoder Polsatu i on się bardzo często zawieszał. Wiem, bo zawsze mnie prosił, żebym ponownie go uruchomił. Te słowa potwierdza Meyer: - Nieraz szef wołał: "Mirek znowu mi telewizor nie gra, zrób coś z tym".

Meyer dementuje z kolei informacje nt. olbrzymich długów, w które popadła rodzina Lepperów. - Każde gospodarstwo ma jakieś długi, ale to nie mogły być duże kwoty. Wszystko zostało obsiane, szef opowiadał, że zboże piękne rośnie i będą dobre zbiory - podkreśla. Przyznaje, że Samoobronie ciężko było płacić rachunki za utrzymanie biura w Al. Jerozolimskich, ale eksmisja działaczom nie groziła. - Było trochę zaległości, ale podpisano ugodę - mówi.

d3h9brj

Andrzej Lepper rozważał kandydowanie do senatu w nadchodzących wyborach. W przeddzień śmierci spotkał się doradcą ds. wizerunku Piotrem Tymochowiczem, który rozwiał jego nadzieje na mandat. Czy pod wpływem tej rozmowy Andrzej Lepper mógł się załamać? - Nie sądzę, szef miał świadomość, że ma marne szanse na powrót do parlamentu. Powtarzał, że następne wybory to będzie nasz czas, że wciąż jesteśmy młodzi i tę kadencję możemy sobie podarować. Stawiał na przyszłość - podkreśla Meyer.

Meyer nie potwierdza też informacji o tym, że stosunki Leppera z Maksymiukiem uległy ochłodzeniu. O tym, że sekretarz generalny "popadł w niełaskę" u szefa Samoobrony pisała "Gazeta Wyborcza". - Nic takiego nie zauważyłem. Wszystko wydawało się w porządku, przecież jeszcze w czwartek rozmawiali - zauważa. A jak układały się relacje Leppera z byłymi działaczami Samoobrony, którzy odeszli, po tym jak partia zniknęła z sejmu? - Wybaczył im, a nawet pozwolił im wrócić, jeżeli będą chcieli. Stosunki może nie były przyjacielskie, ale przyzwoite - mówi.

"Mogę Kaczyńskiemu wybaczyć, ale nigdy mu tego nie zapomnę"

Odnosząc się do słów Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego "Gazety Polskiej", który twierdzi, że Andrzej Lepper chciał potwierdzić wersję Jarosława Kaczyńskiego ws. afery przeciekowej, Meyer mówi: - Szef zawsze powtarzał, że w tej sprawie, dla dobra kraju i polityki, jest w stanie wybaczyć Kaczyńskiemu, ale nigdy mu tej prowokacji nie zapomni.

Współpracownik Leppera po śmierci Leppera czuje się przerażony i zbity z tropu. - Zaszyłem się w domu, musiałem się odciąć od tego wszystkiego. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało - stwierdza.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

d3h9brj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3h9brj
Więcej tematów