"Mama bardzo chciała, żebym został księdzem"
"Gdy miałem 13 lat, posłała mnie do niższego seminarium duchownego - i tam skończyłem trzy lata szkoły średniej. Potem władze PRL rozwiązały tę szkołę tuż przed klasą maturalną i o mały włos matury bym nie zdał. Mama bardzo chciała, żebym został księdzem, ale cóż, ja nie miałem powołania. Po maturze, już w państwowym liceum, poszedłem na studia" - wyznał na łamach "Gazet Lubuskiej".
Przyznawał, że nie potrafił podjąć decyzji, gdzie iść po maturze. "Ciągnęły mnie trzy kierunki: medycyna, psychologia, prawo. Wyczytałem w przewodniku - nie wiem skąd go wziąłem - że jest taki kierunek zagraniczny na SGPiS. Pisali w nim, że się jeździ po świecie, poznaje się go. Byłem chłopcem z prowincji, mnie ten świat interesował. Nie wiedziałem o nim wiele, dlatego Handel Zagraniczny wydawał się kuszący, też wchodził w rachubę. Nie mogąc podjąć decyzji, zrobiłem sobie taki zabawny test. Na szafce nocnej położyłem cztery losy z nazwami fakultetów. Postanowiłem, że jak się obudzę - sięgnę ręką, wyciągnę jeden z nich i tam złożę papiery na studia. I wyciągnąłem karteczkę z napisem Wydział Handlu Zagranicznego. Tak to się potoczyło" - mówił na łamach studenckiego "Magla".