Joanna Mikos: Dlaczego szejkowie naftowi nie chcą uchodźców?
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej, a szczególnie Polska i Węgry, są oskarżane o cynizm i zdradę ideałów europejskich za odmowę udziału w rozwiązaniu problemu relokacji uchodźców. W tym kontekście często powraca pytanie: jak bogate kraje Zatoki Perskiej (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) czy Kuwejt) pomagają muzułmanom z Syrii?
26.06.2017 | aktual.: 26.06.2017 21:45
Arabia Saudyjska, jak wskazują komentatorzy, ma ogromne doświadczenie w przyjmowaniu i zapewnianiu bezpieczeństwa wielkim grupom ludzkim. Rocznie przybywa tu ok. 15 milionów pielgrzymów, by odwiedzić najświętsze miejsca islamu - Mekkę i Medynę. Mniejsze kraje naftowe, Kuwejt i ZEA, słyną z nowoczesnych wieżowców takich, jak wysoki na 829 metrów Burdż Chalifa w Dubaju. Działa tam wiele firm budowlanych, które mogłyby być pomocne w zapewnieniu uchodźcom godziwych warunków mieszkaniowych.
Tymczasem według danych biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) - Arabia Saudyjska, ZEA, Kuwejt, Katar, Bahrajn nie zaoferowały żadnych miejsc dla uchodźców z Syrii. Około 4,8 milionom Syryjczyków, szukających schronienia przed wojną, gościny udzielono tylko w 5 krajach arabskich: Turcji, Libanie, Jordanii, Iraku oraz Egipcie. Słowo "gościna" jest tu oczywiście bardzo na wyrost.
Chorym wjazd wzbroniony
Amnesty International w swych raportach zwraca uwagę na dramatyczne warunki bytowania uchodźców. W Jordanii większość z nich żyje w ubóstwie, w miastach - poza obozami stworzonymi przez ONZ. Mają oni znacznie utrudniony dostęp do podstawowej pomocy medycznej. W Jordanii, według Amnesty International, są przypadki, że ogranicza się możliwość wjazdu do kraju osobom przewlekle chorym, a nawet rannym w wyniku działań wojennych.
W Libanie, gdzie znajduje się największa liczba uchodźców w przeliczeniu na jednego mieszkańca, panuje powszechna dyskryminacja i wyzysk uchodźców – twierdzi Amnesty International. Zwłaszcza kobiet. Pracodawcy wykorzystują ich trudną sytuację, płacąc grosze. Uchodźczynie informowały Amnesty International o otrzymywaniu niestosownych propozycji seksualnych lub ofert wsparcia finansowego za seks.
Turcja, Liban, Jordania, Irak I Egipt, mimo pomocy społeczności międzynarodowej, nie są w stanie zapewnić uchodźcom godziwych warunków bytowania. Same są zbyt biedne, do tego dochodzą wewnętrzne konflikty. Nie mają też odpowiednich standardów pomocy społecznej takich jak w Europie. Międzynarodowa pomoc finansowa nie jest wystarczająca w stosunku do potrzeb. Według danych UNHCR, na koniec 2016 roku, sfinansowano apele o pomoc humanitarną dla syryjskich uchodźców tylko w 56 procentach.
Bracia i siostry w potrzebie
A co ze wsparciem od zamożnych sąsiadów z Zatoki Perskiej? W 2015 roku, w szczycie kryzysu uchodźczego w Europie, Arabia Saudyjska, która podobno miała wtedy 100 tys. wolnych, klimatyzowanych namiotów, była krytykowana przez media za brak wystarczającej reakcji na problemy uchodźców. Władze Arabii odpierały te zarzuty, twierdząc, że przekazały Jordanii oraz Libanowi ok. 700 mln USD w celu humanitarnego wsparcia “muzułmańskich braci i sióstr w potrzebie”.
Zwrócono też opinii publicznej uwagę, że w Arabii Saudyjskiej, nie ma pojęcia “uchodźca”. Statystyki UNHCR nie wykazują więc pomocy niesionej “muzułmańskim braciom i siostrom w potrzebie”. Tak bowiem Saudyjczycy nazywają uciekających przed wojną Syryjczyków. Według danych udostępnionych przez Arabię Saudyjską, w 2015 roku przez jej terytorium przewinęło się blisko 2,5 mln muzułmanów z Syrii “w potrzebie”.
Rzeczywiście, Arabia Saudyjska, podobnie jak ZEA, Kuwejt, Katar i Bahrajn, nie jest sygnatariuszem Konwencji Genewskiej z 1951 roku. Nie możemy więc mówić o uchodźcach w kraju, w którym nie ma systemu azylowego wymaganego przez układy międzynarodowe. Kolidują one bowiem z prawem islamu sunnickiego, obowiązującego w Arabii Saudyjskiej. Prawo szariatu dopuszcza stosowanie kar cielesnych w postaci obcinania kończyn, chłosty, karę śmierci, ograniczenie praw kobiet, brak wolności słowa. Podobne prawo stosuje też tzw. Państwo Islamskie, przed którym uchodźcy uciekają. Ponadto konwencja dotycząca statusu uchodźców zobowiązywałaby Arabię Saudyjską do zapewnienia przedstawicielom religii innych niż islam do zapewnienia wolności wyznania. O tym w tamtejszej kulturze nie może być mowy.
Czy jednak, niezależnie od nomenklatury “uchodźca” lub “muzułmański brat oraz siostra w potrzebie”, Arabia Saudyjska rzeczywiście przyjęła 2,5 mln ofiar kryzysu syryjskiego? Tego Amnesty International nie jest w stanie potwierdzić. “Na pewno uchodźcy z Syrii nie są traktowani proceduralnie w sposób, jaki wymaga Konwencja Genewska” - usłyszałam w biurze Amnesty International w Warszawie.
Co to oznacza w praktyce? Tyle, że “uchodźca” przebywający w danym kraju na podstawie wizy, nie ma automatycznie pozwolenia na pracę, prawa do zasiłku, bezpłatnej opieki zdrowotnej, edukacji itp. Nieoficjalne źródła, cytowane przez prasę międzynarodową w 2015 roku, podawały, że do Arabii Saudyjskiej zostało wpuszczonych na podstawie wiz maksymalnie do 500 tys. Syryjczyków. Sprawa wielkości pomocy uchodźcom z Syrii przez kraje Zatoki Perskiej nie jest więc do końca jasna.
Strach przed infiltracją
Czy rezerwa z jaką bogate kraje naftowe traktują Syryjczyków, oznacza, że szejkowie nie chcą się dzielić bogactwem ze swymi braćmi w potrzebie, że uchodźcy są zbyt biedni jak na tamtejsze standardy? Nie. Raczej chodzi tu o bezpieczeństwo wewnętrzne. Michael Stephens, korespondent BBC na Bliskim Wschodzie, w jednej z wypowiedzi stwierdził, że kraje Zatoki Perskiej obawiają się zarówno infiltracji ze strony Bashara Al-Asada i jego irańskich stronników, jak i z terrorystów z tzw. państwa islamskiego. Pozycje tych ostatnich Saudyjczycy pomagają przecież bombardować jako sojusznik USA i Zachodu.
Ze względu na wagę tego sojuszu oraz dostęp do strategicznego surowca jakim jest ropa naftowa, trudno się spodziewać, by USA czy też najbogatsze kraje Unii Europejskiej krytykowały państwa Zatoki Perskiej za ich politykę wobec uchodźców lub domagały się np. wprowadzenia demokratycznych swobód w tychże krajach. Dla nas destabilizacja krajów naftowych przez ISIS również byłaby zagrożeniem.
Skoro kraje arabskie nie pomagają swym “muzułmańskim braciom i siostrom w potrzebie” tak skutecznie, jakbyśmy chcieli, czy zwalnia to nas, Polaków, z odpowiedzialności moralnej za los uchodźców z Syrii? Nie. Jesteśmy sygnatariuszami konwencji ONZ z 1951 roku, członkami Unii Europejskiej. Nie jest ona supermarketem z wartościami, jak przypomina prezydent Francji. A jeśli nawet, to w supermarkecie trzeba płacić – dodają Niemcy. Pacta sunt servanda!
Słaba linia obrony PiS
Linia obrony przyjęta przez PiS, że uchodźcy z Syrii nie są uchodźcami tylko imigrantami, ponieważ przybyli do UE z “bezpiecznych krajów trzecich” np. z Turcji, Jordanii, Libanu - jest słaba. Wystarczy przeczytać raporty Amnesty International na temat warunków ich bytowania w tychże krajach. Tłumaczenie, że przyjmujemy “miliony” Ukraińców też nie jest przekonujące, ponieważ dla Zachodu zalatuje rasizmem. To sytuacja podobna do tej w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej, kiedy imigranci z Irlandii byli OK, ale czarnoskórzy obywatele Imperium przybywający z Jamajki już nie.
Poza tym pogląd lansowany przez PiS, że blokując wjazd dla kilku tysięcy uchodźców, chronimy swoich obywateli przed terroryzmem, jest złudny. Granie kartą uchodźców przez rząd, nie zapewni nam bezpieczeństwa. Nasze bezpieczeństwo może wzmocnić natomiast ścisła współpraca z krajami mającymi doświadczenie w tym zakresie np. z Francją i Niemcami. Wiele wskazuje na to, że “karta uchodźców” pomoże jednak PiS zdobyć punkty w kolejnych wyborach, dzięki mocniejszej konsolidacji prawicowego elektoratu wokół “wspólnego wroga”.
Cieszmy się
Szkoda tylko, że politycy PiS przeoczyli, że w kwestii uchodźców nie chodzi tylko o międzynarodowe zobowiązania, bezpieczeństwo, ale także o coś więcej. Europa, która przeżyła dwie wojny światowe i w której zrodził się nazizm, nie może sobie pozwolić na powrót do oficjalnego dyskursu nacjonalizmu, ksenofobii, rasizmu. Często zapominamy, że Unia Europejska stworzyła z wartości europejskich pewien gorset moralny, który ma bronić jej członków także przed “samymi sobą”.
Póki co, cieszmy się, że ksenofobiczne nastroje nie rozhuśtały się jeszcze na dobre. I że kataryniarze warszawscy nie muszą jeszcze, w obawie przed chuligańskimi atakami, wywieszać informacji typu: “Jestem z Polski. Papuga też”.
Joanna Mikos dla WP Opinie