Jesteśmy w Brukseli z premierem Morawieckim. Kulisy spotkania z Junckerem
Koncentracja, skupienie i znany już większości Polaków dyplomatyczny uśmiech. Tak prezentował się przed spotkaniem z szefem Komisji Europejskiej premier Mateusz Morawiecki. Dla dziennikarzy czasu miał bardzo niewiele. Oto powód.
20 grudnia Komisja Europejska zdecydowała o uruchomieniu wobec Polski art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej. Unijne władze postraszyły Polskę sankcjami i zapowiedziały, że rząd w Warszawie ma zaledwie 3 miesiące na dostosowanie się do części wymogów. Chodziło przede wszystkim o zmiany fragmentów ustaw o SN i KRS oraz "przywrócenie niezależności Trybunału Konstytucyjnego". Dialog Warszawa-Bruksela wystartował na dobre właśnie we wtorek, kiedy premier Morawiecki ruszył do Belgii na spotkanie z szefem KE Jean-Claude Junckerem. Pojechaliśmy razem z nim.
W Wojskowym Porcie Lotniczym w Warszawie premier RP pojawił się ok. godz. 16. W samolocie Embraer 175 czekali już na niego zarówno dziennikarze, jak i tłum współpracowników. Morawiecki doszedł do połowy samolotu i po przywitał się ze wszystkimi, zniknął odgrodzony od reszty kotarą. Towarzyszyli mu bliscy współpracownicy, a w szczególności sekretarz stanu w MSZ Konrad Szymański.
To polityk, którego znaczenie w ostatnim czasie bardzo wzrosło. We wtorek nowym szefem resortu spraw zagranicznych został prof. Jacek Czaputowicz. To uznany wykładowca najlepszych polskich uczelni i były dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Wybitny teoretyk, ale jego doświadczenie w dyplomacji jest bardzo skromne. Właśnie dlatego pojawiają się przypuszczenia, że w praktyce pierwsze skrzypce w tym wymiarze ma grać duet Morawiecki-Szymański.
Nie ma miejsca na uśmiechy i uściski
Po lądowaniu w Brukseli panowie przyjechali do siedziby Stałego Przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej, a stamtąd ruszyli prosto do Komisji Europejskiej. Cała wizyta miała niezwykłe tempo. Nie było w niej miejsca na uśmiechy i uściski. Można się było tego spodziewać. Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński zdradził niedawno dziennikarzom, że Mateusz Morawiecki od około tygodnia przygotowuje się do tego, co powie w Brukseli i jakich argumentów użyje, by przekonać do swoich racji szefa KE Jean-Claude Junckera.
Szef polskiego rządu i główny przedstawiciel KE spotkali się dokładnie o godz. 20. Zanim udali się na kolację, zaplanowany był tzw. "handshake" - kurtuazyjny uścisk dłoni dwóch polityków na tle flag. Juncker, który znany jest z nietypowych przywitań (klepania innych polityków po twarzy lub nietypowego całowania) tym razem był dość stonowany. Co ciekawe, panowie nie podali sobie nawet dłoni, ale doszukiwanie się w tym drugiego dna mogłoby byż już nadinterpretacją.
Morawiecki da radę?
Politycy nie chcieli odpowiedzieć na żadne z pytań. Po kilku sekundach dla fotoreporterów odwrócili się na pięcie i ruszyli negocjować. Czy premier Morawiecki spełni pokładane w nim nadzieje? Wielu Polaków uwierzyło, że odwołanie Beaty Szydło było spowodowane dyplomatyczną biegłością i światowym obyciem Morawieckiego. To on miał naprawić pogarszające się relacje Polski z państwami Europy Zachodniej.
- Relacji, które psuły się przez ostatnie dwa lata, nie da się przecież naprawić w dwie godziny - mówił Konrad Szymański, gdy spotkanie się przedłużało. To prawda, ale miejmy nadzieję, że wtorkowa rozmowa w cztery oczy zapoczątkuje normalizację stosunków Warszawa-Bruksela. A temat ewentualnych sankcji będzie się stopniowo oddalał.