Jerzy Urban ukarany grzywną za znieważenie papieża
20 tys. zł grzywny za znieważenie Jana Pawła II jako głowy państwa watykańskiego - taką karę orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie wobec redaktora naczelnego tygodnika "Nie" Jerzego Urbana. Wyrok jest nieprawomocny.
25.01.2005 | aktual.: 25.01.2005 17:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prokuratura żądała kary 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 20 tys. zł grzywny. Obrona chciała uniewinnienia.
Wyrok jest nieprawomocny. Można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Choć kara grzywny jest najłagodniejszym, możliwym wyrokiem w tej sprawie, to oznacza zarazem, że Urban - jeśli wyrok się uprawomocni - znajdzie się w rejestrze skazanych.
Powodem procesu był artykuł Urbana pt. "Obwoźne sado-maso" z sierpnia 2002 r., zamieszczony w "Nie" tuż przed pielgrzymką papieża do Polski. Urban napisał m.in.: "Kochany staruszku! Połóż się do łóżka. Przykryj kołderką. (...) Wyrzuć te starcze środki dopingowe, którymi Cię szpikują jak byczków hodowanych na olimpiadę, żebyś mógł przez godzinę ruszać nogą i mniej trząść ręką. (...) Choruj z godnością, gasnący starcze, albo kończ waść, wstydu oszczędź". Urban nazwał też papieża m.in. "Breżniewem Watykanu", "żywym trupem" i "sędziwym bożkiem".
Po doniesieniach oburzonych czytelników prokuratura oskarżyła Urbana o znieważenie papieża jako głowy Watykanu, za co grozi kara do 3 lat więzienia. Proces trwał od września 2004 r.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Laskowska podkreśliła, że sprawa jest precedensowa, bo nigdy nie było w Polsce procesu o znieważenie głowy Watykanu. Dodała, że podstawowym problemem prawnym była sprawa tzw. wzajemności - czyli tego, czy w państwie watykańskim także jest ścigane przestępstwo znieważenia głowy obcego państwa, np. Polski (tylko wtedy można ścigać znieważenie głowy Watykanu w Polsce). Po analizie norm prawnych obowiązujących w Watykanie sąd - wbrew stanowisku obrony - uznał, że zachowana jest zasada wzajemności.
Według sądu, opublikowanie artykułu akurat przed pielgrzymką papieża było "świadomym i taktycznym posunięciem oraz zamierzoną prowokacją Jerzego Urbana". Inaczej nie wywołałoby tak gwałtownych protestów i oburzenia - oceniła sędzia.
Podkreśliła, że artykuł odbiegał brutalnością ośmieszających sformułowań od znanej linii skandalizującego - jak zaznaczyła - i antyklerykalnego pisma. Nagromadzenie epitetów było tak duże, że świadczy o maksymalnym nasileniu złej woli oskarżonego - powiedziała Laskowska.
Zwróciła uwagę, że w procesie doszło do konfliktu dwóch konstytucyjnych wartości - ochrony czci i godności osoby ludzkiej oraz wolności prasy do krytyki. Podkreśliła, że Sąd Najwyższy uznawał już, że wolność ta nie ma charakteru absolutnego, a krytyka osób publicznych nie może naruszać ich czci. Dodała, że także Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzeka, iż wolność prasy doznaje czasem ograniczeń w imię ochrony wolności jednostki.
Jerzy Urban ma pełne prawo do krytyki, ale nie jest ono nieograniczone: nie może naruszać praw innych osób - powiedziała sędzia. Dodała, że dozwolona krytyka nie musi być przyjemna, ale nie może też mieć charakteru znieważającego.
Sąd przypomniał, że Urban broniąc się przed zarzutem znieważenia głowy państwa, zapewniał, iż "do głowy mu nie przyszło", że znieważa głowę - jak to określił - "państewka watykańskiego". Zdaniem sądu, linia obrony oskarżonego byłaby skuteczna, gdyby Urban wykazał, że nie wiedział, iż Jan Paweł II, oprócz głowy Kościoła rzymskokatolickiego, jest także głową państwa Watykan. Kłania się teoria zamiaru - zwróciła się sędzia do obrońcy.
Sąd uznał, że kara więzienia, nawet w zawieszeniu, byłaby zbyt surowa, m.in. z powodu dotychczasowej niekaralności Urbana.
Urban powiedział, że wyrok świadczy o sklerykalizowaniu wymiaru sprawiedliwości. Dodał, że nie liczy na powodzenie apelacji, ale będzie się odwoływał nawet do Strasburga. Zapowiadając apelację, obrońca Urbana, mec. Eugeniusz Baworowski, podkreślił, że jeden z ławników złożył zdanie odrębne co do winy oskarżonego. Adwokat nie chciał odnosić się do argumentacji sądu, przyznał tylko, że nie zgadza się np. z wywodami sądu co do zasady wzajemności.
Apelacji nie wyklucza prokurator Maria Grabska-Taczanowska. Zastanowię się, jak przeczytam pisemne uzasadnienie - powiedziała. Nie jestem mściwa. Nie chodzi mi o to, by - jak to niegdyś powiedział redaktor Urban - komuś "dowalić". Chodziło o zasady, sąd uznał winę oskarżonego - dodała.
Po wyroku dochodziło do utarczek słownych między przybyłymi na proces zwolennikami i przeciwnikami Urbana.
To nie pierwszy kontakt Jerzego Urbana z wymiarem sprawiedliwości. W 1992 r. "Nie" wydrukowało akta SB z 1959 r. na temat agenta o kryptonimie "Zapalniczka", którym miał być Zdzisław Najder, w latach 80. szef sekcji polskiej Radia Wolna Europa, a w 1992 r. - szef doradców premiera Jana Olszewskiego. W 1996 r. sąd skazał za to Urbana na rok więzienia w zawieszeniu. Sprawa po apelacji wróciła jednak do prokuratury, która w 1997 r. umorzyła śledztwo.
Na początku lat 90. Urbanowi zarzucono też rozpowszechnianie pornografii (chodziło o zdjęcie kobiecych narządów płciowych zamieszczone w "Nie"). Postępowanie umorzono ze względu na "znikomą szkodliwość społeczną czynu".