Jerzy Kalibabka, uwodziciel z nadmorskiego kurortu. Po wyjściu z więzienia to tu układał sobie życie
Kobiety kochały Kalibabkę. Nawet w więzieniu otrzymywał od nich listy miłosne. Po wyjściu zza krat wrócił do nadmorskiego Dziwnowa, w którym się wychował. Spłodził tu siódemkę dzieci. Otworzył warzywniak, później sklep, a na końcu bar. Próbował ułożyć sobie życie, ale miał na pieńku z sąsiadami. - Był posądzany o kradzieże - mówi WP mieszkaniec kurortu.
Dziwnów, województwo zachodniopomorskie. Mieszka tu niespełna 3 tys. osób. W tym nadmorskim kurorcie wychowywał się Jerzy Kalibabka.
Jako młody chłopak pomagał ojcu rybakowi. W dzień pracował na morzu, a nocą rozpoczynał łowy na lądzie. W starym, opuszczonym samolocie otworzył klub. Tylko tu miał uwieść blisko sto kobiet. W wywiadzie dla e-reporter.pl mówił, że w samolocie chciał otworzyć kawiarnię, ale wrak nagle zniknął. Wtedy z kolegą założyli duet - podrywacze Marek i Jurek. Tandem rozpadł się i Kalibabka swoją "działalność" zaczął prowadzić sam.
Uwodziciel skazany w Dzień Kobiet
Uwodził i okradał kobiety wypoczywające w nadmorskich i górskich kurortach. Jego "ofiarami" były głównie zamożne panie pochodzące z dobrych domów. W kradzieżach pomagały mu też kochanki.
Nie upiekło mu się, mimo że wielokrotnie uciekał z konwojów Milicji Obywatelskiej. Za Jerzym Kalibabką wystawiano listy gończe. W 1980 roku trafił do aresztu w Kamieniu Pomorskim, z którego udało mu się uciec.
W kwietniu 1982 roku Kalibabka został ponownie aresztowany. Sąd postawił mu zarzuty popełnienia 103 przestępstw, w tym kradzieży, oszustw czy gwałtów, na terenie całej Polski. Wartość skradzionych przez niego przedmiotów oszacowano na prawie 15 milionów złotych. To kobiet nie zrażało, wysyłały mu listy miłosne. W 1984 roku, w Dzień Kobiet, Kalibabka został skazany na 15 lat pozbawienia wolności.
Próbował sił w lokalnym biznesie
Gdy wyszedł z więzienia, wrócił do rodzinnego miasta. Zamieszkał przy ul. Kościelnej. Otrzymał mieszkanie od gminy. Zajmował się kłusownictwem ryb i miał to szczęście, że nigdy nie dał się złapać.
Chciał rozkręcić swój biznes. Po pięciu latach otworzył warzywniak w budynku, w którym mieszkał. Warzywniak zmienił na sklep. A ponieważ miał dużą konkurencję, sklep przemienił w bar. To było dwa lata temu. Tak mówi nam jeden z mieszkańców Dziwnowa.
- Znaliśmy się dobrze, ale spotykaliśmy rzadko i tylko przypadkowo. On nie przychodził do mnie, ja do niego też nie - mówi Wirtualnej Polsce. Dodaje, że zna dzieci Kalibabki. - Z jedną kobietą ma ich piątkę, z drugą jeszcze dwójkę - przyznaje. - Te dzieci zostały wspaniale wychowane. Z czerwonymi paskami, osiągnięciami w sporcie i zdolnościami muzycznymi.
Kłopoty finansowe, zatargi z sąsiadami
Nasz rozmówca wyznaje, że według jego wiedzy Kalibabka miał duże kłopoty finansowe. - Komornicy na głowie... Chciał, żebym mu pomógł - dodaje.
- Osobiście darzyłem go sympatią. Mimo jego wybryków był mi nieszkodliwy - wyznaje mieszkaniec Dziwnowa.
Ale byli i tacy, którzy twierdzili inaczej. - Był posądzany o kradzieże. Jak coś zginęło, ludzie mówili, że to ukradł Jurek. Lubił sobie rowerem jeździć nocą. Czy coś wtedy zrobił, czy nie? Nie wiem, ale tak mogło być. Ale ja go nigdy za rękę nie złapałem. I krzywdy fizycznej nigdy nikomu nie zrobił - twierdzi mężczyzna.
Jego zdaniem Kalibabka miał zatargi z sąsiadami. - Coś zawsze im przeszkadzało - wyznaje.
Próbowaliśmy porozmawiać z właścicielami trzech pensjonatów znajdujących się w okolicy mieszkania Kalibabki. Żaden z nich nie chciał nam powiedzieć o mężczyźnie ani słowa.
Jerzy Kalibabka zmarł 13 marca w wieku 62 lat.
Zobacz też:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl