"Jedynie uprzedziłem Gilowską o treści przepisu ustawy"
Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego
Jerzy Rodzik, który sformułował wniosek lustracyjny wobec Zyty
Gilowskiej, powiedział, że podczas spotkania w
styczniu z ówczesną wicepremier uprzedził ją jedynie, że w
przypadku rezygnacji osoby publicznej z pełnionej funkcji RIP nie
kontynuuje postępowania.
Rodzik odpowiadał w Radiu Zet na pytanie o zarzucany przez Gilowską wobec RIP we wniosku do prokuratury szantaż.
Jeśli chodzi o szantaż jest to dla mnie zupełnie sytuacja zdumiewająca - mówił zastępca RIP. - Ja jedynie, jeśli pani profesor potraktowała to jako szantaż, podczas przesłuchania uprzedziłem ją o treści stosownego przepisu, który jest zawarty w ustawie lustracyjnej, który mówi o tym, jakie są uprawnienia rzecznika w przypadku rezygnacji osoby publicznej z pełnionej funkcji. Poinformowałem panią profesor wówczas - to było w styczniu - że w takiej sytuacji rzecznik nie kontynuuje postępowania. Pani profesor zapytała: "To co w jej sytuacji"? Ja jej powiedziałem, że pani powinna walczyć. Chodzi o to, że postępowanie przed sądem jest jedyną możliwością prawną wyjaśnienia tych wszystkich wątpliwości - dodał Rodzik.
Art. 18 par. 5 ustawy lustracyjnej stanowi: "W przypadku rezygnacji osoby, która złożyła oświadczenie, z pełnienia funkcji publicznej lub kandydowania na taką funkcję albo odwołania jej z takiej funkcji, jeżeli nastąpiło to przed wszczęciem postępowania lustracyjnego, Rzecznik nie kieruje do sądu wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego".
Z informacji wynika, że gdy Rzecznik przesłuchuje osobę, co do której oświadczenia ma wątpliwości, za każdym razem poucza ją o tym artykule ustawy.
Rodzik podał również, że dwukrotnie spotkał się z Gilowską - w styczniu i czerwcu. Poinformował, że w tym czasie przesłuchał kilku świadków, a pracownicy Biura RIP sprawdzali archiwa IPN również w Lublinie. Odmówił odpowiedzi na pytanie, czy prawdą są stwierdzenia Gilowskiej, że wrobił ją mąż koleżanki, oficer SB.
Wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska oddała się do dyspozycji premiera po tym, jak Rzecznik Interesu Publicznego w piątek rano złożył wniosek o jej lustrację. Ujawniła, że sprawa dotyczy lat 1987-89. Dodała, że miała wtedy w swym otoczeniu pracownika aparatu bezpieczeństwa, czego nie była świadoma i to on "pisał papiery". Powtórzyła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe.
Premier w piątek zdymisjonował Gilowską. Ona sama uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.