Jeden naród - jeden głos, wybory do kubańskiego parlamentu
W niedzielę odbędą się na
Kubie wybory do Zgromadzenie Narodowego Władzy Ludowej. Na
przewodniczącego Rady Państwa najpewniej ponownie zostanie
wybrany schorowany Fidel Castro.
Dla komunistycznego kierownictwa kraju, wybory, w wyniku których wszyscy kandydujący - 614 osób, tyle ile liczy parlament - zapewne się w nim znajdą, jest wyrazem jedności narodu.
Dla organizacji kubańskich emigrantów, które zaapelowały do Kubańczyków, by nie uczestniczyli w tej "farsie wyborczej", niedzielne głosowanie nie ma nic wspólnego z demokracją.
Odrzucamy organizowaną na Kubie farsę wyborczą oraz brak pluralizmu i wolności, umożliwiającej wybieranie tych, którzy będą nas reprezentować - oświadczył Angel Desfana z organizacji Plantados.
Tego wydarzenia "nie można nazwać wyborami ani głosowaniem" - oświadczyła natomiast Sylvia Iriondo, szefowa organizacji Matki i Kobiety Przeciwko Represjom na Kubie. A dysydent Elisario Sanchez nazwał wybory "wyścigiem z udziałem jednego konia" i ocenił, że powielą one "totalitarny model rządów".
Według niezależnej Kubańskiej Komisji Praw Człowieka i Pojednania Narodowego, w 2007 r. na Kubie było 234 więźniów politycznych i prześladowania są tam nadal na porządku dziennym. Władze kubańskie twierdzą, że nie przetrzymują żadnych więźniów politycznych, a kubańscy dysydenci to "najemnicy" biorący pieniądze od rządu amerykańskiego.
Do wyborów uprawnionych jest ponad 8 mln z 11,3 mln Kubańczyków w wieku od lat 16.
Kubańczycy będą wybierać 614 deputowanych do Zgromadzenia Narodowego i 1201 przedstawicieli do zgromadzeń prowincjonalnych. Wśród 614 kandydatów są również wszyscy członkowie kierownictwa rządzącej na Kubie partii komunistycznej (w tym oczywiście i Fidel Castro). Pewne jest więc, że znajdą się oni w Zgromadzeniu Narodowym, co jest o tyle ważne, że zgromadzenie wyłania ze swego grona nowe kierownictwo państwa.
Na Kubie Zgromadzenie Narodowe o 5-letniej kadencji wybiera spośród swoich członków 31-osobową Radę Państwa. "Prezydentem" i zarazem szefem rządu jest jej przewodniczący, wybierany również na 5 lat.
81-letni lider komunistów Fidel Castro wezwał ostatnio rodaków, by "jednogłośnie" obdarzyli poparciem wszystkich kandydatów.
Kiedy na początku lat 90. rozpadł się wspierający przez lata Kubę Związek Radziecki - w opinii Castro także z powodu reform politycznych Michaiła Gorbaczowa i ordynacji z wieloma kandydatami - kierownictwo wyspy wymyśliło sobie nowy system wyborczy. 50 procent kandydatów do Zgromadzenia Narodowego wyznaczanych jest przez rady komunalne, a 50% przez masowe organizacje komunistyczne. Dlatego udział całego społeczeństwa w wyborach uważany jest jedynie za formalność i postrzegany przez władze przede wszystkim jako jego aprobata dla polityki rządu.
"Jestem zwolennikiem voto unido" - napisał kilka dni temu Fidel, który 17 miesięcy temu z powodu choroby i serii operacji przewodu pokarmowego przekazał rządy na wyspie bratu Raulowi.
Tego rodzaju głosowanie - pisze dpa - uchroniło Kubę w latach 90. przed podzieleniem losu państw komunistycznych w Europie. Przede wszystkim jednak - uważa agencja - Waszyngtonowi, śmiertelnemu wrogowi Hawany, nie udało się podzielić narodu kubańskiego. "Imperializm (USA) wciąż się stara zaszkodzić karaibskiemu państwu i podzielić jego naród - mówił przewodniczący parlamentu Ricardo Alarcon. - Dlatego konieczna jest większa jedność wśród rewolucjonistów".
A piszący dla dziennika "Granma" - organu kubańskiej partii komunistycznej - profesor prawa Jose Fernandez Bulte uznał: "Wybory to polityczna, rewolucyjna i patriotyczna decyzja wymierzona w agresywne plany wroga, który baczy, czy w kubańskim narodzie dochodzi do pęknięcia, albo przynajmniej do erozji konsensusu, i to szczególnie w okolicznościach blokady (USA) i choroby najwyższego dowódcy".