"Jarosław Kaczyński wciąż może wygrać"
Największym zaskoczeniem w tych wyborach było to, że... nie było żadnego zaskoczenia. Wszystko odbyło się zgodnie z oczekiwaniami - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską politolog i socjolog dr Tomasz Olczyk z Uniwersytetu Warszawskiego. Podsumowując kampanię stwierdza, że frekwencja, choć przekroczyła 50%, nie jest satysfakcjonująca. - Ten spektakl nie porwał tłumów - mówi. Jego zdaniem w drugiej turze szansę na wygraną mają obaj kandydaci. Jarosław Kaczyński wciąż może wygrać.
Zobacz także relację ze sztabu Jarosława Kaczyńskiego
Według dra Olczyka jedynym zaskoczeniem może być dobry wynik Grzegorza Napieralskiego. Przyznaje, że tego się najmniej spodziewał. - To bardzo go wzmacnia. Choć patrząc na liczby, jego obecny wynik jest zbliżony do wyników LiD-u w 2005 r. i SLD w 2007 r. Dlatego nie wydaje mi się, żeby była to oznaka jakiegoś nowego trendu, że lewica zaczyna się odradzać. Natomiast rzeczywiście, sam Grzegorz Napieralski i jego przywództwo w partii, a także rola SLD jako głównej organizacji na lewicy, wydają się po tym wyniku nie do podważenia - tłumaczy socjolog.
Głównymi graczami wciąż pozostają Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński. To oni spotkają się w drugiej turze 4 lipca. Jak mówi dr Olczyk trudno przewidzieć, jak rozłożą się wtedy głosy. - Wydaje się, że w tej chwili szansę wygrania drugiej tury mają wciąż obaj kandydaci. Mimo niższego wyniku w pierwszej turze, Jarosław Kaczyński wciąż może wygrać - twierdzi. Jednak pewne jest, że obaj kandydaci będą na różne sposoby próbowali przyciągnąć do siebie wyborców.
Jaką metodę wybierze sztab kandydata PiS? Zdaniem naszego eksperta, w dalszym ciągu będzie podkreślał odcięcie się od wizerunku dawnego Jarosława Kaczyńskiego. Tego, który miał etykietę polityka konfliktowego, kłótliwego, prawicowego, który wciąż z kimś walczy. - Jeśli Jarosław Kaczyński chce przekonać do siebie wyborców lewicowych, musi utrzymać swój „posmoleński wizerunek”. Niezależnie od tego, czy ten wizerunek jest wynikiem prawdziwej przemiany, czy jedynie strategii marketingowej jego utrzymanie jest pożądane. Dlatego sam Kaczyński nie będzie ostro atakował. Wiadomo jednak, że w otoczeniu kandydata i poza nim są ludzie od tzw. czarnej roboty, którzy mogą próbować zaostrzyć kampanię. W związku z tym musimy się liczyć z tym, że pojawią się z tej strony jakieś ostre zagrania - tłumaczy.
Dr Olczyk jest zdania, że Jarosław Kaczyński będzie także podkreślał w swoim programie elementy lewicowe, szczególnie te związane z "państwem solidarnym". - Z drugiej strony będzie też chciał pokazać, że monopol PO jest niebezpieczny - mówi.
A czego możemy spodziewać się po kandydacie PO? Jak będzie walczył o elektorat? Według socjologa jego sztabowcy w dalszym ciągu będą próbowali zniechęcić wyborców do kandydata PiS. Jak? Przywołując jego wcześniejsze działania. - Do tej pory Platforma próbowała ustawić Kaczyńskiego w jego dawnej roli, przypominając wyborcom m.in. o IV RP, czy o konfliktach, których był inicjatorem i uczestnikiem. Spodziewałbym się teraz kontynuacji tych działań. PO będzie mobilizować swój elektorat na bazie negatywnych emocji w stosunku do kontrkandydata - przekonuje dr Olczyk. Tym bardziej, że wynik Komorowskiego na pewno wywołał w jego sztabie pewien niedosyt, czy poczucie zawodu. - Widać było bowiem ruchy, takie jak np. Marek Belka jako prezes NBP, które świadczyły o tym, że sztab kandydata PO liczył na wygraną w pierwszej turze. Wynik na poziomie 41% – jeśli ta liczba się potwierdzi – jest poniżej oczekiwań - mówi.
Według ostatnich danych frekwencja wyborcza wyniosła ponad 54%. Mogłoby się wydawać, że to dużo. Dr Olczyk chłodzi jednak ten entuzjazm. - Frekwencja jest co prawda lepsza od tej z 2005 r., ale dużo gorsza niż w 2000 r. Cała masa czynników politycznych, ekonomicznych i kulturowych powoduje, że coraz mniej osób chodzi głosować. W przypadku tych konkretnych wyborów dorzucić można bardzo nietypową kampanię. Wydarzenia takie jak tragedia smoleńska, a później powódź kompletnie zmieniły atmosferę tych wyborów. - Kandydaci unikali konfliktu i prawdziwej debaty. Może ten spektakl po prostu nie porwał tłumów. A może ludzie też są już zmęczeni tym, że mamy do wyboru tak naprawdę tylko dwóch kandydatów - zastanawia się socjolog. Niestety, druga tura wypadnie 4 lipca, a więc już podczas wakacji. A to prawdopodobnie oznacza, że jeszcze mniej osób zdecyduje się pójść do urn...
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska