ŚwiatJapońska zbrojeniówka szuka klientów. Tokio uzbroi "antychiński" blok?

Japońska zbrojeniówka szuka klientów. Tokio uzbroi "antychiński" blok?

Mitsubishi, Hitachi, Toshiba, Komatsu czy Kawasaki - te marki na całym świecie kojarzą się z motoryzacją, elektroniką lub narzędziami, ale dziś stają się także rozpoznawalne na międzynarodowym rynku zbrojeniowym. Po zniesieniu niemal 50-letniego embarga na eksport uzbrojenia, zaledwie kilkanaście miesięcy zajęło Japonii wyraźne zaznaczenie swojej pozycji w tym sektorze. Japońskim interesom paradoksalnie sprzyjają Chiny, których poczynania w basenie Morza Południowochińskiego budzą lęk u sąsiadów. "Lekarstwo" na ów niepokój proponują właśnie koncerny z Kraju Kwitnącej Wiśni, które oferują nie tylko najnowsze systemy uzbrojenia, ale także - z myślą o mniej zamożnych klientach - używany sprzęt.

Japońska zbrojeniówka szuka klientów. Tokio uzbroi "antychiński" blok?
Źródło zdjęć: © AFP
Adam Parfieniuk

25.11.2015 | aktual.: 26.11.2015 09:14

Najnowszym przykładem aktywnej handlowej postawy Japończyków jest niedzielna wizyta Fumio Kishidy, japońskiego szefa resortu spraw zagranicznych w Australii. - Chiny zwiększają swoją aktywność. Nie możemy ani się dopasować, ani zaakceptować obecnej sytuacji. Musimy zagwarantować przestrzeganie prawa morza i wolności żeglugi - mówił minister. Japonia przywiozła do Australii gotową receptę, która ma ułatwić egzekwowanie tych postulatów. Minister obrony Gen Natakani zachwalał możliwości techniczne swojego kraju w kontekście budowy australijskiego okrętu podwodnego nowej generacji. Japończycy proponują przy tym eksport technologii wykorzystanej przy konstruowaniu jednostek typu Soryu, czyli nowoczesnych okrętów podwodnych produkowanych w Kraju Kwitnącej Wiśni.

W starciu o nowe australijskie okręty Tokio musi zmierzyć się z niemieckimi i francuskimi koncernami. Jest o co walczyć, bo kontrakt opiewa na 36 mld dol. Jednostki Soryu są największymi konwencjonalnymi okrętami podwodnymi na świecie. Koszt jednej jednostki, produkowanej przez zakłady Mitsubishi i Kawasaki, to prawie 500 mln dol.

Nie wiadomo, kogo wybiorą Australijczycy. Czas na składanie ofert upłynie wraz końcem miesiąca, ale propozycje japońskiej delegacji spotkały się z ciepłym przyjęciem. - Mamy podobne wartości, dzielimy interes strategiczny i mamy wspólny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Spora część naszych rozmów była poświęcona wzmacnianiu współpracy w strefie obronności - mówiła Marise Payne, minister obrony Australii po niedzielnym spotkaniu.

Transakcje na horyzoncie

Dobicie targu z Australią może jeszcze potrwać i nie wiadomo, czy ostatecznie zakończy się sukcesem. Tydzień przed wysłaniem delegacji do Sydney, Tokio zamknęło transakcję z Manilą. Premier Shinzo Abe podpisał na Filipinach umowę z prezydentem Benigno Aquino, dzięki której możliwy będzie transfer technologii i sprzętu. Japonia liczy na dostarczenie Filipinom samolotów obserwacyjno-zwiadowczych, co zwiększy możliwości śledzenia chińskich poczynań na Morzu Południowochińskim przez ten wyspiarski kraj.

Przy okazji liderzy obu krajów podzielili się swoimi spostrzeżeniami w kwestii chińskich prób podważania status quo akwenu - budowania sztucznych wysp, pasów startowych, infrastruktury cywilnej i wojskowej.

W regionie nie tylko Filipiny z nadzieją spoglądają w kierunku Japonii i produkowanego tam sprzętu. - Samolotami rozpoznawczymi jest zainteresowana Indonezja. W zeszłym tygodniu przewodniczący tamtejszego parlamentu był w Japonii i mówił o potencjalnym zakupie. Japońska broń może też trafić do Wietnamu, z którym od trzech lata zacieśnia współpracę na szczeblu wojskowym - wylicza Paweł Behrendt, autor książki "Chińczycy grają w go. Napięcie w Azji rośnie" i ekspert Centrum Studiów Polska-Azja. Wstępne zainteresowanie wyraził też Tajwan, a o umowie o współpracy wojskowej, podobnej do filipińskiej, myśli Malezja. Z kolei Indie kupią od Japończyków samoloty US-2. Sprzedaż maszyn przeznaczonych do operacji ratowniczych, będzie zresztą pierwszą dużą transakcją zbrojeniową Japonii po zniesieniu eksportowego embarga.

- To wyraźny kierunek polityczny, polegający na współpracy i zbrojeniu przeciwników Chin, bo za takich uchodzą Filipiny, Wietnam i Indie. Indonezja nie należy do tego grona, ale nie można wykluczyć jej przyłączenia w przyszłości, szczególnie, że w ostatnich latach dochodziło już do morskich incydentów z Chinami - ocenia Behrendt.

Koszty produkcji w Japonii nie należą do najniższych, więc aby ułatwić sprzedaż, Tokio oferuje gwarancje kredytowe i niskooprocentowane pożyczki, które mają ułatwić zakup japońskiej broni przez słabiej rozwinięte kraje. Ekspert w rozmowie z Wirtualną Polską zaznacza, że także dobra koniunktura w państwach regionu sprawia, że nawet mniej zamożne państwa wydają coraz więcej na zbrojenia. - Wydaje się zresztą, że Japonia będzie miała elastyczne podejście do klienta. Z jednej strony może zaoferować Australii drogie okręty podwodne, a z drugiej Filipinom będzie tanio sprzedawać swój wycofywany i używany sprzęt - mówi.

Nadrabianie strat

W maju tego roku w Japonii odbyły się pierwsze targi zbrojeniowe od czasu zakończenia II wojny światowej. Pokazały one, że tamtejsze koncerny, których jedynym odbiorcą przez długie dekady było wyłącznie rodzime ministerstwo obrony, otwierają się na świat. Szczególnie, że - jak odnotowali stali bywalcy tego typu imprez - był to pierwszy raz, gdy japoński sprzęt był wystawiony na jakichkolwiek targach zbrojeniowych.

W rozmowie z agencją AP Toru Hotchi z japońskiego ministerstwa obrony zaznaczył jednak, że jego kraj nie może ścigać się z resztą potęg. - Nasze przedsiębiorstwa nie są tak naprawdę gotowe do konkurencji. Nie wiedzą, jak mają to robić, bo ich jedynym klientem był resort obrony i nie musiały do tej pory podejmować żadnych działań marketingowych - mówił.

Japonia wydaje się rozumieć swoją pozycję i kilkoma konkretnymi ruchami będzie chciała nadrobić stracone lata. Tokio planuje wkrótce powołać specjalną agencję ds. eksportu uzbrojenia na wzór agencji ds. współpracy bezpieczeństwa przy Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych. Specjalna struktura ma odpowiadać za sprzedaż broni, szkolenia, serwisowanie i utrzymywanie kontaktów na szczeblu wojskowym między kontrahentami i sojusznikami.

W Japonii działa około 3 tys. prywatnych firm, które produkują sprzęt i podzespoły na potrzeby wojska. Jednak tylko około 300 z nich uzyskuje więcej niż połowę swoich dochodów w tym sektorze. Rodzime firmy w pełni zaspokajają potrzeby Japońskich Sił Samoobrony, których roczny budżet zamyka się zwykle w granicach 7 mld dolarów. - Produkcja wyłącznie dla rodzimych sił samoobrony była dużym problemem przemysłu zbrojeniowego. Potrzeby jednego klienta są ograniczone, nawet przy współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Zresztą prowadziła ona do dalszych komplikacji, bo sprzęt, w którym były części japońskiej produkcji, według japońskiego prawa nie mógł być sprzedawany do państw trzecich - mówi Paweł Behrendt.

Po zniesieniu embarga oczekiwany jest rozwój przemysłu zbrojeniowego. Szczególnie że do tej pory tylko 1 procent przemysłowej produkcji Japonii miał związek z przemysłem zbrojeniowym, a Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) umieścił zaledwie cztery japońskie koncerny na liście 100 największych producentów uzbrojenia. Największy z nich, Mitsubishi Heavy Industries, zarabia 10 razy mniej niż Lockheed Martin, czyli światowy lider.

Pierwszą barierą w eksporcie japońskich produktów jest całkowity brak "informacji zwrotnych". - Stany Zjednoczone toczą wiele wojen, więc mają wiedzę o wydajności swojej broni. Japonia nie walczy i takich danych nie ma - przedstawiał problem na łamach "The New York Times" prof. Masahiro Matsumura z Uniwersytetu Momoyama Gakuin, który zajmuje się tematyką bezpieczeństwa wewnętrznego.

Na łamach "The Financial Times" Jack Midgley z firmy consultingowej Deloitte Tohmatsu zwracał uwagę także na inny problem. Japonia jest na razie nieprzygotowana do eksportu komponentów, z których w państwach docelowych powstawałoby uzbrojenie. - Japonia potrzebuje systemów raportowych, technik księgowania projektów i wielu innych rzeczy, które na Zachodzie są "podstawowym słownictwem". Nawet jeśli jest się potencjalnym eksporterem ze Stanów Zjednoczonych to i tak całe lata zajmuje opracowanie tych schematów - mówił ekspert.

Wątpliwości Chin

O ile szereg państw regionu azjatyckiego jest zainteresowanych japońskim sprzętem, to na rozwój zbrojeniówki Kraju Kwitnącej Wiśni ze szczególną ostrożnością spoglądają Chiny. - Zmiana polityki Japonii w obszarze wojska i bezpieczeństwa niepokoi środowisko bezpieczeństwa i strategicznej stabilności całego regionu. Z powodów historycznych japońska polityka bezpieczeństwa jest zawsze naśladowana przez państwa w regionie i społeczność międzynarodową - mówił Hong Lei, rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Chin po zniesieniu embarga na eksport broń.

To właśnie ze względu na wspólną i tragiczną historię Pekin w szczególny sposób obawia się renesansu japońskiej militarnej potęgi. Zdaniem prof. Zhu Chengdu z Chińskiego Państwowego Uniwersytetu Obronności już sama obecność Japonii na Morzu Południowochińskim jest dla Chin nie do zaakceptowania, a co dopiero współpraca militarna z państwami regionu. Ekspert w rozmowie z telewizją CNBC podkreślił, że nawet Amerykanie są bardziej pożądanym partnerem od Japończyków.

W rozmowie z WP Paweł Behrendt przewiduje, że Chińczycy mogą przystąpić do własnej ofensywy i oferować państwom w Azji swój sprzęt, co zresztą już zaczynają robić. - Głównymi odbiorcami są Pakistan, Birma, Sri Lanka i Bangladesz. Pekin próbował też zainteresować swoimi produktami Indonezję i Malezję - wylicza. Ekspert przewiduje, że w kontekście Azji i Morza Południowochińskiego taka zbrojeniowa rywalizacja może się skończyć powtórką z historii, podobną do zimnej wojny. - Pojawią się bloki klientów. Jeden będzie kupował sprzęt zachodni i japoński, a drugi głównie chiński. Będą też państwa, starające się balansować pomiędzy. A trzeba jeszcze pamiętać o Rosji, która jest gotowa sprzedawać broń każdemu, kto ma odpowiednie środki - przewiduje nasz rozmówca.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)