Janusz Korwin-Mikke wykorzysta swoją szansę? CBOS: wzrost poparcia dla Nowej Prawicy
Piotr Duda to lider krótkiego dystansu. Nie jest merytorycznie starannie przygotowany. Spełnienie większych aspiracji politycznych mogło się udać Lechowi Wałęsie, który był jednym z nas, niewykształconym elektrykiem, ale dzisiaj to już nie jest ten czas - mówi doc. dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z Instytutu Nauk Politycznych UW, zajmująca się m.in. psychologią polityczną i społeczną. Ekspertka w rozmowie z WP.PL odnosi się również do rosnącego w ostatnim czasie poparcia dla Nowej Prawicy. Jej zdaniem jest to przede wszystkim efekt stałości poglądów Janusza Korwin-Mikkego. Powątpiewa jednak, żeby głoszone przez niego postulaty były "na ten czas społeczny i szerokość geograficzną". - Ludzie chcą, żeby państwo dawało. Korwin-Mikke twierdzi natomiast, że opiekuńczość państwa to coś nienaturalnego, powodującego, że na naszych czasach wyrasta cała klasa urzędników i polityków. A jednego z drugim pogodzić się nie da - zaznacza.
24.03.2013 | aktual.: 25.03.2013 10:59
WP: Wyjątkowo korzystny wynik w marcu dla Nowej Prawicy (4 proc.) to zwiastun nowego trendu? Autor badań, CBOS, spekuluje, że wzrost poparcia dla partii Janusza Korwin-Mikkego może świadczyć o tym, że pewna część wyborców poszukuje partii pozaestablishmentowych, funkcjonujących poza głównym nurtem polityki.
- To nie jest nowy trend, ale za to znacznie bardziej wyraźny niż kiedyś. Szukamy czegoś, ale niekoniecznie dlatego, że interesują nas małe partie; szukamy, bo nie znajdujemy tego w parlamencie, zajętym przede wszystkim sobą: za sprawą walk międzypartyjnych bądź też frakcyjnych. W efekcie mamy sejm spersonalizowanych pretensji i nieokreślonych programów.
WP: Z internetowej ankiety Wirtualnej Polski wynika, że prawie pięć procent wyborców interesuje się wyłącznie partiami spoza głównego nurtu polityki, a blisko dwanaście szuka informacji o ruchach społecznych, oddolnych, nie związanych z polityką.
- Nie przesadzajmy, bo poza sejmem nie ma żadnych nowych dużych partii. A gdyby były duże starsze, zapewne zasiadałyby już w parlamencie.
To zainteresowanie, o którym pani mówi, wynika właśnie z rozsypki sejmu. SLD jeszcze się nie pozbierało po batach zgotowanych im podczas wyborów parlamentarnych przez społeczeństwo, a także po wewnętrznym pęknięciu za sprawą rywalizacji Wojciecha Olejniczaka z Grzegorzem Napieralskim. Wcześniej jeszcze była próba stworzenia LiD, za którą Olejniczak zapłacił fotelem przewodniczącego partii. Zresztą Europa Plus Aleksandra Kwaśniewskiego, Janusza Palikota i Marka Siwca to tak naprawdę próba stworzenia LiD-u bis. SLD zajęte wewnątrzpartyjnymi bojami zapomniało trochę o swojej tożsamości, lewicowych hasłach, jak kwestia relacji państwo-Kościół czy in vitro, które podjął i wykorzystał Janusz Palikot. Teraz jednak i jego partia dołuje w sondażach. To tyle, jeśli chodzi o lewe skrzydło sceny politycznej, natomiast jeśli chodzi o prawe, to mamy dwie partie prowadzące ze sobą dialog, który można by metaforycznie nazwać „Balladą o podrzynaniu gardeł”. Dialog bardzo spersonalizowany, zorientowany nie na to, jak
zarządzać państwem, ale – kto i jakie zajmie stanowisko. Na tym skupia się zarówno PO, jak i PiS. Reszta to popułczyny po PiS, w postaci PJN czy Solidarnej Polski; ci, którzy wychodzili z partii, wracali do niej, zakładali własne formacje – ten cały bałagan nie może podobać się wyborcom.
WP: Tyle, że taki bałagan w sejmie jest od dawna, a podziały i wzajemna niechęć zintensyfikowały się jeszcze po katastrofie smoleńskiej. Dlaczego więc dopiero teraz wyborcy zaczynają wyglądać poza mury sejmu w poszukiwaniu nowego?
- Robili to już wcześniej, więc nie zgodziłabym się, że dopiero teraz. Kluczowa jest tu inna sprawa. A mianowicie, znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego zaczęli kierować się akurat w stronę Janusza Korwin-Mikkego.
WP: No właśnie, tego samego, który niejednokrotnie bulwersował opinię publiczną, choćby za sprawą kontrowersyjnej wypowiedzi o paraolimpijczykach. Więc powtarzając za panią pytanie, pytam: dlaczego właśnie on?
- Niewątpliwie mocną stroną Korwin-Mikkego jest to, że od czasu powstania Unii Polityki Realnej, miał bardzo wyraźny – choć, co trzeba podkreślić, zdumiewający jak na owe czasy – program. Począwszy od obniżenia podatków, poprzez wskazywanie, że państwo tworzy coraz to nowe struktury rabujące obywatela. To w końcu on mówił, że opiekuńczość państwa to coś nienaturalnego, powodującego, że na naszych czasach wyrasta cała klasa urzędników i polityków. A on chce ich rozpędzić, rozgonić i od kilku lat konsekwentnie krzyczy, że to jest realne. W przeciwieństwie do wielu polityków Korwin-Mikke nigdy nie próbował wstępować do żadnej innej formacji niż jego własna, zawsze zresztą z tymi samymi hasłami. Nowa Prawica jest powtórzeniem tego, co głosił jako przewodniczący UPR. A to się coraz bardziej ceni, bo nasi politycy zmieniają poglądy, partie, w zależności od tego, w którą stronę akurat polityczny wiatr im zawieje.
WP: Przypomina mi się dawna twarz kampanii prezydenckiej PiS Joanna Kluzik-Rostkowska, która najpierw usilnie namawiała nas na głosowanie na Jarosława Kaczyńskiego, a potem – sama przeszła do PO.
- Przypominam, że zanim ona to zrobiła, swój słynny numer zrobił Leszek Miller. Podobnie jak Kluzik-Rostkowska założył własną partię, po czym ją zostawił i wrócił do SLD, przy czym nikt już dzisiaj o tym nie wspomina. Nie mówi się, że był liderem jakiejś formacji politycznej, tak, jakby chciano mu to z biografii wykreślić i zapomnieć. Ciekawe, dlaczego.
Warto byłoby dziś zapytać Kluzik-Rostkowską, czy wtedy nie wiedziała, że jej klient i lider Jarosław Kaczyński nie zmienił się charakterologicznie. Czy nie wiedziała, a zatem jest mniej inteligentna niż niektórzy chcą podejrzewać, czy też wiedziała, a zatem grała socjotechniką, równej pomysłowi dziadka z Wermachtu.
WP: Swego czasu zwracała uwagę, że ciągle słyszy zarzuty, że zostawiła Jarosława Kaczyńskiego, a – jak zaznaczała – to on ją wystawił za drzwi. „Nie mam jednak do niego o to żalu. Myślę, że dobrze się stało. Za każdym razem, kiedy słyszę o zamachu, dwóch wybuchach czy wojnie, którą wypowiedziała nam Rosja cieszę się, że jestem w Platformie”, mówiła w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Są tylko dwa rozwiązania: dała się nabrać – nie należy jej zatem powierzać zbyt odpowiedzialnych zadań, bo nie charakteryzuje się szczególną przenikliwością – albo z pełnym cynizmem potrafi używać socjotechnik, z premedytacją manipuluje społeczeństwem. I w tym całym zamieszaniu Korwin-Mikke głosi, że nigdy nie był za żadną demokracją. Przy czym samo słowo "demokracja" też nam się potężnie spauperyzowało. Mamy bowiem demokrację i wcale nie jest tak pięknie, jak myśleliśmy, że będzie. Jest korupcyjnie, kolesiowsko, wszystko jest spersonalizowane: „Nie ważne, co z Polską, ważne, żeby ta konkretna osoba nie była premierem, a został nim kto inny – albo odwrotnie”. To jest też kwestia Unii Europejskiej, o której Korwin-Mikke mówił, że to banda socjalistycznych złodziei, a teraz obserwujemy powolny rozpad i zaczynamy się bać. Okazuje się więc nagle, że ten stabilny, konserwatywny, antyunijny, antysocjalistyczny i antyestablishmentowy Korwin-Miikke miał rację.
WP: Czyj elektorat miałby przejąć Korwin, jeśli ten trend sondażowy się utrzyma? Również z badania przeprowadzonego niedawno przez MillwardBrown SMG/KRC dla serwisu 300polityka.pl, wynika, że Nowa Prawica cieszy się 4-procentowym poparciem.
- Myślę, że przede wszystkim wraca do niego dawny elektorat, głównie drobnych przedsiębiorców z prowincji, którzy zainwestowali, zaczęli rozwijać przedsiębiorstwa, a dziś na skutek ogólnoświatowego krachu bankrutują. Część przedsiębiorców poszła wcześniej za Januszem Palikotem, ale okazało się, że niewiele wyszło z jego buńczucznych zapewnień o ułatwianiu drobnej przedsiębiorczości. Po prawej stronie alternatywą cały czas był Korwin-Mikke, mówiący, że jeżeli państwo przestanie się wtrącać, to przedsiębiorstwo rozkwitnie, bo biurokracja tę przedsiębiorczość dusi.
WP: Niektórzy wieszczą, że to tylko dwa procent więcej poparcia niż w ubiegłych miesiącach, inni – że aż dwa. Wierzy pani w powrót Korwin-Mikkego do sejmu?
- Sejm z Korwinem był barwniejszy, uważam, że jego postulaty są wewnętrznie spójnie, ale jeszcze nie na ten czas społeczny i szerokość geograficzną. Wyraźnie widać to zwłaszcza w dobie kryzysu; ludzie chcą, żeby państwo dawało. Zamiast w przedsiębiorczość inwestuje się na przykład w dłuższe urlopy macierzyńskie. Nawet niezadowoleni, którzy idą za Piotrem Dudą, snują w dużej mierze opowieść o państwie opiekuńczym, które powinno dawać, zapewnić. Dlatego nie sądzę, żeby poparcie dla Korwin-Mikkego osiągnęło więcej niż pięć procent.
WP: Ta nisza, która pojawiła się w związku ze zniechęceniem elektoratu, a nie da poparcia Korwin-Mikkemu, może dać je Piotrowi Dudzie?
- Za wcześnie jeszcze na werdykty. Wszystko zależy od tego, jak odpowiedzą mu te ugrupowania, które już w parlamencie zasiadają. Na ile będą potrafiły podjąć dialog, ale nie z Dudą – bo nie o to tu chodzi – ale ze społeczeństwem, żeby pokazać, że ci, którzy wzięli udział w Platformie Oburzonych, postulują nieraz tak sprzeczne postulaty, że gdyby chcieli je wszystkie realizować, musieliby się chyba pobić sami ze sobą. Z tym ruchem idą wszyscy niezadowoleni: zarówno bankrutujący przedsiębiorcy (oni krzyczą: "Obniżyć podatki!"), jak i bezrobotni ("Zasiłki za niskie!"), bo wszystko podrożało, więc chcą podwyższyć. Więc już nawet w takich podstawowych sprawach jest problem.
WP: Wydaje się, że ambicje Piotra Dudy są o wiele większe niż tylko ruch społeczny.
- Odnoszę wrażenie, że Duda to lider krótkiego dystansu. Nie jest merytorycznie starannie przygotowany. Spełnienie większych aspiracji politycznych mogło się udać Lechowi Wałęsie, który był jednym z nas, niewykształconym elektrykiem, ale dzisiaj to już nie jest ten czas. Jeśli rzeczywiście zacznie się objaśniać szczegóły, że w samym ruchu jest tyle sprzeczności, że sam pan Duda chyba nie zdaje sobie sprawy, ile ich faktycznie jest, to zobaczymy, że jest to bardzo populistyczny lider.
WP: Z drugiej strony pojawia się wątek referendum, czyli ten, że miałoby wybierać społeczeństwo, a to może podobać się wyborcom.
- To już jest chory postulat. Oni sami mówią, że społeczeństwo nie we wszystkich sprawach może decydować, ale to niech powiedzą, w których ich zdaniem może, a w których nie.
WP: Paweł Kukiz pytany przez Tomasza Lisa, czy w każdej sprawie widzi referendum, odpowiedział, że nie. Dopytywany więc, w których tak, a w których nie, odpowiedział, że „aż tak daleko nie idzie, bo nie jest politologiem, konstytucjonalistą czy politykiem”.
- I właśnie Duda powiedziałby pewnie to samo. Zwyczajnie jest on merytorycznie nieprzygotowany do podjęcia najważniejszych problemów: gospodarki, finansów państwa, polityki zagranicznej. Tam nie ma materiału nawet na małą partię, a co dopiero zarażającej obecnie istniejącym. W Dudzie jest też za mało charyzmy, choć oczywiście może się podobać, bo jesteśmy dziś wszyscy zdenerwowani, jeśli nie wkurzeni - pieniędzy nie ma, żyje się ciężej, a rząd kłóci się sam ze sobą i nieźle mu się przy tym żyje.
WP: Zwróciła pani wcześniej uwagę, że nie ma aż tak dużo liczących się partii poza sejmem. W jednej z rozmów z politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Wawrzyńcem Konarskim, zauważyłam, że partie mniejszościowe mają kłopot z przekroczeniem progu wyborczego, a mają z tym kłopot, bo nie są w sejmie. Z drugiej zaś strony nie są w sejmie, bo nie są w mediach, a nie są w mediach, bo nie przekroczyły progu wyborczego.
- Były już takie próby i da się to zrobić. Przebił się tak na przykład Andrzej Lepper, czy też ostatnio za sprawą bulwersujących eventów Janusz Palikot.
WP: Kazimierz Marcinkiewicz powiedział kiedyś, że żeby się przebić do dużej polityki, trzeba mieć pieniądze Janusza Palikota.
- Dokładnie tak jest. Albo mieć za sobą milionerów, którzy chcieliby te pieniądze wyłożyć. U nas nie ma jeszcze społecznego sponsoringu. Jeżeli mówi się o wydaniu pieniędzy, to na własną partię, której jest się liderem.
Nie mamy dzisiaj społeczeństwa obywatelskiego, które zdawałoby sobie sprawę, że partycypacja jest podstawą demokracji, natomiast społeczeństwo roszczeniowe, przynajmniej w takim sensie, że każdy Polak potrafi psioczyć. Z jednej strony chcieliśmy kapitalizmu, a z drugiej twierdzimy, że on nam się nie podoba, bo jest za surowy. Już w Starożytnej Grecji zabijano zwiastunów złych wieści, więc nikt nie ma odwagi nam powiedzieć: "Kochani, tak dobrze nie ma. Jeśli państwo będzie dopłacać i osłaniać, to też będzie was pytać, na co jesteście łaskawi to wydawać, czy też nawet wskazywać, na co wam wolno, a na co nie, i ostro kontrolować. Albo nie będzie, i wtedy obywatelu ratuj się sam". "No dobrze, a jak będę ginąć?", mógłby ktoś zapytać. "A to trudno", odpowiedziałby mu Korwin-Mikke.
Wyniki ankiety Wirtualnej Polski przytoczone w wywiadzie, pochodzą z internetowej sondy przeprowadzonej na grupie 462 osób. Zapytaliśmy internautów, jakimi partiami politycznymi się interesują. Najwięcej, bo 40,48 procent badanych odpowiedziało, że nie interesuje się partiami politycznymi. 21,86 procent zadeklarowało, że interesuje się wszystkimi partiami, które funkcjonują w polskiej scenie politycznej, a 21 procent, że wyłącznie tymi, które zasiadają w sejmie. Zainteresowanie głównie ruchami społecznymi, oddolnymi, które nie są związane z polityką zadeklarowało 11,9 procent osób, a 4,76 procent utrzymywało, że interesuje się tylko małymi, funkcjonującymi poza głównym nurtem polityki (nie zasiadającymi w sejmie). Ankieta została przeprowadzona w dniach 18-19 marca.