PublicystykaJankowski: "Karczewski bez marszałka Senatu? PiS jest gotowe go poświęcić" (Opinia)

Jankowski: "Karczewski bez marszałka Senatu? PiS jest gotowe go poświęcić" (Opinia)

Jeżeli idzie o Senat to, drodzy Państwo, nie wierzmy w oficjalne zapewnienia polityków koalicji rządzącej, że w zasadzie to przejęcie przez opozycję izby wyższej nie stanowi większego kłopotu dla dalszego sprawowania władzy. Politycy Prawa i Sprawiedliwości, doskonale zdają sobie sprawę, jak ważnym przyczółkiem dla opozycji może stać się Senat Rzeczypospolitej Polskiej.

Jankowski: "Karczewski bez marszałka Senatu? PiS jest gotowe go poświęcić" (Opinia)
Źródło zdjęć: © Senat RP | M. Józefaciuk
Łukasz Jankowski

Wyznaczenie przez opozycję marszałka to nie tylko spowolnienie procesu legislacyjnego, to jawny symbol sukcesu współpracującej ze sobą całej opozycji w wyborach parlamentarnych. Mimo braku jedności, słabej kampanii, mierności programowej, opozycja przejmuje Senat i ma własny przyczółek w państwie. Koalicja rządząca nie może sobie pozwolić na oddanie "izby refleksji", jeżeli chce skutecznie rządzić w tej kadencji.

Karczewski bez marszałka?

Dlatego znaczna część machiny partyjnej zaangażowana jest w proces odbijania większości w parlamencie. Do zdobycia większości prowadzą różne drogi, od formalnej - koalicja z częścią senatorów niezależnych czy z PSL-em, przez przeciągnięcie indywidualnych senatorów z ław opozycji do obozu rządowego, czy już w ostateczności kalkulacja na brak pełnej jednomyślności u konkurencji i wybór na marszałka kandydata PiS-u, choć bez stałej większości.

Jednej granicy w drodze do kompromisu partia rządząca nie zamierza przekroczyć, a jest nim oddanie komukolwiek innemu stanowiska marszałka Senatu. Stąd, nawet gdyby była wola ze strony ludowców, nie było żadnej realnej szansy na laskę marszałkowską dla senatora PSL-u Jana Filipa Libickiego. Chociaż jak wynika z rozmów z senatorami koalicji rządzącej, w ostateczności jest możliwość wystawienia kogoś innego z klub parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, niż obecny marszałek Stanisław Karczewski, jeżeli udałoby się stworzyć wokół takiego kandydata stabilną większość.

Ostatnia broń PiS

Wszystkie z powyższych rozwiązań wydają się w tej chwili mało prawdopodobne lub całkowicie niemożliwe. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość sięgnęło po ostatnią możliwość zmiany sytuacji w izbie refleksji, jaką jest zaskarżenie wyborów w sześciu okręgach, gdzie różnica głosów między kandydatem Zjednoczonej Prawicy a opozycji była niższa niż wyniosła liczba kart nieważnych. W takich okręgach istnieje teoretyczna szansa na weryfikację wyniku. Oczywiście politycy Koalicji Obywatelskiej nie pozostali dłużni i zapowiedzieli, że również będą składać wnioski o ponowne przeliczenie głosów w przynajmniej dwóch okręgach. Chociaż jak słusznie zauważył Roman Giertych, to dość egzotyczny pomysł, aby opozycja podważała wyniki wyborów do tej izby, w której zdobyła większość, a nie do Sejmu, gdzie wygrało PiS.

O ile w przypadku opozycji taki ruch nie będzie generować większych kosztów politycznych, to decyzja Prawa i Sprawiedliwości może przynieść bardzo negatywne konsekwencje. Po pierwsze, dopiero co politycy Zjednoczonej Prawicy gorąco chwalili PKW za sprawne przeprowadzenie wyborów i bardzo szybkie policzenie głosów. Sprawność procesu wyborczego miała być koronnym dowodem, że reforma prawa wyborczego z 2017 roku (oraz jej późniejsze nowelizacje) zdały egzamin w praktyce. Dzięki pomysłom polityków PiS-u, przy największej frekwencji, udało się rekordowo szybko poznać wyniki, a w przypadku wyborów do Sejmu liczba głosów nieważnych była rekordowo niska. Teraz zgłaszając protesty wyborcze, rządzący sami przyznają, że nie wszystko udało się odpowiednio przeprowadzić.

Zaczną kwestionować wybory

Decyzja o zgłoszeniu skargi do Sądu Najwyższego przez Prawo i Sprawiedliwość to również obniżenie zaufania do wyników głosowania w innych okręgach senackich, a także do Sejmu. Opozycja, która otwarcie kontestowała uczciwość wyborów, wskazując na stronniczą postawę mediów publicznych, nie odważyła się podważyć ich wyników.

Nie można wykluczyć, że w przypadku rozstrzygnięcia skargi wyborczej na korzyść rządzącej partii opozycja, chcąc się przypodobać najradykalniejszym wyborcom, podniesie poziom sporu politycznego i zacznie kwestionować wynik wyborów. Przy obecnej temperaturze walki politycznej, taka sytuacja możne na dłuższą metę poważnie zagrozić stabilności państwa. Nawet jeżeli w skardze PiS-u chodzi tylko o proste przejrzenie kart i zweryfikowanie, czy wszystko się zgadza z protokołami, a karty zostały we właściwy sposób oznaczone jako głos nieważny, to i tak opozycja będzie mówić o próbie "poprawienia" wyników głosowania.

Kontrowersyjna Izba

Szczególnej pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że wyrok będzie wydawała izba Sądu Najwyższego w pełni wyłoniona przez nowy KRS. Co prawda do tej pory wyroki wydawane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN z reguły nie były po myśli władzy, ale i tak opozycja będzie miała sposobność do publicznego poważania rozstrzygnięcia, jeżeli to okaże się dla niej niekorzystne.

Jeżeli Jarosław Kaczyński postanowił otworzyć polityczną puszkę Pandory z napisem "sfałszowane wybory", to znaczy, że inne drogi uzyskania większości w Senacie zostały skutecznie zablokowane. Zapewne samo kierownictwo PiS-u nie pokłada większych nadziei w odzyskaniu większości na drodze stwierdzenia uchybień przy wyborach przez Sąd Najwyższy, ale za to politycy Zjednoczonej Prawicy dostają argument w negocjacjach z poszczególnymi senatorami.

Wydaje się, że to jest główny cel, całej operacji. Wzbudzenie w opozycyjnych i niezależnych senatorach przeświadczenia, że PiS ma też inne możliwości uzyskania większość i nie musi iść na każdy kompromis. Na pewno złożenie skargi na wynik wyborów, które podobno są historycznym zwycięstwem Prawa i Sprawiedliwości, pokazuje jak kluczowym elementem dla władzy, jest odzyskanie kontroli nad tak często wyśmiewaną "izbą refleksji".

Łukasz Jankowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)