Jan Rokita: PiS nie wie, czy popiera własny program
(RadioZet)
Posłuchaj Wywiadu
Goście Radia ZET jest lider Platformy Obywatelskiej Jan Rokita. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Dzień dobry. Wczoraj mieliśmy horror, thriller, ale na pewno nie była to komedia romantyczna. Ale horror też chyba nie, bo nie zauważyłem, żeby – jak dzisiaj niektóre gazety twierdzą – Polacy ulegli jakiemuś potwornemu zdenerwowaniu... Spodziewał się pan, że polecą do sklepu, będą kupować olej, cukier itd. Uważam, że naród jest głęboko mądrzejszy od świata politycznego i zamieszanie tak naprawdę dotyczyło świata politycznego i dziennikarskiego. Taki chaos w polityce powstał, który niewątpliwie psuje dobre wrażenie polityki, jeżeli w ogóle o dobrym wrażeniu można mówić. A najgorsze to chyba zamieszanie na giełdzie. Jak pisze dziś „Gazeta Wyborcza”: ”Z giełdy w ciągu godziny wyparowało prawie 2 mld złotych, a zadłużenie zagraniczne skarbu państwa wzrosło na skutek osłabienia naszej waluty mniej więcej o 1 mld złotych”. I to jest spora cena jaką ad hoc zapłacona za ten mini kryzys, za tą burzę w szklance wody, za
ten kryzys udawany. Niepotrzebnie tego typu awantury są wywoływane w polityce, bo zawsze w ostatecznym rozrachunku polityka a tego typu awanturach traci, a ktoś ostatecznie za takie rzeczy, jakie działy się na giełdzie, musi zapłacić. Tym kimś jest rząd, społeczeństwo i podatnicy. A czy wg pana, wczoraj, po tym co się wydarzyło, stracił urząd prezydenta? Ja jestem trochę stronniczy w tej sprawie dlatego, że w tym króciutkim i dość nieprzemyślanym przemówieniu pana prezydenta w telewizji, prezydent znalazł co najmniej dwie okazje do tego, ażeby poddać krytyce Platformę Obywatelską i co najmniej dwie okazje, ażeby pochwalić PiS i swojego brata. Jak na 4 minuty, to dość dużo. Ja mam wrażenie dość dużej stronniczości urzędu prezydenta, więc patrzyłem na to wystąpienie bez przyjaźni. Podzielam zdanie, które jeden z dziennikarzy dziś napisał: „To co się wczoraj stało było niepoważne, nieładne, dość infantylne i przykre”. To jest komentarz jednego z wybitnych polskich komentatorów w jednym z gazet w dniu
dzisiejszym. Uwikłanie urzędu prezydenta w próbę podporządkowania, większego niż do tej pory, Leppera i Giertycha Jarosławowi Kaczyńskiem, wydaje się być polityką złą. Wczoraj widzieliśmy postawy wiernopoddańcze Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, którzy za cenę tego, żeby nie było wcześniejszych wyborów zrobią wszystko i nie będą już nigdy w pakcie z Platformą Obywatelską. A przypomnę, że to trzęsienie zaczęło się od „Siódmego dnia tygodnia” gdzie pan powiedział o sprawie podatkowej, a Roman Giertych przyłączył się, że poprze Platformę Obywatelską w sprawach podatkowych dotyczących rodzin. Geneza tej awantury jest też bardzo znamienna. Zaczęło się od Zyty Gilowskiej tak naprawdę, która zapowiedziała wycofanie się z zapowiedzi PiS-u w sprawie obniżenia podatku PIT do dwóch stawek wspólnego opodatkowania małżonków i dzieci. Ponieważ uznałem, że to jest krok nadużywający zaufania wyborców zapowiedziałem, że my te projekty jesteśmy gotowi zgłosić bo one są jakimś pierwszym krokiem w stronę naszej wizji podatku
liniowego, a w polityce prorodzinnej także odpowiadają naszym poglądom. Do tego przyłączył się, w sposób jak myślę całkowicie spontaniczny, Giertych i Filipek, w tym samym studiu, w którym jesteśmy w tej chwili. I to wywołało tę straszliwą burzę. Dziwne jest to, że zapowiedź możliwości realizacji programu podatkowego Prawa i Sprawiedliwości wywołuje tak straszliwe zamieszanie wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. To wszystko nie wygląda poważnie. Myślę, że to zamieszanie było dlatego, że jeszcze nie minął 14 dzień lutego, a już panowie z LPR i Samoobrony wykazali się nielojalnością i widocznie to stanowiło podstawę do zamieszania w rozumach niektórych polityków. No tak, tylko nic się w tej sprawie przecież nie zmieniło w dniu wczorajszym. Przecież im bardziej - to jest bardzo ludzka rzecz - ktoś jest upokorzony, a wczoraj niewątpliwie i Giertych i Lepper zostali upokorzeni, dzisiaj jedna z gazet daje wielki tytuł „Lepper i Giertych na kolanach”, więc im bardziej ludzie są upokorzeni, tym bardziej są zbuntowani i
nieposłuszni. Rzecz w tym, że żeby prowadzić jakąkolwiek sensowną politykę, to trzeba uzyskiwać zdolność kooperacji innych ludzi, a nie zdolność ich upokarzania. Ilekroć kogoś upokorzyłem, to tylekroć z tego wyniknęły same złe rzeczy. I ilekroć sam zostałem upokorzony, to z tego wyniknęły też złe rzeczy. A Roman Giertych mówi, że odniósł sukces, ponieważ teraz PiS nie będzie mógł teraz niczego zrobić bez zgody malutkiej partii LPR. Przecież nie ma pani takiego polityka, i w Polsce i na świecie, który w odpowiedzi na pytanie dziennikarza powiedziałby: Pani redaktor, jest mi strasznie przykro, jestem na kolanach i będę miał kłopoty, żeby się podnieść. Nawet nie musi mi mówić, czy jest na kolanach, bo ja widzę, czy jest czy nie. To oczywiście widać. Jak się oglądało konferencje prasową Leppera i Giertycha wczoraj w telewizji, było widać jak bardzo ci ludzie są stłamszeni, jak bardzo proszą prezydenta, żeby nie rozwiązywał Parlamentu i jak bardzo zapewniają o tym, że będą posłuszni Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ale
to był dzień wczorajszy, to upokorzenie zapewne minie, a czy na dłuższą metę z upokorzenia może się coś dobrego zrodzić? Nie uwierzę. Ale wczoraj zdarzyła się jeszcze jedna niezwykła rzecz, oto na oczach telewidzów, wicepremier i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn powiedział, że to co zrobiła Zyta Gilowska, wicepremier i minister finansów, w sobotę, czyli przedstawienie wizji podatkowej, nie było uzgodnione z rządem. To jest zadziwiające, uważam, że pani premier Zyta Gilowska powinna w jakikolwiek sposób na to zareagować, dlatego, że informacje, które wczoraj przekazał Ludwik Dorn publicznie, jej kolega, wicepremier z rządu, są następujące: zapowiedzi podatkowe Zyty Gilowskiej są A) jak powiedział Dorn, niekonsultowane, B) niezręczne. Można było odnieść wrażenie, że są prywatną inicjatywą Zyty Gilowskiej i jej współpracowników, za które rząd nie będzie ponosił odpowiedzialności. Z resztą to samo mówił szef klubu PiS-u w Sejmie, który zapowiadał, że PiS niezależnie od tego, co mówi wicepremier Gilowska,
będzie wspierał ulgi prorodzinne w polityce podatkowej. Myślę, że oni teraz całkowicie zapętlili, nie widzą, czy popierają własny program czy nie, nie wiedzą, czy to, że wynajęli Zytę Gilowską z powodu tego, że Zyta kiedyś skonfliktowała z Platformą kiedyś to jest rzecz dobra czy też zła. Zapętleni są we własnych intrygach. Oczekiwałbym w takim razie, żeby Zyta Gilowska w tej sprawie zabrała głos, czy to, co prezentowała na konferencji prasowej podatkowej w sobotę, to jest stanowisko Rady Ministrów Kazimierza Marcinkiewicza, czy to są jej prywatne pomysły, bo to zupełnie inny status nadaje tym pomysłom. I można było wczoraj dostrzec wczoraj porozumienie między Ludwikiem Dornem i Romanem Giertychem przeciwko Zycie Gilowskiej, to było bardzo ciekawe. Zdecydowanie tak. Ja myślę, że prof. Zyta Gilowska w jakiejś mierze pozostaje obcym ciałem w tym rządzie, jej poglądy na podatki są przecież inne od tego, czego chce rząd i czego chce PiS, jej poglądy na reformę finansów publicznych też są inne, znamy je
doskonale. Ja znam je doskonale, bo lata z Zytą Gilowską pracowałem. Takie mam wrażenie, że status Zyty Gilowskiej po tym wszystkim co się wczoraj stało, zwłaszcza po oświadczeniach jej kolegi wicepremiera Dorna, wymaga jakiegoś wyjaśnienia, czy minister finansów jest częścią rządu, czy nie. W każdym razie przeciek kontrolowany doprowadził do tego, że wprowadzono aneks i dla tego aneksu mieliśmy takie wydarzenia, jakie były. To nie był przeciek kontrolowany, to była świadoma prowokacja mająca na celu wymuszenie uległości Giertycha i Leppera. Problem w tym, że bracia Kaczyńscy wydają się nie mieć jakiegokolwiek umiaru w prowokowaniu pseudo kryzysów politycznych i wywoływaniu zamieszania politycznego, a także zamieszania na giełdzie, tylko i wyłącznie po to, żeby prowadzić swoją grę ze razem swoimi partnerami z rady stabilizacyjnej. Myśli pan, że oni będą bardziej lojalni od wczoraj. Tego nie wiem. Jak już powiedziałem, nie widziałem jeszcze upokorzonych ludzi, którzy byliby bardziej lojalni niż poprzednio. W
tym sensie, polityka Jarosława Kaczyńskiego wydaje mi się nietrafiona. Ale rozumie pan, który z braci Kaczyńskich był za rozwiązaniem parlamentu, Jarosław czy Lech? Bo wczoraj Jarosław Kaczyński po podpisaniu punktu 4A pojechał do brata, żeby nie rozwiązywał parlamentu. Problem polega na tym, że chyba dla pani i dla mnie, czyli dla dziennikarza zajmującego się polityką i dla polityka aktywnego, te zdarzenia się w gruncie rzeczy nieczytelne i podział ról jest nieczytelny, nie wiadomo, co się za tą zasłoną Pałacu Prezydenckiego tak naprawdę działo, to świadczy o tym, że z takiego obiegu życia politycznego, nie mogą już nic zrozumieć normalni Polacy. Polityka jest w fazie zamętu. Ja nie wiem, czy jeden brat był przeciw, a drugi był za, jakie stanowiska de facto są stanowiskami obu braci, a jak pani pamięta, wczorajszym pani programie telewizyjnym, Ludwik Dorn, wicepremier powiedział, że przyszedł do tego programu, ponieważ nie zwykł odrzucać pani zaproszeń, ale nie po to, żeby zaprezentować w tej sprawie swoje
stanowisko. Wszystko jest owiane jakąś dziwaczną tajemnicą, a za tym parawanem toczą się jakieś intrygi. Polityka traci na jakości, Polacy coraz mniej z tego rozumieją, a ja się nie podejmuje wyjaśniać racjonalności polityki braci Kaczyńskich, bo ona jest nieracjonalna. Czy to jest prezydentura bliska Lecha Wałęsy? Dzisiaj pojawiły się takie dziennikarskie komentarze, że gra personalna jest istotą tej prezydentury, że to ją upodabnia do prezydentury Lecha Wałęsy. Moje przypuszczenie po tych paru tygodniach jest takie - Lech Wałęsa takiego numeru jak wczoraj prezydent Rzeczpospolitej by nie zrobił.