Doskonale zorganizowana ekspedycja
Jan Karski dwukrotnie, w tajemnicy przed administracją niemiecką, był w getcie. "Kilka dni po swojej drugiej wyprawie do warszawskiego getta przywódca Bundu umożliwił mi zobaczenie żydowskiego obozu zagłady. Obóz taki znajdował się w pobliżu miasteczka Bełżec, leżącego o ponad dwieście kilometrów na południowy wschód od Warszawy i dobrze znanego w całej Polsce z przerażających opowieści, jakie o nim krążyły. Powszechnie wiedziano, że każdego Żyda, bez wyjątku, który tam trafi, czeka śmierć. I wywożono tam Żydów tylko po to, aby zginęli.
Miałem przebrać się w mundur jednego z Estończyków - zgodził się pozostać w domu, podczas gdy ja przeniknąłbym do obozu, posługując się jego dokumentami. Zapewniono mnie, że chaos, przekupstwo i panika szerzą się w tym obozie do tego stopnia, iż nie ma mowy, aby coś mi groziło w takim przebraniu. Ponadto cała ta ekspedycja została zawczasu doskonale zorganizowana. Ustalono, że wejdę do obozu bramą strzeżoną zwykle tylko przez Niemców i Ukraińców, gdyż Estończycy mogli poznać we mnie obcego. Estoński mundur sam w sobie stanowił rodzaj przepustki, więc moich papierów pewnie i tak nikt nie zechce sprawdzić. Dla dodatkowego uwiarygodnienia kamuflażu towarzyszyć miał mi jeszcze jeden przekupiony estoński strażnik. A ponieważ znałem niemiecki, byłem w stanie nawiązać rozmowę z niemieckimi strażnikami, których zresztą w razie konieczności też można było przekupić" - czytamy w książce "Tajne Państwo".
Na zdjęciu: grupa Cyganów w obozie siedzi na ziemi.