Co knują dyktatorzy? Generał wskazuje prawdziwy cel ataku. To nie Kijów
W dniu spotkania Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki w Mińsku prawie wszystko było gotowe do otwarcia nowego etapu wojny w Ukrainie. 15 tys. rosyjskich żołnierzy stacjonuje i ćwiczy na Białorusi. Dane 85 proc. białoruskich rezerwistów zostały już zweryfikowane, a to ostatni etap przed mobilizacją. Pozostaje pytanie - co planują Putin i Łukaszenka?
19.12.2022 | aktual.: 19.12.2022 22:00
- W tej chwili Łukaszenka jeszcze nie może ogłosić decyzji "jutro wojna, idziemy na Ukrainę". Spotkałoby się to z protestami społecznymi na Białorusi. Potrzebuje na to jeszcze czasu. Będzie wykorzystywał propagandę, aby wmawiać ludziom, że kraj jest zagrożony atakiem z Polski i krajów NATO - uważa Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce i przedstawiciel białoruskiej opozycji.
- Dopiero później będzie możliwy wspólny udział w wojnie z Rosją. Nie jest wykluczony atak na Wołyń lub nawet Kijów. Można się spodziewać, że nieco wcześniej dojdzie do prowokacji na granicy Białorusi, które uzasadnią akcję - dodaje.
Jak przekonuje Łatuszka, na Białorusi po cichu trwają przygotowania do wojny, a kilka etapów zostało już zakończonych. - Trwa nieoficjalna mobilizacja. Dane większości poborowych zostały zweryfikowane. Wielu z nich ma już informację, że po oficjalnym ogłoszeniu mobilizacji ma od razu jechać do wskazanych jednostek wojskowych. Świadczą o tym czerwone wklejki w dowodach tożsamości - dodał Łatuszka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według rozmówcy WP białoruski przemysł jest nastawiony na produkcję wojenną. Chodzi o wytwarzanie mundurów, butów, uzbrojenia, które zasilą rosyjską machinę wojenną. Białoruś ma do takiej działalności więcej możliwości, jako kraj w mniejszym stopniu niż Rosja objęty sankcjami gospodarczymi. - Propaganda oddziałuje, aby białoruskie społeczeństwo stopniowo oswajało się z wojną. To odbywa się etapami. Wywołanie stanu zagrożenia kraju, mobilizacja i ćwiczenia wojskowe. Łukaszenka wierzy, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, nie będzie protestów przeciwko przystąpieniu do wojny - komentuje Paweł Łatuszka.
Władimir Putin poleciał do Mińska
W poniedziałek Władimir Putin przybył do Mińska, aby spotkać się z Alaksandrem Łukaszenką. Białoruski przywódca przywitał rosyjskiego polityka, wychodząc na płytę lotniska po czerwonym dywanie. Był bez czapki, rozcierał dłonie, żartował z dziennikarzami, że jest zmarznięty. Białoruska rządowa agencja Belta poinformowała, że "Łukaszenka i Putin są u progu nowych decyzji". Nie doprecyzowano jakich. Reszta świata domyśla się, że chodzi o uzgodnienie współpracy wojskowej podczas drugiej fazy wojny w Ukrainie.
Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Walerij Załużny w rozmowie z mediami ostrzegał, że Rosja przygotowuje środki do kolejnego ataku. Może wydarzyć się w lutym, najprawdopodobniej w marcu, "a w najgorszym przypadku pod koniec stycznia".
Nowy marsz na Kijów?
- Łukaszenka nie wysłał własnych wojsk na wojnę w Ukrainie, ale jest jej uczestnikiem przez to, że udostępniał terytorium kraju do organizowania ataków. Sądzę, że zrobi wszystko, aby tak pozostało i nie da się wrzucić do wojny. Ryzykowałby utratą władzy, a w przypadku rozszerzenia sankcji katastrofą gospodarczą własnego kraju. W tej chwili oddaje sprzęt, amunicję, udostępnia poligony, w białoruskich szpitalach leczeni są rosyjscy żołnierze - komentuje gen. Waldemar Skrzypczak, były Dowódca Wojsk Lądowych.
Jego zdaniem ponowny atak na Kijów (taki jak w lutym 2022 r. - przyp. red.) jest mało prawdopodobny ze względów strategicznych. - Rosjanie już wiedzą, że nie zdobędą całej Ukrainy i nie zainstalują tam prokremlowskiej władzy. Mogą jedynie próbować zagarnąć tereny wschodniej Ukrainy, licząc na to, że mieszkają tam jeszcze ludzie, którzy dotąd ich nie znienawidzili - mówi gen. Skrzypczak.
Przewiduje, że nowa 200 tys. armia, czyli siły gromadzone przy rosyjskich miastach Briańsk, Kursk i Woroneż, uderzy na Sumy i Czernichów (to jeden z kierunku ataku w lutym - przyp. red.). Następnie skierują się na Połtawę i Dniepr. - W ten sposób chcieliby przyłączyć do okupowanych terenów Charków wraz z obwodem, a także cały Donbas. Innego sensu tu nie widzę - ocenił gen. Skrzypczak.
Poniższa mapa pokazują obecność rosyjskich jednostek przy granicy z Ukrainą oraz potencjalne kierunki rosyjskiego ataku w drugiej fazie wojny.
Łukaszenka dostał prezenty, czyli "my z Władimirem"
Podczas oficjalnej, relacjonowanej przez media części spotkania Putin i Łukaszenka, nie odnosili się wprost do wojny w Ukrainie. Białoruska rządowa agencja informacyjna przekazywała jedynie lukrowane cytaty, jak to obaj politycy zapewniali się wzajemnie o przyjaźni. "Przywódcy państw nie siedzieli naprzeciw siebie, jak to zwykle bywa podczas takich negocjacji, ale obok siebie. Ta szczególna symbolika podkreśla przyjazny i sojuszniczy charakter stosunków białorusko-rosyjskich" - czytamy w relacji agencji Belta.
Podczas wystąpień Aleksandr Łukaszenka wiele razy używał zwrotu "my z Władimirem Władimirowiczem". - W oparciu o obecną sytuację wzdłuż granicy omówiliśmy kilka ważnych szczegółów współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa wojskowego. Dziękuję, Władimirze Władimirowiczu, że znaleźliśmy wzajemne zrozumienie i wsparcie we wszystkich tematach i podjęliśmy niezbędne decyzje - powiedział Łukaszenka.
Po czym odpowiadając na jedno z pytań swoich dziennikarzy, zwrócił się do Putina: - Szczególne podziękowania dla Was, i to nie tylko ode mnie, i nie tylko od wojska, za dotrzymanie obietnicy. Dzisiaj oddaliśmy do służby bojowej przekazany przez was na Białoruś kompleks S-400. A przede wszystkim za system Iskander - powiedział.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski