Jak się wygrywa w Afganistanie?
20 sierpnia w Afganistanie odbędą się podwójne wybory – prezydenckie i do rad prowincji. Zachodni przywódcy twierdzą, że uznają każdy wynik głosowania. Tymczasem coraz bardziej niepokoją doniesienia o oszustwach, do jakich może dojść podczas wyborów. Wzmożone ataki w dniu głosowania zapowiedzieli również bojownicy talibscy.
14.08.2009 | aktual.: 19.08.2009 09:11
Według raportu Congressional Research Service (CRS), agencji informacyjnej amerykańskiego Kongresu, USA wydało już na wojnę w Afganistanie 189 mld dolarów. Suma ta zawiera zarówno fundusze na operacje militarne, jak i działalność pomocową. Najwięcej, bo średnio 2,6 mld dolarów miesięcznie, napływało do Afganistanu w tym roku. Amerykańscy eksperci tłumaczą to potrzebą szkolenia i dozbrajania afgańskich sił w roku wyborczym.
Mimo to w Afganistanie dochodzi do coraz większej liczby zamachów. Według danych ONZ w ostatnim półroczu zginęło tam o 24% więcej cywilów, niż w tym samym okresie w 2008 roku i dwa razy więcej niż w 2007. Eksperci przewidują, że ma być jeszcze gorzej. Zbliżające się wybory zmobilizowały talibskich bojowników, którzy coraz śmielej atakują natowskie wojska. 10 sierpnia w takim właśnie ataku zginął polski żołnierz. Był to 10. polski wojskowy, który zginął w Afganistanie od początku naszej misji w tym kraju.
20 sierpnia, w którym Afgańczycy będą wybierali spośród 37 kandydatów swojego prezydenta i z ponad trzech tysięcy - członków rad prowincji, będzie więc ważnym dniem nie tylko w Afganistanie, ale także dla Polaków.
Talibowie już wezwali Afgańczyków do bojkotu głosowania, które nazywają „amerykańskim procesem kłamstw”. „Uczestnictwo w wyborach będzie oznaczało sympatyzowanie z amerykańskimi najeźdźcami i wspieranie ich, a więc uprawomocnienie amerykańskiej inwazji” – napisali talibowie w komunikacie przesłanym agencji AFP.
Nad bezpieczeństwem podczas wyborów będzie czuwać ponad 100 tys. żołnierzy koalicji i 175 tys. afgańskich. Utworzono specjalne trzy kręgi odpowiedzialności: w pierwszej kolejności punktów wyborczych ma strzec afgańska policja, potem afgańska armia, a jedynie w nadzwyczajnych sytuacjach mają wkraczać siły międzynarodowe, także Polskie Siły Zadaniowe.
"Kombinacje" wyborcze
W całym Afganistanie zarejestrowało się 15,6 mln wyborców (z czego 35-38% to kobiety) i wydano 17 mln kart do głosowania. Obserwatorzy alarmują jednak, że spora część to duplikaty albo karty wydawane osobom nieuprawnionym do głosowania. Naruszeniom przy rejestracji sprzyja korupcja. W 2008 roku Afganistan mieścił się w pierwszej piątce krajów o największym stopniu korupcji na liście Transparency International.
Zdarza się, że Afgańczycy mają po dwa lub więcej dowodów tożsamości, które są wydawane w różnych prowincjach, choć jest to niezgodne z prawem. Dzieje się tak, ponieważ nie istnieje jednolity komputerowy system rejestracji wyborców, który zapobiegałby takim naruszeniom. Dodatkowe karty pojawiają się także przy rejestracji kobiet - wśród Pasztunów karty kobiet są czasem odbierane na żądanie ich męskich członków rodziny.
- W najbardziej konserwatywnych prowincjach, jak Zabul, odsetek zarejestrowanych kobiet, jest większy niż mężczyzn, co jest bardzo dziwne. Można się spodziewać, że część z tych kobiet nie zarejestrowała się sama – twierdzi Piotr Krawczyk, były konsul w Kabulu i analityk PISM. - Wyobrażam sobie również sytuację, że przychodzi ktoś starszy z wioski z kartami swoich żon, córek i będzie chciał oddać za nie głos. Choć jest to niezgodne z prawem, zależeć będzie od tego, jakie w danym miejscu obowiązują układy – dodaje Krawczyk.
Według raportu Free and Fair Election Foundatlion of Afghanistan (FEFA), w 58% obserwowanych przez organizację punktach rejestracji wyborców były wydawane karty osobom, które miały mniej niż 18 lat, a w 44% dochodziło do wydawania podwójnych kart.
W przypadku zdublowanych kart oszustwo jest łatwiejsze do wykrycia, bo w dniu wyborów trzeba się osobiście zjawić w punkcie w wyborczym, a głos oddaje się zaznaczając nazwisko kandydata odciskiem palca, który macza się w niezmywalnym tuszu. Choć podczas wyborów w 2004 roku, okazało się, że tusz ten jest niezmywalny tylko z nazwy. - Afgańczycy zawsze znajdą sposób, żeby osiągnąć swój cel. W kombinowaniu są tak dobrzy jak Polacy – komentuje nadużycia w ostatnich wyborach prezydenckich afganolog, Maria Amiri.
Doniesienia o możliwości oddania głosów za kobiety przez męskich krewnych gubernator Ghazni nazywa „propagandą wrogów” wyborów. – Jestem przekonany, że w 90% dystryktów kobiety będą mogły bezpiecznie same głosować – twierdzi Osman Osmani. W pozostałych dystryktach, jak wyjaśnia gubernator, oddawanie głosów przez kobiety może być ograniczone, ale jedynie ze względu na bezpieczeństwo.
Trudniej o wykrycie naruszeń w przypadku kart wydanych osobom, które nie przekroczyły wieku wyborczego. Według brytyjskiego dziennika „The Times”, w Afganistanie jest jedynie 12 mln obywateli, którzy mają 18 i więcej lat, czyli o ponad 3 mln mniej niż zarejestrowanych wyborców.
- Trudno stwierdzić wiek Afgańczyków. W Afganistanie jest nawet kawał oparty na prawdziwej historii o chłopcu, który zapytał matkę, kiedy się urodził, a ta odpowiedziała, że padał wtedy śnieg, a sąsiadowi ukradziono krowę. W miastach rejestracja urodzin i zgonów jest tworzona w miarę na bieżąco, ale na prowincji takie spisy są niekompletne. Wszystkie dane statystyczne trzeba więc brać z dużą rezerwą – wyjaśnia Maria Amiri.
Podejrzane sojusze
W wyborach prezydenckich startuje 37 kandydatów, ale tylko dwóm z nich daje się większe szanse: obecnemu prezydentowi Hamidowi Karzajowi i byłemu ministrowi spraw zagranicznych Abdullahowi Abdullahowi.
Pięć lat temu Karzaj wygrał w pierwszej turze wyborów, zyskując poparcie 55,4% wyborców. W tym roku może dostać znacznie mniej głosów. Według amerykańskiego Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego (IRI), poparcie dla Karzaja spadło do 44%. Abdullah może natomiast liczyć na głosy 26% wyborców, ale nawet tyle może wystarczyć by odbyła się druga tura wyborów.
- Coraz więcej wskazuje na to, że Afgańczycy pójdą ponownie do urn na początku października. Jeśli Karzaj nie wygra w pierwszej turze wyborów, w drugiej może mieć poważny problem – twierdzi Piotr Krawczyk.
Z taką opinią nie zgadza się Maria Amiri, która jest pewna zwycięstwa Karzaja. - Nawet jeśli Abdullah przejdzie do drugiej tury, i tak wygra Karzaj i nie ma innej opcji – krótko komentuje afganolog.
Prezydent Karzaj, sam Pasztun, może liczyć na głosy z południowych prowincji zamieszkanych właśnie przez ludność pasztuńską. Żeby zwiększyć swoje szanse, zabiegał również o poparcie przywódców reprezentujących inne grupy etniczne, obiecując im ministerialne teki w przyszłym rządzie.
Marszałek Muhammad Fahim, Tadżyk, startuje do wyborów jako kandydat na wiceprezydenta Karzaja. Obecnego prezydenta wspiera również gen. Abdul Raszid Dostum, lider społeczności uzbeckiej i Abdul Rassoul Sayyaf. Każda z tych postaci posiada nie tylko pogłos wśród swojej społeczności, ale także prywatne armie. Każda z nich ma również wiele na sumieniu w kwestii łamania praw człowieka. Ludzi gen. Dostuma oskarża się o zamordowanie więźniów talibskich w 2001 roku, a milicję Sayyafa o pogrom hazarskiej ludności w Kabulu w 1993 roku.
- Dziel i rządź, tak można określić politykę prezydenta Karzaja. Ciągłe zmiany sojuszy, zastępowanie jednych frakcji drugimi, rozgrywki miedzy ugrupowaniami, taka jest afgańska polityka – wyjaśnia analityk PISM.
Krawczyk podkreśla, że prezydentowi udało się rozbić największą polityczną strukturę opozycyjną – Front Narodowy, którego czołową postacią był właśnie marszałek Fahim. - To w istotny sposób zmieniło sytuację na scenie politycznej, ale stało się też przyczyną zawirowań na północy i zachodzie, w prowincjach Kunduz, Balkh, Jawzjan, które były uznawane wcześniej za stabilne – wyjaśnia ekspert.
Niekorzystnie na wizerunku Karzaja odbiły się również zarzuty wobec jego brata, Ahmeda Wali Karzaja, który miał brać udział w przemycie heroiny.
Na głównego przeciwnika obecnego prezydenta, dr Abdullaha Abdullaha, z kolei nieprzychylnie patrzy Zachód, bo jest to były mudżahedin walczący podczas wojny z sowietami w latach 80. ubiegłego wieku. Ojciec Abdullaha był Tadżykiem, dlatego może on liczyć na wyborców z północy, ale jego matka należała do rodu pasztuńskiego, ma on więc zwolenników na południu. Choć, jak podkreśla afganolog Maria Amiri, w Afganistanie istotne są koligacje ze strony ojca, więc poparcie Abdullaha przez Pasztunów jest raczej znikome. - Abdullah może się jeszcze wycofać, np.w zamian za miejsce w rządzie – ocenia Amiri.
Szans Abdullaha na zwycięstwo nie przekreśla zupełnie Piotr Krawczyk. - To zależy jak wypadnie pierwsza tura, jak rozłożą się głosy, jakie będą sygnały poparcia ze strony społeczności międzynarodowej, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Nie wykluczam, że gdyby zyskał takie poparcie, przywódcy, którzy wspierali Karzaja, opowiedzieliby się za Abdullahem – wyjaśnia analityk.
Równolegle z wyborami prezydenckimi będą się odbywać elekcje do rad prowincji. Według obserwatorów, będzie to równie ważne głosowanie, zwłaszcza jeśli chodzi o wschodnie i północne prowincje. Prawdopodobnie swoich kandydatów wystawili tam również talibowie, choć oficjalnie się o tym nie mówi. Niewykluczone, że część dodatkowych kart do głosowania została właśnie sprzedana rebeliantom.
- Mimo że rebelianci zapowiedzieli przeciwdziałanie wyborom, to przy rejestracji wyborców nie było wielu doniesień o naruszeniach bezpieczeństwa. Część kart może się znajdować w rękach rebeliantów, którzy wchodząc do rad prowincji, będą mieli kolejny instrument wpływania na sytuacje – ocenia Krawczyk.
„Polska” prowincja
Z Ghazni, kontrolowanej przez polskich żołnierzy, o fotel prezydenta ubiega się dwóch kandydatów: Ramazan Bashardost oraz Daoud Sultanzoy. Znajdować się tam będzie ponad ponad 360 punktów wyborczych. W związku z tym, dowódca Polskich Sił Zadaniowych, płk Rajmund Andrzejczak, w komunikacie prasowym, zapowiedział, że nasi wojskowi są przygotowani na najbardziej niebezpieczne i skomplikowane scenariusze przebiegu wyborów.
Podkreśla się jednak, że polscy żołnierze będą wkraczać do akcji tylko w szczególnych sytuacjach, a większość odpowiedzialności za bezpieczeństwo wyborów spoczywa na siłach afgańskich. – Jeżeli chodzi o armię, to moim zdaniem, jest ona dobrze przygotowana do wykonywania swoich zadań, natomiast w policji jest jeszcze sporo do zrobienia – ocenił płk Andrzejczak.
Wojskowi spodziewają się, że poziom bezpieczeństwa będzie wyższy w rejonach zamieszkałych przez Hazarów, którzy stanowią około 40-45% społeczności Ghazni. - Hazarowie są znacznie bardziej hermetyczną grupą niż np. Pasztuni, dlatego talibom trudno jest znaleźć u nich poparcie – wyjaśnił rzecznik PKW w Afganistanie, mjr Marcin Gil.
W dystryktach hazarskich prawdopodobnie do urn pójdzie nawet do 90% uprawnionych do głosowania. Natomiast frekwencja wśród Pasztunów może się wahać nawet między 30 a 60%, co jest uzależnione od poziomu bezpieczeństwa i nastawienia lokalnej ludności.
- W jednej z miejscowości w dystrykcie Andar talibowie zasugerowali mieszkańcom zamknięcie lokalnego bazaru i opuszczania domostw, ostrzegając przed planowanymi atakami na siły koalicji – relacjonuje mjr Gil. - W dystrykcie Nawa wybory w ogóle nie zostaną przeprowadzone, bo obszar ten pozostaje poza kontrolą afgańskich władz i sił bezpieczeństwa – dodaje rzecznik.
14 sierpnia 2007 roku w Afganistanie zginął pierwszy żołnierz z polskiego kontyngentu, por. Łukasz Kurowski. Najbliższe tygodnie mogą się okazać wyjątkowo niebezpieczne. Można tylko liczyć, że ofiar ze strony międzynarodowych koalicjantów, jak i ludności afgańskiej będzie jak najmniej. Istotą demokracji jest możliwość podejmowania wolnego wyboru, a nie krwawa wojna.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska