"Jak psiaki w worku? Nie oddam". Odwiedziliśmy dom, z którego chciano zabrać 11 dzieci
Miejscowy ksiądz, policjant, lekarz i cała grupa sąsiadów broniła pani Magdaleny z Wierzbicy. Jej jedenaścioro dzieci miało spakować plecaki i trafić opieki zastępczej. Według sądu rodzinnego matka nie daje rady ich wychowywać. - Chcą je wywieźć jak jakieś psiaki w worku - płakała kobieta, gdy odwiedziła ją Wirtualna Polska.
- Magda?! Posłuchaj mnie! Tylko nie oddawaj dzieciaków. Zamknijcie się w domu! Jak trzeba, będziemy dyżurować i bronić was. Niech się zajmą matkami pijaczkami, ale nie tobą! - krzyczy przez telefon sąsiad pani Magdaleny.
Słysząc rozmowę, 9-letnia córka pani Magdaleny zamiera z kanapką w ustach. Odchodzi i siada zrezygnowana na podłodze za piecem. Starszy syn, Michał, wygląda przez okno.
- Przyjechał ktoś, ale to chyba nie oni. Nie zostawimy cię. Nigdy - zapewnia i obejmuje matkę.
Najgorszy dzień w życiu
W domu pani Magdaleny z Wierzbicy w gminie Ładzice (woj. łódzkie) w piątek było szczególnie nerwowo. Na 28 lutego wyznaczono termin wykonania wyroku sądu rodzinnego z Piotrkowa Trybunalskiego. Urzędnicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Radomsku mieli przyjechać i odebrać jej jedenaścioro dzieci. Miały trafić do zastępczych opiekunów.
Jednak do godziny 15 nikt nie przyjechał. Prawdopodobnie obawiano się awantury. Pod domem czekała ekipa telewizji, gotowa do nagrywania dramatycznych scen.
- 20 lat było mi ciężko, ale nigdy się nie poddałam. Nie wpadłam w depresję czy picie alkoholu. Dam sobie radę. Są gorsze rodziny, które znęcają się nad dziećmi - zapewnia Wirtualną Polskę pani Magdalena. Pokazuje szkolne dyplomy córek i wybucha płaczem.
- Nie oddam, nie oddam. Jak psiaki w worku chcą je wywieźć - mówi. Wylicza dzieci do odebrania: Monisia, Michałek, Czesiu, Arturek, Adaś, Grzesiu, Gosia, Olunia, Marcinek, Hubercik i Julcia. Mają od 4 lat do 17 lat.
Nie otrzymała odpisu wyroku sądu, więc tylko z grubsza opisuje zarzuty wobec rodziny. Dziewczynki nie mają własnego pokoju. Dzieci nie mają osobnych biurek i krzeseł do odrabiania lekcji. Trzej starsi synowie zaczęli ostatnio wagarować. Problemem jest też ojciec. Zdarza się, że popije, a wtedy krzyczy i ubliża domownikom. Kiedy rozmawiamy w ich domu, mężczyzna w milczeniu struga kawałki drewna i dorzuca do pieca. Wyrok o umieszczeniu dzieci "w pieczy zastępczej" zapadł 30 grudnia. Już jest prawomocny.
Rodzina szesnaście plus
- 16 osób, czyli ja, mąż i 14 dzieci, z czego trójka dorosłych, mamy dwa pokoje z kuchnią i łazienką. Codziennie ogarniam dom, ale przy tylu osobach wszystko szybko się zużywa - mówi pani Magdalena, wskazując na poszarpane poręcze łóżek, zdeptany chodnik i wysiedziane kanapy. Same zimowe kurtki i buty domowników zajmują sporą część przedpokoju. Dom jest nieotynkowany, ściany dawno nie widziały pędzla i farby, ale grzeją dwa piece. W środku gwarno jak w ulu i wesoło.
- Dzieci bardzo ładnie chodzą do szkoły. Wstają na siódmą, potem śniadanie, bułeczka w rękę i idą do szkoły. To kilkaset metrów. Tam uczą się, jedzą obiad, a w domu czeka podwieczorek i kolacja - opowiada pani Magdalena. Z czego żyje? Razem z 500 plus i zasiłkami ma teraz 8 tys. dochodu miesięcznie.
Wcześniej nie każdy z rodziny miał własne łóżko, ale matka z pomocą pracownika socjalnego z gminy zamówiła w internecie wersalkę i łóżko. Kupiła materiały do remontu łazienki, nowy zlew, załatwiła dużą szafę. Pokazuje też zapełnioną lodówkę. 100 zł dziennie wydaje na same zakupy żywnościowe.
- No przecież nie ma głodu czy krzywdy - przekonuje matka.
Powodem zainteresowania urzędników było wagarowanie starszych synów. Dom odwiedzała kurator rodzinna z Radomska. "Mieszkacie w syfie i tak nie może być" - miała ocenić jedna z wizytatorek. Zapowiedziała, że sprawa skończy się interwencją sądu rodzinnego. Pani Magdalena już wtedy odparła, że dzieci nie odda, poskarży się publicznie. "I co, pokażesz te brudy?" - miała odpowiedzieć urzędniczka.
Poruszenie we wsi. Murem za panią Magdaleną
W ochronę rodziny zaangażowali się sąsiedzi. Co chwila dzwoni telefon z propozycjami: "potrzebne zakupy?", "pożyczyć samochód?", "trzymasz się?"- dopytują. Wszelką pomoc zadeklarował ksiądz proboszcz, miejscowy policjant i lekarz rodzinny.
- Te dzieci są schludnie ubrane i czyste. Zawsze mówią dzień dobry, a z matką spotykam się w szkole na wywiadówkach. Nie ma powodu do rozbijania rodziny. Wręcz przeciwnie, powinno się zapewnić im wszystko, czego ewentualnie brakuje w tym domu - zapewnia jedna z sąsiadek.
Panią Magdalenę od wielu lat zna Katarzyna Kowalik, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Ładzicach. Pytana, czy odebranie dzieci matce to jedyna słuszna decyzja, milknie. Nerwowo obraca długopis w palcach. Daje do zrozumienia, że nie będzie dyskutować z sądem rodzinnym. Dyktuje zwięzłe stanowisko wójta i urzędu:
- Rodzina ma przydzielonego asystenta rodziny, który bywa w ich domu nawet trzy razy w tygodniu. Ośrodek wspiera rodzinę w miarę swoich możliwości. To nie tylko pomoc finansowa, ale też rzeczowa oraz praca polegająca na wspieraniu i motywowaniu do działania - mówi kierownik GOPS.
W ostatniej chwili w sprawę zaangażowało się ministerstwo sprawiedliwości. Wiceminister Michał Wójcik poinformował w mediach społecznościowych, że władze udzielają pani Magdalenie pełnego wsparcia.
- Wiele osób napisało do mnie w sprawie orzeczenia sądu nakazującego odbiór 11 dzieci. Od dziś matka ma pełnomocnika, pozostaje z nami w kontakcie, został złożony wniosek o zmianę orzeczenia i pismo do kuratorów – napisał na Twitterze Michał Wójcik.
Na razie 16-osobowa rodzina pani Magdaleny dalej mieszka razem. Damian Norenberg ze Stowarzyszenia Centrum Pomocy "Panaceum" poinformował, że organizacja zajmie remontem poddasza rodzinnego domu, powstaną tam dodatkowe pokoje dla dzieci.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl