MOPS odebrał im dzieci, bo mieszkali w trudnych warunkach. "Zaniedbanie to też forma przemocy"

MOPS odebrał pani Paulinie i panu Andrzejowi czwórkę dzieci. Sebastian miał 11 dni, gdy został zabrany mamie. Zdaniem rodziców powodem przejęcia jest bieda, bo w ich rodzinie przecież nigdy nie było patologii. - Chodzi o zaniedbanie dzieci, które też jest formą przemocy - mówi pracownica MOPS.

MOPS odebrał im dzieci, bo mieszkali w trudnych warunkach. "Zaniedbanie to też forma przemocy"
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Paulina Kadej

16.11.2018 | aktual.: 16.11.2018 19:30

Dzieci mają 6, 3 i 2 lata. Najmłodszy Sebastian już miesiąc, bo do odebrania maluchów przez MOPS doszło 23 października. - Zabrano mi dzieci bezprawnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Paulina Kadej. Najmłodsze karmiła piersią.

Kobieta przesłała nam postanowienie Sądu Rejonowego (Wydział Rodzinny) w Szczecinku. Sąd wszczął postępowanie z urzędu o ograniczenie władzy rodzicielskiej Pauliny Kadej i Andrzeja Kurek nad małoletnim Sebastianem Kurkiem. W związku z tym, na czas trwania postępowania postanowił umieść wszystkie dzieci w rodzinie zastępczej.

W uzasadnieniu decyzji czytamy: "(...) Rodzina zamieszkuje w lokalu mieszkalnym, w którym nie ma energii elektrycznej. Uczestnicy zaniedbują podstawowe potrzeby dzieci, w tym zdrowotne, higieniczne, żywieniowe i wychowawcze. Nie posiadają pieluch dla najmłodszych dzieci. Nie uczestniczyli z najmłodszym synem w wizycie kardiologicznej, nie radzą sobie w opiece nad małoletnimi. Pomimo prowadzonego już postępowania sądowego nie czyją wystarczających starań na rzecz poprawy warunków bytowych swojej rodziny. Okłamują na temat swojej sytuacji i problemów pracowników socjalnych i kuratora, co ogranicza możliwość udzielenia dzieciom pomocy".

- Energii elektrycznej nie było przez kilka godzin, bo kiedy akurat byli pracownicy MOPS zabrano światło. Moja córka miała delikatne odparzenie, więc uznali to za ingorowanie potrzeb zdrowotnych. Z żywieniowymi nie wiem o co chodzi, bo dzieci mają co jeść. A jeśli chodzi o kwestie wychowawcze, to kiedy pytaliśmy panią z MOPS o sytuację synka Fabiana, który ma problemy, nie umiała nam pomóc. A pieluchy były i były ułożone na półce podczas wizyt MOPS - komentuje pani Paulina.

Schludne, czyste, cieszyły się na widok rodziców

Pani Paulina przesłała nam również opinię o sytuacji dzieci z przedszkola, do którego uczęszczają. Najstarsza, 6-letnia Angelika ma problemy z mową. "Zawsze wyglądała schludnie i estetycznie. Chętnie chodziła do przedszkola. Dziecko nie sprawiało problemów wychowawczych" - napisano w opinii. Opisano również zachowanie Fabiana, który miał problemy z kontaktem z innymi dziećmi. Nie miał jednak trudności z nawiązywaniem kontaktów z dorosłymi pracownikami przedszkola.

W dokumencie dodano: "Rodzeństwo do przedszkola przyprowadzane było najczęściej przez matkę, a odbierane przez obojga rodziców na zmianę. Dzieci zawsze ubrane były w czystą odzież adekwatnie do pogody. Na widok rodziców reagowały radością. Do przedszkola były przyprowadzane regularnie. (...) Matka codziennie pytała o zachowania dzieci oraz ich osiągnięcia edukacyjne".

Remont ludzi dobrej woli

Paulina Kadej przyznaje, że lokal, w którym mieszka z dziećmi wymaga generalnego remontu i w tym miejscu przyznaje rację sądowi. W domu, w którym rodzina mieszka w Szczecinku, luksusów nie ma. Pokazują to zdjęcia i filmy. Jeden z nich nagrała i umieściła w mediach społecznościowych Monika Tkaczyk, radna gminy Barwice. Zajęła się sprawą, bo poprosili ją o to mieszkańcy Szczecinka.

- Faktycznie to mieszkanie wymaga remontu. Ale nie ma tu molestowania, nie ma alkoholu, bicia dzieci. Nie zgadzam się z instytucjami, które ze względu na niezaradność, ubóstwo, bezrobocie i inne czynniki niż gwałty, alkohol czy pobicia odbierają dzieci rodzicom - mówi WP radna.

Pani Monika wybrała się z panią Pauliną do wszystkich instytucji, które związane są ze sprawą: Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie oraz do sądu. - Po rozmowie w sądzie pani kurator powiedziała, że jak warunki mieszkalne zostaną naprawione, a rodzice znajdą pracę, to dzieci wrócą - opowiada Monika Tkaczyk. Zdecydowała się pomóc. Znalazła już pracę pani Paulinie.

Radna pomaga również w remoncie domu. Zrobiona zostanie łazienka, pokoje dla dzieci oraz kuchnia. - Mam taką ekipę, która w ramach wolontariatu po pracy remontuje. Potrzebujemy materiałów budowlanych i oni zrobią to nie biorąc żadnych pieniędzy - mówi WP.

Na stronie zrzutka.pl trwa zbiórka na pomoc rodzinie.

"Poważne trudności z wychowywaniem"

O sytuację rodziny spytaliśmy Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Szczecinku. - Rodzina jest od wielu lat objęta pomocą MOPS. Od 2015 roku współpracował z nią asystent rodziny oraz pracownik socjalny - mówi WP Agnieszka Osowska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szczecinku.

- Były poważne trudności związane z wychowywaniem tych dzieci, co stanowiło zagrożenie dla ich rozwoju i bezpieczeństwa. W tamtym roku po zebraniu opinii z różnych instytucji sąd podjął decyzję o ograniczeniu rodzicom władzy rodzicielskiej poprzez nadzór kuratora. Mimo tego rodzina nie wprowadziła konstruktywnych zmian na rzecz właściwej opieki nad dziećmi. W związku z tym, że sprawowanie opieki było nadal niewłaściwe, sąd podjął decyzję o umieszczeniu dzieci w pieczy zastępczej - wyjaśnia Osowska.

I dodaje, że sprawa jest nadal w toku. - To nie jest tak, że sprawa dotycząca sposobu ograniczenia władzy rodzicielskiej jest zakończona. To od rodziców zależy, czy te dzieci będą mogły wrócić. Zawsze w tym zakresie mogą liczyć na naszą pomoc - tłumaczy pracownica MOPS.

Dopytywana o "trudności związane z wychowaniem" mówi, że chodzi o zaniedbania dzieci. - A zaniedbanie to też jest forma przemocy. To zaniedbania sytuacji zdrowotnej, emocjonalnej, społecznej - mówi nam Osowska.

- W MOPS nie mówią o żadnych konkretach, to nielogiczne i absurdalne. Ja tam byłam i dopytywałam. Mi mówili, że cukierków za dużo dzieci jadły, a w pokoju był napój energetyczny. I że jedno dziecko miało odpażenia. Ich argumenty są śmieszne. Poza tym po całej rozmowie pracownice oceniły, że Paulina jest dobrą matką - komentuje radna Monika Tkaczyk.

"Bez związku z sytuacją mieszkaniową"

- To w ogóle nie jest związane z ich sytuacją finansową i mieszkaniową. Rodzina była objęta wsparciem ośrodka zarówno w zakresie zabezpieczeń społecznych jak świadczenia rodzinne i 500 + oraz pomocą wynikającą z ustawy o pomocy społecznej. Na każdą potrzebę rodziny reagowaliśmy - twierdzi pracownica MOPS. - Szczecinecki sąd nigdy nie podjął decyzji o tym, żeby zabrać dzieci z powodu biedy czy złych warunków mieszkaniowych - dodaje.

Spytana, dlaczego odebrano kobiecie 11-tygodniowe dziecko, które karmione było piersią, odpowiada: - Możliwe jest, że sytuacja tego małego dziecka przeważyła przy decyzji sądu. Z tego co wiemy, u dziecka zaraz po porodzie podejrzewano problemy natury kardiologicznej. Mimo tego matka wypisała się ze szpitala wraz z dzieckiem na własne żądanie. Sąd nakazał rodzicom kontrolę kardiologiczną. Miała umówioną wizytę, ale nie stawiła się u lekarza - mówi pracownica MOPS.

Monika Tkaczyk komentuje, że kobieta nie stawiła się u lekarza, bo nie ma samochodu, a była tuż po porodzie i nie miała jak sama dojechać do szpitala. - Oni nie pomogli matce w tej kwestii, żeby zawieźć to dziecko z matką. Po prostu je zabrano - wyznaje radna.

- Ta bezradna matka walczy - dodaje radna. Teraz pani Paulina chce zobaczyć się z dziećmi, była na wizycie w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, które zarządza opieką nad maluchami. - Ona nie ma samochodu, jest sierotą, nie ma kogo poprosić o pomoc. Ja ją zawiozę do tych dzieci - mówi nam Monika Tkaczyk.

- Wierzę, że do świąt dzieci wrócą do domu - podsumowuje kobieta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (920)