Jak przeżyć
Zamachy terrorystyczne, katastrofa za katastrofą. Czy przeżyłbyś, gdybyś znalazł się w którejś z tych sytuacji? Szanse zwiększa "zaszczepienie się" przeciw bezradności.
14.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 16:02
"Iza, żyjesz?" - wysyłałam tego SMS-a raz po raz. Moja przyjaciółka mieszkająca w Londynie do pracy dojeżdża metrem. Nie odzywała się. Sieć komórkowa została zablokowana. Słysząc o ofiarach wśród Polaków, zaczęłam się poważnie martwić.
W piątek dostałam maila. "Wszystko w porządku. Żyję. Ewakuowano mnie z metra, kiedy wybuchło. Nikt nie wierzył, że to zamach. Na początku wszyscy myśleli, że awaria. Niektórzy ludzie nawet nie chcieli wychodzić, myśląc, że za chwilę wszystko będzie w porządku i pociąg ruszy. Słyszeliśmy huk, ale ja myślałam, że mi się przesłyszało. Dopiero ludzie zaczęli pytać się nawzajem, co się stało, a potem zjawiła się policja. W zasadzie wszystko przebiegło dość sprawnie, choć jedna kobieta ze strachu w ogóle nie chciała się ruszyć. Ludzie prawie ją wynieśli".
Kilka miesięcy temu tygodnik "Time" opublikował tekst, w którym omawia zachowania ludzi ocalałych z zamachu na World Trade Center. Badająca skutki katastrofy organizacja National Institute of Standards and Technology (w skrócie NIST) przeprowadziła rozmowy z 900 ocalałymi ludźmi. Wyniki były zaskakujące. Jak zachowywali się ludzie w obliczu zagrożenia życia? Myślicie, że od razu uciekali? Ależ skąd. Wpadali w panikę? Niewielu. Co zatem robiła reszta?
Nie wierzę
Kiedy samolot uderzył w budynek, w którym pracowała Elia Zedano, wszyscy usłyszeli eksplozję i poczuli, jak wieża się przechyla. "Co się stało?!" - krzyknęłam - opowiada kobieta. Czy zerwała się do ucieczki? Bynajmniej. - Czekałam, aż ktoś krzyknie: "Wszystko w porządku!", i wrócimy do pracy - opowiada. - Czekałam, aż ktoś powie, że tylko mi się zdawało.
Czy to dziwne zachowanie? Raczej nie, jeżeli weźmie się pod uwagę, że tak samo reagują uczestnicy katastrof lotniczych, morskich, świadkowie huraganów i trzęsień ziemi. Zdziwienie. Niedowierzanie - to pierwsza reakcja, która opóźnia ratowanie życia.
Następną jest upewnianie się, że naprawdę coś nam grozi. Ludzie dzwonią do rodziny, sąsiadów, lokalnych władz, mediów. 70% osób, które przeżyły atak na WTC, zamiast od razu uciekać, złapało za telefon - wynika z raportu NIST. Psychologowie mają nawet nazwę dla takiego kompulsywnego zbierania informacji w obliczu zagrożenia - mówią na to "mielenie", "obrabianie" (ang. milling).
Na szczęście jeden z kolegów Elii Zedano zareagował inaczej. - Natychmiast opuśćcie budynek! - krzyknął. Cztery lata po tamtych wydarzeniach Zedano wciąż zastanawia się, co by się z nią stało, gdyby nie ten krzyk. Jednak nawet po nim nie uciekła od razu. Zerwała się i zaczęła biegać w kółko, zastanawiając się, co ze sobą zabrać. Wzięła portfel i książkę.
W szponach instynktu
Wielu ludzi nie miało szans na ucieczkę z tamtej katastrofy. Niektórzy wybiegli od razu i ocaleli. Jednak wielu nie uciekało. Dlaczego? Specjaliści zajmujący się zachowaniem ludzi w ekstremalnych sytuacjach starają się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Być może wiedza na ten temat uratuje komuś życie.
Z raportu NIST wynika, że blisko tysiąc osób zwlekało z ucieczką, bo... chciało wyłączyć komputer. 135 osób, mimo że mogło dotrzeć do schodów ewakuacyjnych, nie zrobiło tego. Wiele osób, które dotarły do schodów, poruszało się po nich dwa razy wolniej, niż zakładały plany ewakuacji sprawdzane podczas ćwiczeń. Przeszkodą nie były źle oznakowane wyjścia, niesprawna organizacja, chaos, panika. Problem tkwił w głowach tych ludzi.
W obliczu katastrof padamy ofiarami drzemiących w nas głęboko instynktów. I jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, to właśnie często utrudnia nam ratowanie własnego życia. Jak to możliwe? Wydawać by się mogło, że w obliczu śmierci napędzani adrenaliną będziemy heroicznie walczyć o przetrwanie. No cóż... nie wszyscy.
Para Kanadyjczyków - Gobeil i Franuois - wybierała się właśnie na tajską wyspę Koh Phi Phi, gdzie odbywała szkolenie nurkowe. Razem z ośmioma innymi osobami wchodzili na łódź, kiedy nadeszła pierwsza fala tsunami. Woda przy nabrzeżu ma głębokość 20 metrów, więc fala nadeszła bez przeszkód. Po prostu nagle się pojawiła. Miała 10 metrów wysokości. ,Mój chłopak zaczął uciekać, lecz ja zamarłam, nie mogłam się ruszyć" - wspomina Gobeil. Fala porwała ją jak szmacianą lalkę i poniosła na pobliskie wzgórze. Gobeil zatrzymała się w końcu na dachu domu oddalonego prawie 150 metrów od nabrzeża z przewodami elektrycznymi owiniętymi wokół nadgarstka. Przeżyła.
Inaczej niż pasażerowie samolotu linii PanAm, który czekając na pozwolenie na start, został uderzony przez schodzący do lądowania inny samolot. Przyczyną katastrofy była mgła. Był rok 1977, wydarzenie miało miejsce na Teneryfie. Z lądującego samolotu zginęli wszyscy, z ,potrąconego" - na 396 pasażerów przeżyło siedemdziesięciu. Wśród nich Floy Heck, która wraz z mężem wracała do domu z wakacji.
"Lądujący samolot zerwał dach z naszego - wspominała to potem. - Siedziałam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć. Miałam pustkę w głowie. Na szczęście mój mąż od razu się zerwał i wyciągnął mnie stamtąd. Szłam jak odrętwiała. Pamiętam widok mojej przyjaciółki, która siedziała bez ruchu w fotelu. Kilka sekund po tym, jak wyszliśmy, samolot stanął w płomieniach. Ona zginęła". Wielu ludzi nie ruszyło się z miejsca, mimo że mieli minutę na opuszczenie samolotu. Z symulacji wiadomo, że ewakuacja wszystkich pasażerów trwałaby zaledwie 90 sekund.
Dlaczego strach czasem tak paraliżuje, że uniemożliwia ratowanie własnego życia? Neurobiolodzy znają ten mechanizm. Nazywa się go porażeniem histerycznym. W naszym mózgu dochodzi wtedy do rozłączenia komunikacji między częściami zawiadującymi wolą i fizycznym ruchem naszego ciała. Taka reakcja na zagrożenie może dotyczyć blisko 40 procent z nas.
Mózg gra na zwłokę
Wiele małych zwierząt reaguje bezruchem wobec niebezpieczeństwa - pisze ewolucyjny psycholog David Buss. - Ta reakcja pozwala lepiej ocenić sytuację, czasem powoduje zaniechanie ataku przez drapieżnika, który ma zakodowane, że nieruchoma ofiara może być martwa (i nieświeża) lub chora (i lepiej jej nie jeść). Jeżeli nie jesteśmy pewni, czy nas zauważono - pisze Buss - lub nie potrafimy dokładnie zlokalizować zagrożenia, znieruchomienie może wydawać się niezłą strategią.
Znieruchomienie występuje więc w wyniku zadziałania bodźców nowych, silnych i zagrażających. W tym czasie mózg analizuje nieznaną sytuację i decyduje, czy przygotować organizm do walki, czy ucieczki. O ile jednak taka strategia może się sprawdza w przypadku myszy i kota na łące, dla człowieka siedzącego w samolocie, który za chwilę stanie w płomieniach, może być zgubna. Kłopot w tym, że ta reakcja nie podlega wolnej woli. Jest automatyczna.
Dlaczego jednak nie doświadczył jej mąż opisanej kobiety? Okazało się, że jako dziecko przeżył pożar w teatrze. Od tego czasu zawsze w nieznanych miejscach sprawdzał, gdzie jest wyjście ewakuacyjne, i obmyślał drogę ucieczki w razie niebezpieczeństwa. Tym razem również, czekając na start samolotu, obejrzał ulotkę na temat bezpieczeństwa na pokładzie i dróg ewakuacji. W chwili zagrożenia jego mózg nie musiał przetwarzać dziesiątek nowych danych, by podjąć decyzję: ,W nogi!". Jaki z tego wniosek?
Nie ziewajcie na szkoleniach BHP, w samolotach słuchajcie, jak do was mówią, co zrobić w razie katastrofy. - Człowiek psychicznie przygotowany na wypadek ma większe szanse, by go przeżyć. Gdy wydarzenia są nieprzewidywalne, stres i lęk są silniejsze - twierdzi znany amerykański psycholog Philip Zimbardo. Dlatego podczas ćwiczeń ewakuacji z waszego biura lepiej nie zaszywać się w kafejce.
Trenowanie zachowania w sytuacji zagrożenia stanowi rodzaj "szczepionki" przeciw bezradności w takiej chwili. Widać to choćby po zamachu w Londynie. Swój sukces w ewakuacji ludzi i względny spokój po zamachach londyńczycy sami przypisywali przyzwyczajeniu z powodu wieloletniej kampanii terrorystycznej irlandzkiej IRA.
Trenuj na sucho
Niektórzy badacze uważają, że nasz mózg sam urządza sobie takie "treningi na sucho" różnych sytuacji, które mogą stanowić dla nas zagrożenie. Mówią, że temu służą koszmary senne. - W koszmarach często pojawiają się groźne zwierzęta, ktoś do nas strzela, bierzemy udział w katastrofach samochodowych czy lotniczych, ratujemy nasze dzieci, tracimy ręce lub nogi, czujemy się sparaliżowani i bezwolni, walczymy z potworami - uważa Keith Stevens, brytyjski psychoanalityk. - Im więcej przetestujemy groźnych sytuacji we śnie, tym lepiej będziemy radzić sobie na jawie - rozumuje nasz mózg i szczuje nas groźnym psem, każe nam zostać żołnierzem na froncie lub walczyć z wampirem. Absurd? Może, ale mózg nie odróżnia prawdziwych strachów od tych pokazywanych w telewizji.
W ostatnim czasie byliśmy świadkami kilku katastrof. Wciąż powracają w mediach, rozmowach, snach. Czy to przygotuje nas na najgorsze? Mam nadzieję, choć wolałabym się o tym nie przekonywać...
Olga Woźniak