ŚwiatJak Izrael pomaga terrorystom

Jak Izrael pomaga terrorystom

Podjęta przez rząd premiera Beniamina Netanjahu decyzja o zburzeniu rodzinnego domu Abdelrahmana al-Shaludiego, Palestyńczyka, który wjechał samochodem w grupę pieszych, zabijając dwie osoby, w tym trzymiesięczne dziecko, była okrutna i przyniosła efekt odwrotny do spodziewanego. Karząc ludzi winnych tylko temu, że są spokrewnieni z przestępcą, Izrael niezamierzenie przeniósł zainteresowanie z ataku i jego sprawcy, zresztą natychmiast zabitego, na własną politykę odpowiedzialności zbiorowej.

Jak Izrael pomaga terrorystom
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

Jeśli Izraelowi zależy przede wszystkim na powstrzymaniu ataków terrorystycznych, powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, by tego rodzaju akty spotykały się z powszechnym potępieniem. A to oznacza między innymi, że zarówno sprawcy, jak i ci, którzy udzielają im pomocy w dokonaniu przestępstwa, muszą być karani zgodnie z prawem.

Natomiast uderzanie w ich rodziny i sąsiadów czy też w osoby o tej samej tożsamości religijnej i etnicznej przynosi efekt przeciwny, bo wzmaga wrogość w stosunku do Izraela i niweczy moralne oburzenie, które należałoby podsycać i wykorzystać przeciw rzeczywistym sprawcom aktów terrorystycznych. W sytuacji, gdy obserwatorzy wciąż porównują obie strony, obie traktując zarówno jako ofiary, jak i prześladowców, niknie międzynarodowe poparcie i sympatia dla Izraela.

Oskarżenia o stosowanie odpowiedzialności zbiorowej padają pod adresem Izraela nie po raz pierwszy. Rząd izraelski przez lata systematycznie burzył domy domniemanych terrorystów, nim uznał, że taką polityką niszczy swój wizerunek i wcale nie powstrzymuje wrogich akcji. To, co wydarzyło się ostatnio, dowodzi, że Tel Awiw wraca do zasady odpowiedzialności zbiorowej, zarzuconej przed dziesięcioma laty.

Dlaczego ekipa Netanjahu wznawia chybioną politykę? Być może – i to jest najprostsze wytłumaczenie – premier chce zapewnić izraelską opinię publiczną, że nie będzie tolerancji dla żadnego aktu terroryzmu, choćby oznaczało to okrutną zemstę. Zapewne podobne względy związane z polityką wewnętrzną leżały u podstaw zabójstw i zniszczeń dokonanych latem tego roku w Gazie.

Izrael ma oczywiście prawo bronić się przed masowymi atakami rakietowymi prowadzonymi z Gazy, a odpowiedzialnych karać – zgodnie z prawem. Wykroczył jednak poza obronę. Zdecydował się na reakcję w sposób oczywisty niewspółmierną; zabił wielu ludzi nieuczestniczących w walce, w tym setki dzieci, zniszczył tysiące domów i przedsiębiorstw handlowych. Jeśli nawet zaspokoiło to izraelską opinię publiczną, oburzoną atakami rakietowymi, to w znacznym stopniu zniszczyło pozycję Izraela w oczach wielu krajów.

Co gorsza, działaniami w Gazie Izrael wystawił się zapewne na większe ryzyko ataków terrorystycznych. Po pierwsze, rozpalił wrogie nastroje; po drugie – odsłonił słabą stronę rządu Netanjahu, który swoją reakcją się dyskredytuje. Tę skłonność do działania wbrew własnym interesom, byle ułagodzić emocje opinii publicznej, poświadczyło niedawne zniszczenie domu al-Shaludiego.

Oczywiście, nie tylko Izrael reaguje irracjonalnie na prowokacje terrorystów. Pod pewnymi względami odpowiedź Stanów Zjednoczonych na terrorystyczne ataki z 11 września 2001 roku jest przykładem tej samej tendencji, tyle że na znacznie większą skalę i z dużo bardziej długofalowymi konsekwencjami. O ile same ataki spowodowały ogromne straty ludzkie i materialne, o tyle amerykańska wojna w Iraku, która po nich nastąpiła, przyniosła całkowite nieproporcjonalnie wielkie spustoszenia. A jej następstwa wciąż się ujawniają, czego dowodzi bezwzględność drapieżnego Państwa Islamskiego.

Pora, by rządy Izraela, USA i innych krajów uznały, że pozwalając, by oburzenie obywateli przesądzało o reakcji państwa na ataki terrorystyczne, same stają się najlepszą bronią terrorystów. Jedynie przyjmując pragmatyczną i praworządną postawę, mogą zyskać wsparcie przeciw wrogowi i zmniejszyć ryzyko narażenia swoich obywateli na atak. I to właśnie – a nie zaspokajanie publicznej żądzy zemsty – powinno być ich najważniejszym celem.

Aryeh Neier
honorowy prezes Fundacji Społeczeństwo Otwarte, założyciel Human Rights Watch, autor Taking Liberties: Four Decades in the Struggle for Rights (Czterdzieści lat walki o prawa człowieka).

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (231)