Jak białoruskie szwadrony śmierci mordowały opozycjonistów
W ekskluzywnej relacji dla DW były członek białoruskich służb wyjawia szczegóły porwań i morderstw opozycyjnych polityków sprzed 20 lat.
16.12.2019 | aktual.: 16.12.2019 20:44
Jurij Garawski zgłosił się do rosyjskiej redakcji Deutsche Welle na początku września. 41-latek ubiega się obecnie o azyl w jednym z niemieckojęzycznych regionów w Alpach. Zastrzegł, aby nie ujawniać, w jakim państwie. Bowiem za wyjawienie swojej historii obawia się zemsty swoich byłych towarzyszy z białoruskiego aparatu bezpieczeństwa.
Garawski służył jako poborowy w jednej z mińskich jednostek wojskowych, gdy z jej szeregów w 1999 roku rekrutowano jednostkę szybkiego reagowania SOBR. W rozmowie z DW Garawski opisał, jak Dimitr Pawliczenko, ówczesny pułkownik i założyciel SOBR, przyjął go do starannie dobranej grupy żołnierzy. Mieli być szkoleni do walki z groźnymi przestępcami. Tymczasem ich pierwsza akcja 7 maja 1999 r. zakończyła się zbrodnią.
Mord byłego ministra spraw wewnętrznych
W centrum białoruskiej stolicy grupa SOBR porwała wtedy byłego ministra spraw wewnętrznych Jurija Zacharienkę i przewiozła go na poligon wojskowy. Garawski relacjonuje, że to tam zastrzelił go dowódca oddziału Dmitrij Pawliczenko. Ciało Zacharanki miało być przewiezione do krematorium na Cmentarzu Północnym w Mińsku. Zacharienko miał zginąć, bo popadł w konflikt z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką i wraz z innymi krytykami próbował odsunąć go od władzy. Łukaszenko wcześniej rozszerzył swoje kompetencje w dwóch kontrowersyjnych referendach i od tego czasu rządził w sposób nieograniczony przez parlament. Dziś Białoruś uznawana jest za ostatnią dyktaturę w Europie.
Zobacz też: 27:1. Miller bezlitosny dla Morawieckiego ws. szczytu UE
Drugi incydent miał miejsce 16 września 1999 r. Tym razem żołnierze jednostki SOBR, ponownie w cywilnych ubraniach, porwali Wiktora Gonczara, byłego szefa centralnej komisji wyborczej oraz Anatola Krasouskiego, biznesmena wspierającego opozycję. Dzięki relacji Garawskiego można teraz ustalić ich późniejszy los: obaj mieli zostać zabrani do bazy wojskowej w Biehomli, zamordowani w lesie i pochowani w wykopanych zawczasu grobach.
Demonstranci trzymają plakaty z wizerunkami Wiktora Gonczara i Anatola Krasouskiego, Mińsk, 2015
Nakazy zabójstwa wydawane były tylko ustnie
W obydwa opisywane przez Garawskiego dni grupą miał dowodzić Pawliczenko: "Nie ma żadnych pisemnych dowodów, nagrań wideo, protokołów. Wszystko było przekazywane tylko ustnie". Garawski pokazał DW kopie dokumentów potwierdzających jego dane osobowe. DW sprawdziło informacje w trzech państwach i postanowiło opublikować jego relację.
Mimo to pytania dotyczące motywacji świadka pozostają bez odpowiedzi. Dlaczego Jurij Garawski zdecydował się mówić właśnie teraz? Dlaczego wcześniej nie zgłosił się do innych mediów albo organizacji międzynarodowych? Co dokładnie zrobił między odejściem z czynnej służby a ucieczką do jednego z krajów Europy Środkowej, w którym złożył wniosek o azyl? Garawski unika niektórych pytań. Pewne jest jednak, że posiada szczegółową wiedzę o sprawcach.
Kto stał za akcjami?
Relacje Garawskiego wpisują się w obraz z raportu Christosa Pourgouridesa sporządzonego dla Rady Europy w 2004 r., który badał zniknięcie opozycyjnych polityków w Mińsku. Pourgourides zasiadał w Zgromadzeniu Ogólnym Rady Europy z ramienia cypryjskich konserwatystów. Grupę w jednostce specjalnej SOBR opisuje jako "komando śmierci pod dowództwem Pawliczenki".
W wywiadzie dla DW Pourgourides idzie o krok dalej: "Niemożliwe jest, aby porwania i morderstwa były dokonywane bez zgody bardzo wysokich urzędników. I kiedy to mówię, moje myśli kierują się w stronę prezydenta Białorusi". Już wtedy międzynarodowi obserwatorzy i organizacje ochrony praw człowieka spekulowały, że to prezydent Łukaszenko stał za zniknięciem opozycjonistów. Świadek koronny Garawski nie podaje żadnych informacji o łańcuchu dowodzenia. W rozmowie z DW o udziale Łukaszenki mówi tylko: "Myślę, że o tym wiedział".
Krewni ofiary nie wierzą w wyrzuty sumienia
Potem Garawskiego miało ruszyć sumienie: "Gdzieś głęboko pojawiają się pytania, ale kiedy młody człowiek otrzymuje rozkaz, to rozumie, że albo będzie częścią systemu, albo nie. Byłem świadomy, że muszę brać w tym udział aż do końca". Dzisiaj Garawski przeprasza krewnych ofiar, z których większość przebywa obecnie na emigracji w USA, Holandii i Niemczech: "Składam wam szczere kondolencje, ponieważ brałem udział w ich zabójstwach".
Jelena Zacharienko, najstarsza córka byłego ministra spraw wewnętrznych, mieszka na emigracji w niemieckim Münster. O relacji Garawskiego i szczegółach śmierci swojego ojca dowiedziała się od Deutsche Welle. Sceptycznie podchodzi do relacji Garawskiego: - Nie wierzę, że nagle obudziło się jego sumienie - mówi. Ale Jelena Zacharienko dodaje też: "Nie chodzi o niego - chodzi o cały system, który za nim stoi".
Impuls do wyjaśnienia morderstw
Margarete Bause z partii Zielonych, członkini komisji ds. praw człowieka w Bundestagu, powiedziała DW, że nie wolno zapomnieć o niewyjaśnionych "poważnych zarzutach, jakoby prezydent Łukaszenko był osobiście zaangażowany w te zbrodnie".
- Rząd Niemiec oraz Unia Europejska nie mogą przestać żądać wyjaśnień. Muszą zrobić wszystko, co w ich mocy, aby osoby odpowiedzialne zostały pociągnięte do odpowiedzialności. Zeznania świadka Garawskiego mogą być nowym impulsem do pełnego wyjaśnienia domniemanych zabójstw sprzed 20 lat - stwierdziła.
Christian Trippe, Ekaterina Sotnik
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl