Jak będzie wyglądać szczyt czwartej fali? Mamy prognozy ekspertów
Czwarta fala pandemii COVID-19 stała się faktem. Czego możemy spodziewać się w najbliższych tygodniach? Czy kolejny szczyt zachorowań będzie się różnił od poprzednich? O odpowiedzi na te pytania Wirtualna Polska poprosiła dra Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW oraz dra Konstantego Szułdrzyńskiego z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA.
29.09.2021 08:46
We środę 29 września dobowa liczba zakażeń koronawirusem przekroczy 1230 nowych przypadków - donosi RMF FM. To o ok. 40 proc. więcej niż 7 dni wcześniej. W czwartek 23 września odnotowano w Polsce 974 potwierdzone przypadki zakażenia koronawirusem. Dla porównania równo siedem dni wcześniej było ich 722, a 14 dni wcześniej - 510. Widać więc ewidentną tendencję wzrostową.
Ostatnie dobowe raporty zakażeń niemal w całości pokrywają się z ubiegłorocznymi statystykami. 23 września 2020 roku - jeszcze przed drugą falą pandemii - MZ odnotowało również 974 przypadki. Czy ta przypadkowa zbieżność może stanowić zapowiedź dla powtórki pandemicznego kryzysu, z którym zmagaliśmy się poprzedniej jesieni?
- Na razie nie jesteśmy na takim poziomie zachorowań - mówię o skali ogólnopolskiej - żebyśmy w ogóle podejmowali decyzję o obostrzeniach. (...) Nie chcemy doprowadzać do sytuacji, w której osoby zaszczepione, odpowiedzialne ponoszą koszty nieodpowiedzialności osób, które się nie zaszczepiły i przyczyniają się do wzmożonej transmisji koronawirusa - tłumaczył szef MZ Adam Niedzielski na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej.
Czwarta fala pandemii. Czego można się spodziewać?
Rozwój pandemii COVID-19 w Polsce od wielu miesięcy analizuje zespół naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego. W ramach badań przygotowują model epidemiologiczny, który umożliwia przewidywanie, w jaki sposób będą przebiegały kolejne wzrosty zakażeń. Dane te są wykorzystywane przez Ministerstwo Zdrowia do opracowywania nowych rozwiązań i wprowadzania ewentualnych restrykcji sanitarnych.
O to, jak będzie wyglądać w naszym kraju czwarta fala pandemii, Wirtualna Polska zapytała dra Franciszka Rakowskiego, kierownika zespołu modelującego Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego.
- Przebieg tej fali jest podobny do poprzednich, ale wynika z trochę innych mechanizmów. Obecnie mamy do czynienia ze wzrostem zakażeń, który jest przede wszystkim efektem powrotu dzieci do szkół i częściowym przywróceniem normalnego życia. Patrząc na wskaźniki zakażeń, widzimy, że początek września był jeszcze spokojny, teraz widać już wyraźne wzrosty - tłumaczy w rozmowie z WP dr Franciszek Rakowski.
Czarny scenariusz? "40 tys. zakażeń"
Jak dodaje ekspert, "czwarta fala jest już faktem". - Natomiast nie wiemy jeszcze, jak duża będzie skala infekcji. Szacujemy, że w szczycie zakażeń możemy mieć nawet 40 tys. stwierdzonych zakażeń. Kwestią otwartą pozostaje jeszcze, kiedy ten szczyt wystąpi, ponieważ na podstawie obecnych danych nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić - ocenia dr Rakowski.
- Gdybyśmy mieli do czynienia z tym najczarniejszym scenariuszem, to szczyt wystąpi w okolicach listopada. Jeśli jednak fala będzie łagodniejsza, to szczytu powinniśmy spodziewać się dopiero w styczniu - wyjaśnia.
Według niego, "będziemy mieli do czynienia z bardzo dużym zróżnicowaniem zakażeń". - Ewentualnymi restrykcjami zagrożone są przede wszystkim wschód i południe Polski, gdzie tych przypadków wystąpi najwięcej. Nie spodziewałbym się za to obostrzeń np. w Warszawie. Najłagodniej fala będzie przebiegać z kolei przez północny zachód kraju - tłumaczy naukowiec.
Skutki czwartej fali? Kilkadziesiąt tysięcy zgonów
Niepokoić może natomiast liczba zgonów. - Według naszych szacunków czwarta fala pandemii w Polsce może przynieść dodatkowe ok. 30 tys. ofiar. Wśród osób do 75. roku życia może być to mniej więcej 9 tys. zgonów - mówi WP dr Rakowski.
- Najczarniejszy scenariusz zakłada również, że do szpitali trafi ponad 20 tys. pacjentów. W przypadku łagodniejszego przebiegu fali hospitalizowanych będzie około 7-8 tys. osób. I te liczby wskazują na to, że w szpitalach będzie przebywać mniej osób niż w poprzednich szczytach zakażeń - dodaje.
- W ubiegłym roku w piku mieliśmy zajętych ok. 33 tys. miejsc w szpitalach. Być może teraz konieczne będzie przywrócenie części szpitali tymczasowych, ale cała infrastruktura medyczna powinna dać radę - wyjaśnia prognostyk.
Dopytujemy, czy jesienna fala będzie już tą ostatnią. - Wszystko wskazuje na to, że tak. Być może ta czwarta fala będzie nieco bardziej rozłożona w czasie, będziemy mieli do czynienia z kilkoma jej częściami, ale dochodzimy powoli do odporności stadnej - podsumowuje dr Rakowski.
Zobacz także
Jesienny wzrost zakażeń. Dr Szułdrzyński: Nie znamy jeszcze strategii rządu
O komentarz do przedstawionych prognoz poprosiliśmy dra Konstantego Szułdrzyńskiego, kierownika Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, członka Rady Medycznej przy premierze Mateuszu Morawieckim.
- Mamy do czynienia z modelami bardziej realistycznymi i skrajnymi. Ten najczarniejszy scenariusz pokazuje, co stanie się, gdy nie wprowadzimy żadnych obostrzeń - tłumaczy w rozmowie z WP lekarz.
Jak podkreśla, nie wiadomo jednak, jak zamierza postąpić władza. - W tym momencie trudno mi powiedzieć, jaka będzie w tym zakresie polityka rządu. W końcu zalecenia Rady Medycznej nie są jedyną przesłanką, na podstawie której Ministerstwo Zdrowia podejmuje decyzje - zaznacza dr Szułdrzyński.
- Na pewno możemy spodziewać się regionalizacji obostrzeń. To zapowiadał już minister Niedzielski na konferencji prasowej. Jest to wybór mniejszego zła, patrząc na to z perspektywy obciążenia dla społeczeństwa i gospodarki. Restrykcje powinny być także bardziej indywidualne, bo obecnie najbardziej zagrożone są osoby niezaszczepione - ocenia medyk.
Pytamy więc, jakim kluczem dobierane będą ewentualne obostrzenia. - Wygląda to tak samo, jak w przypadku poprzednich fal. Myślę, że najbardziej zagrożone są wydarzenia, które skupiają dużo osób. Mowa tu przede wszystkim o imprezach masowych. Dalej w kolejce są ograniczenia dla kin, gastronomii i hotelarstwa, a także zaostrzenie limitów w sklepach - wymienia członek Rady Medycznej przy premierze.
Co ważne, zdaniem lekarza, nauka stacjonarna w szkołach nie jest zagrożona. - Powrót do ławek szkolnych we wrześniu był jedyną możliwą decyzją. Nie można było prowadzić dalej takiej polityki, aby dzieci nie chodziły do szkół. Myślę, że przywrócenie nauki zdalnej będzie traktowane przez rząd jako absolutna ostateczność - ocenia.
Jak walczyć z pandemią? "Reagować zawczasu"
- Powinniśmy przede wszystkim reagować zawczasu. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że efekt wprowadzanych obostrzeń widać dopiero po 10-14 dniach. Im wcześniej zareagujemy, tym większa jest szansa, że nie doprowadzimy do ogromnej kumulacji - wyjaśnia dr Szułdrzyński.
- Wyprzedzanie pewnych wydarzeń jest zawsze lepsze niż podejmowanie decyzji z opóźnieniem. Choć niewątpliwie jest to bardzo trudne - zaznacza.
Jego zdaniem "trzeba działać zdecydowanie i myśleć realistycznie". - Czasem mam wrażenie, że część administracji myśli, że jak o godz. 12.00 podejmie decyzję o przesunięciu 400 łóżek do pacjentów z koronawirusem, to o 12.20 te łóżka zostaną fizycznie zwolnione. A przecież na tych łóżkach w szpitalach leżą pacjenci, których najpierw trzeba wypisać lub przenieść w inne miejsce - rozkłada ręce dr Szułdrzyński.
Jak mówi, najbardziej kluczowa jest jednak kwestia szczepień. - Gdyby społeczeństwo było masowo zaszczepione, to moglibyśmy tolerować większe liczby zakażeń, bo nie szłyby za tym dodatkowe zgony i przeciążenie szpitali. Natomiast teraz, jeśli ludzie będą hospitalizowani i - co gorsza - będą jeszcze umierać, to trzeba będzie wprowadzać wszystkie środki, które są możliwe, po to, aby ten proces zahamować - tłumaczy lekarz.
- Cała sytuacja byłaby generalnie prostsza, gdyby ludzie przyjęli do wiadomości, że mamy XXI wiek i istnieje coś takiego jak medycyna. Ludzkość wynalazła szczepionki. One działają i nie zabijają ludzi. Aborygeni nadal wierzą, że kiedy zrobi im się zdjęcie, to zabiera im się duszę. Wydaje mi się czasem, że w Polsce też takie przesądy panują - konkluduje w rozmowie z WP dr Szułdrzyński.