Sasin nie ma kompletnie wyczucia. Te słowa naprawdę padły [OPINIA]
Tak już się utarło, że gdy wicepremier polskiego rządu coś obieca, Polacy są przekonani, iż stanie się odwrotnie. Teraz otrzymaliśmy deklarację: przerw w dostawach prądu nie będzie.
- Prądu w gniazdkach na pewno nie zabraknie - obwieścił Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych, w rozmowie z "Sieciami".
I byłaby to wspaniała deklaracja, z której wszyscy by się ucieszyli, gdyby nie pewien szkopuł.
Otóż obiecujący Jacek Sasin zapewniał niedawno, że na pewno nie zabraknie węgla, na pewno nie będzie kłopotów z żywnością.
Przekonywał, że inflacja spadnie na początku 2022 r.
Sasin współorganizował wybory, które się nie odbyły.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sasin obiecuje zarobki jak w Niemczech. Prof. Orłowski: niech Niemcy przyjadą do Polski na saksy
Gdy z kolei obwieszczał zakończenie kryzysów pracowniczych, choćby w górnictwie, te jedynie przybierały na sile.
A gdy wicepremier przekonywał, że jest w drodze do Turowa i ma dobre informacje dla Polski, okazało się, że Czesi nas pozywają do Trybunału Sprawiedliwości UE.
W skrócie: żaden polityk w Polsce nie ma tak beznadziejnego wyczucia chwili jak Jacek Sasin. I to nawet - żeby się nieuczciwie nie pastwić - często nie jest wina samego Sasina. Po prostu jego koledzy z rządu nie lubią podejmować się straceńczych misji, a jakoś tak się utarło, że skądinąd sympatyczny mieszkaniec podwarszawskich Ząbek podejmie się każdego zadania.
Bez filmowego blackoutu
Ale wróćmy do prądu. Sasin jest pewien, że go nie zabraknie. Eksperci oraz przedsiębiorcy uważają jednak, że sprawa nie jest wcale oczywista; przynajmniej jeśli chodzi o dostawy dla biznesu.
Niedawno "Dziennik Gazeta Prawna" informował, że branża spożywcza, drukarnie prasowe, centra handlowe oraz firmy telekomunikacyjne mają obawy. Przedstawiciele Polskich Sieci Elektroenergetycznych, czyli spółki odpowiedzialnej za Krajowy System Elektroenergetyczny, dość niepewnie uspokajali, że "na razie nic nie wskazuje na to, by konieczne było sięgnięcie po takie rozwiązania jak ingerencja w zapotrzebowanie odbiorców".
PSE przyznaje, że jesienią i zimą bilans krajowego systemu elektroenergetycznego będzie "napięty i mogą pojawić się trudności i potrzeba wspierania się importem energii elektrycznej".
Oczywiście od ograniczenia dostaw prądu przedsiębiorcom do przerw w dostawach do mieszkań droga jest daleka. Na pewno nie warto też bez powodu tzw. blackoutami straszyć. Scenariusz, w którym gasną światła w całych miastach, pozostanie domeną filmów sensacyjnych.
Ale gdy rozmawia się z ekspertami, wariantu, w którym przerwy w dostawie prądu się pojawiają, bądź co najmniej jest go dostarczane mniej niż powinno, w zasadzie nikt nie wyklucza. Choćby z tego względu, że w czasie wojny napastniczej prowadzonej przez Rosję oraz w dobie ciągłych zagrożeń hybrydowych ze strony Rosji, pewność jest towarem deficytowym.
Bez świecenia przykładem
To, czego Polakom brakuje dziś w szczególności, to poczucia stabilności i przekonania, że mniej więcej wiemy, na co musimy być gotowi.
Wyśmiewana latami polityka ciepłej wody w kranie, którą złośliwi przykleili Donaldowi Tuskowi jako wyraz braku jego ambicji, dziś urasta do rangi tego, że realizowania właśnie takich prostych kwestii od rządzących oczekujemy. Ot, chcemy wiedzieć, że jak odkręcimy kurek z ciepłą wodą - poleci ciepła.
Chcemy wiedzieć, że jak pstrykniemy włącznik światła - światło się włączy.
Chcemy wiedzieć, że jak będziemy potrzebowali węgla, to ten węgiel kupimy. I że węgiel na zimę uda się kupić jesienią, a nie przyszłą wiosną.
Jeżeli ktoś dziś oczekuje od Jacka Sasina, Mateusza Morawieckiego oraz innych przedstawicieli obozu władzy obietnic, że wszystko będzie cudownie, to chce tak naprawdę obejrzeć występ magika. Większość Polaków jednak nie chce podziwiać cyrkowych występów, tylko dostać szczerą, precyzyjną informację.
Jeśli wiadomo, że będą kłopoty z węglem bądź gazem, Polacy powinni tę informację otrzymać. Jeżeli są jakiekolwiek obawy o dramatyczny wzrost cen żywności (w pełni przecież uzasadnione), to naprawdę rodacy zrozumieją, że to nie Morawiecki z Sasinem przeklejają "cenówki" w sklepach na złość obywatelom.
I tak samo jest z prądem: jeżeli tylko istnieje jakiekolwiek ryzyko, które w niespokojnych czasach byłoby zrozumiałe, to chcemy o tym wiedzieć.
Jeśli zaś ryzyka żadnego nie ma, to przydałaby się precyzyjna informacja, w jaki sposób rząd zabezpiecza w tej kwestii interesy Polaków. Czy opieramy się na dobrej współpracy z innymi państwami, czy jednak jesteśmy samowystarczalni, czy może - oby nie - liczymy po prostu na łagodną zimę?
Polacy są mądrzy i zrozumieją. Nie chodzi przecież o to, by w każdej wypowiedzi politycy składali obietnice.
Tymczasem doszliśmy do tego etapu, że chęć tworzenia PR-u i - nomen omen - świecenia przykładem powoduje, iż lada dzień naprawdę niektórzy ruszą do sklepów po agregaty prądotwórcze.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl