Rocznica wyborów kopertowych, których nie było
Mija rok od bezprecedensowego głosowania na prezydenta Polski, które nie doszło do skutku, a kosztowało dziesiątki milionów złotych. Pandemia, a później rządzący, sparaliżowali święto demokracji. Wybory w niespotykanym wcześniej trybie, zostały przełożone na 28 czerwca 2020 roku. Jarosław Gowin, Radosław Fogiel, Władysław Kosiniak-Kamysz i Bartosz Arłukowicz - w rozmowie z WP - mówią, co zmieniły w polskiej polityce i kto powinien za nie odpowiedzieć.
10.05.2021 06:54
Można odnieść wrażenie, że tylko jedna osoba w Polsce poniosła dotąd jakiekolwiek konsekwencje w związku z wyborami prezydenckimi w pandemii. To Ewa Wrzosek, prokurator, która w kwietniu ubiegłego roku wszczęła śledztwo w ich sprawie.
Chciała sprawdzić, czy organizacja głosowania w stanie epidemii zagraża zdrowiu i życiu obywateli. Sprawa została jej ekspresowo odebrana przez przełożoną. Śledztwo umorzono niespełna 3 godziny później, a ona otrzymała dyscyplinarkę i pracuje 335 kilometrów od stolicy, w Śremie, do którego została oddelegowana. W taki sposób władza poradziła sobie z niewygodnym śledztwem.
Rządzący sami zgotowali sobie znacznie poważniejszy problem: premier wydał bezprawną decyzję o organizacji wyborów kopertowych przez Pocztę Polską, przez co rząd wyrzucił w błoto dziesiątki milionów złotych na głosowanie, którego nie było. Żaden z polityków nie poniósł za to konsekwencji.
Nadzwyczajna sytuacja
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła termin wyborów prezydenckich 5 lutego, kiedy jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo koronawirus zmieni nasze życie. Dopiero miesiąc później ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski, poinformował o pierwszym przypadku zakażenia w Polsce. Jeszcze przez kilka następnych tygodni, nikt z rządzących nie brał poważnie pod uwagę tego, że epidemia uniemożliwi wybór głowy państwa zgodnie z planem.
Według konstytucji na odłożenie wyborów pozwala wyłącznie wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych. Mimo nawoływań konstytucjonalistów, by ogłosić stan klęski żywiołowej, rząd postawił zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Nieoficjalnie wiadomo, że taka postawa wynikała przede wszystkim z obaw o to, że budżet państwa nie udźwignie ciężaru ewentualnych odszkodowań. W przeprowadzeniu wyborów 10 maja miały pomóc wybory kopertowe. Okazały się jednak klęską za dziesiątki milionów złotych. Dodatkowo wywołały jeden z poważniejszych kryzysów politycznych ostatnich lat.
Sprzeciw Porozumienia Jarosława Gowina wobec głosowania korespondencyjnego w maju, jego symboliczne odejście z rządu oraz późniejsze rozmowy z opozycją, niemal doprowadziły do rozpadu koalicji rządzącej. Jednak wybory kopertowe przyniosły problemy nie tylko Zjednoczonej Prawicy.
Niejasne stanowisko Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w sprawie terminu głosowania wywołało liczne spięcia w Koalicji Obywatelskiej. Ich efektem była wymiana kandydata na Rafała Trzaskowskiego. Z kolei jego wejście do gry, zdecydowanie zmniejszyło szanse Władysława Kosiniaka-Kamysza, który wierzył, że uda się mu wejść do drugiej tury. W rocznicę wyborów kopertowych, które się nie odbyły, pytam o konsekwencje polityczne i prawne tej bezprecedensowej historii.
Gowin: Dzisiaj zrobiłbym dokładnie to samo
- Postawa polityków Porozumienia uchroniła Polskę przed poważnym kryzysem ustrojowym. Uważam, że nasza decyzja była słuszna i dziś zrobiłbym dokładnie to samo - mówi WP Jarosław Gowin, który w październiku ubiegłego roku, po 6 miesiącach przerwy, powrócił do rządu jako wicepremier. - Mam duży żal do polskiej klasy politycznej, że nie zdołaliśmy się wznieść ponad podziały polityczne, że nie doszło do zmiany konstytucji. Proponowaliśmy przesunięcia wyborów o 2 lata, przedłużenia kadencji Andrzeja Dudy, ale bez możliwości ponownego startu. W świetle obecnej wiedzy o pandemii, tylko to rozwiązanie wydaje się właściwe – uważa wicepremier.
Jarosław Gowin niechętnie wypowiada się o rozliczeniach w rządzie za fiasko wyborów kopertowych. - Sytuacja była na tyle nadzwyczajna, że mówienie o konsekwencjach prawnych jest moim zdaniem nieadekwatne. Rząd miał obowiązek podejmować działania, żeby przygotować wybory, tak długo jak wyznaczony był termin.
Fogiel: Dzisiaj pewnie podeszlibyśmy do tego z większym dystansem
- Organizacja wyborów w pandemii była bezprecedensowa. Przecież nikt nie postanowił przywrócić w narodzie tradycji wysyłania listów, tylko mieliśmy konstytucyjny obowiązek przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Nad głową wisiała konstytucja, zagrażało nam bezkrólewie - mówi WP wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. - Dzisiaj pewnie, po rocznym doświadczeniu z pandemią, podeszlibyśmy do tego z większym dystansem. Podnoszone wówczas zarzuty opozycji o "śmiercionośnych kopertach", dziś byłyby całkowicie absurdalne, choć już wtedy takie się wydawały - dodaje.
Poseł podkreśla, że sprzeciw Porozumienia doprowadził do pogorszenia relacji w Zjednoczonej Prawicy i wydłużył negocjacje nad umową koalicyjną. - Chcielibyśmy, żeby to był już zamknięty rozdział - dodaje. Pytania o podstawę prawną wyborów Fogiel ucina stwierdzeniem, że to spór na trzy przyszłe pokolenia prawników.
Władysław Kosiniak-Kamysz: Odpowiedzialność jeszcze nadejdzie
- To jest wydarzenie bez precedensu w naszej historii, które pokazuje, że nie ma rzeczy, przed którymi ta władza się cofnie - mówi WP Władysław Kosiniak-Kamysz. Prezes PSL, jeden z kandydatów na prezydenta, uważa, że zapłacił bardzo wysoką cenę za zmianę terminu głosowania i wspieranie Jarosława Gowina w zablokowaniu wyborów kopertowych. - Gdyby głosowanie odbyło się 10 maja, to mój wynik z pewnością byłby lepszy. Wówczas szanse moje, czy Szymona Hołowni, na wejście do drugiej tury były większe. Wymiana Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego zmieniła cały układ - podkreśla.
- Wierzę, że wszystko ma swój czas, czas odpowiedzialności też nadejdzie. Nie dzisiaj, bo nikt nie jest w stanie tej odpowiedzialności wyegzekwować, ponieważ trudno mówić o niezależności wielu instytucji. To musi być dopiero po kolejnych wyborach. Chcemy powołać sejmową komisję, o swojsko brzmiącej nazwie Prawa i Sprawiedliwości, żeby te rządy zbadać. Również to, co działo się z wyborami, te dziesiątki milionów, które zostały zmarnotrawione. Decyzje, które zostały podjęte bez podstawy prawnej będą rozliczone - zapowiada Kosiniak-Kamysz.
Arłukowicz: Kolejne przesunięcie granic
- Pomysł na wybory kopertowe był najbardziej kuriozalnym w polskiej polityce ostatnich lat. To było kolejne przesunięcie granic. Wniosek jest jeden: nigdy więcej nie dopuścić do podobnej sytuacji - mówi Bartosz Arłukowicz, który kierował sztabem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. - Jestem stuprocentowo przekonany, że przyjdzie czas na konsekwencje wobec ludzi, którzy podejmowali w tej sprawie decyzje, między innymi wobec Jacka Sasina, który był ich wykonawcą - dodaje.
Jacek Sasin – wicepremier z memów
Twarzą wyborów kopertowych, szczególnie w internecie, stał się Jacek Sasin. Minister aktywów państwowych, w tamtym czasie szczególnie często pojawiał się w mediach. To on stał się żyrantem głosowania korespondencyjnego i osobiście zapewniał, że wybory 10 maja z pewnością się odbędą. Kiedy okazało się, że słowa nie dotrzymał, a dziesiątki milionów złotych zostały wyrzucone w błoto, tłumaczył w TVN24, że "demokracja kosztuje". W nieoficjalnych rozmowach jego otoczenie wielokrotnie zasłaniało się dokumentami podpisanymi przez Mateusza Morawieckiego, twierdząc, że Jacek Sasin z wyborami kopertowymi nie miał prawie nic wspólnego. Od maja ubiegłego roku wicepremier jest nieco mniej aktywny w mediach. Nie odpowiedział także na moją prośbę o rozmowę w związku z rocznicowym tekstem.
Wrzosek: Są podstawy do postawienia premierowi zarzutów
Ewa Wrzosek najnowsze doniesienia w sprawie wyborów kopertowych obserwuje ze Śremu. Podkreśla, że wszczęte przez nią śledztwo dotyczyło bezpieczeństwa epidemicznego podczas wyborów w stanie epidemii, a nie bezpośrednio wyborów kopertowych i ich organizacji. Prokurator jest jednak przekonana, że błyskawiczne umorzenie go, wszczęcie postępowania dyscyplinarnego i delegacja z dala od Warszawy, to ostrzeżenia dla innych śledczych, że w sprawach tak ważnych dla władzy, do prowadzenia jakichkolwiek czynności trzeba mieć aprobatę przełożonych.
- Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez premiera i innych urzędników państwowych przy organizacji wyborów kopertowych powinno być wszczęte już teraz. Nie wiem, dlaczego Prokurator Generalny nie podejmuje takiej decyzji - mówi Wrzosek. Prokurator powołuje się na orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, według którego premier całkowicie bezprawnie polecił Poczcie Polskiej przygotowanie wyborów kopertowych, a Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych drukowanie kart do głosowania. – Na podstawie mojego wieloletniego doświadczenia zawodowego uważam, że są realne podstawy do postawienia premierowi zarzutów z artykułu 231 kodeksu karnego. To przepis, który mówi o nadużyciu władzy - przekonuje.
- Sądzę, że osoby, które podejmowały decyzje z rażącym naruszeniem prawa, miały nadzieję, że nie poniosą odpowiedzialności. Biorąc pod uwagę kondycje organów, które aktualnie stoją na straży prawa, pewnie jest to słuszne założenie. Ciągle mam jednak nadzieję, którą podziela szerokie grono prawników, że ten stan nie będzie trwał wiecznie – dodaje Ewa Wrzosek.